Opole to mroczne miasto, zawsze byłem o tym przekonany. Tak mroczne, że w zasadzie nie słyszałem o fantastycznym wydarzeniu, które trwało by tam więcej niż jeden dzień. Wszystko miało zmienić się dzięki Opolconowi, którego organizatorzy jeszcze w grudniu 2012 roku podawali mi termin imprezy. Po wszystkich roszadach w kalendarzu, dni 13-15 września postanowiłem spędzić w Opolu, aby obejrzeć na własne oczy ich debiut na polskiej mapie konwentowej. A nadmienić trzeba, że w dniach 13-15 września odnotowaliśmy siedem imprez około fantastycznych…
Jednak zanim udało mi się dotrzeć na miejsce, odbyłem przykrą walkę z pewnym złym trollem. Badtroll, czyli system, który odpowiadał za rezerwowanie miejsc na sali noclegowej oraz rejestrację na imprezę, ma nazwę bardzo adekwatną do tego, jak działa. Najlepszym przykładem jest przypadek jednego z moich znajomych, któremu po tygodniu nie udało się zalogować i musiał ponownie rejestrować konto. Zresztą samo robienie rezerwacji i rejestracji na konwent było kompletnie nie intuicyjne. Bo zasadniczo mi dość ciężko wpaść na pomysł, żeby te dwie czynności wykonywać po kliknięciu w napis „wejściówki” opatrzony grafiką monet (przypominam, że Opolcon to impreza darmowa). Nie mówiąc oczywiście o tym, że nie mogłem dokonać rezerwacji miejsca noclegowego przy zgłaszaniu punktów programu. Naprawdę, system ten wymaga wielu ulepszeń, o których w tym tekście wspomnę na pewno.
Konwent odbywał się w Zespole Szkół Elektrycznych im. Tadeusza Kościuszki, znanym miejscowym, jako Elektryczniak. Budynek znajdował się mniej więcej dziesięć minut drogi od dworca PKP i miał wokół siebie całkiem przyjemną bazę sklepów i różnego rodzaju punktów gastronomii. Pub konwentowy znajdował się na rynku, który także znajdował się dziesięć minut od szkoły i gdyby nie paskudna pogoda, to zapewne nikt nie narzekałby na spacer po mieście. Sama szkoła była bardzo przestronna, choć widać było, że nie wykorzystano jej powierzchni w stu procentach, co rokuje dobrze na przyszłość. Organizatorzy zapomnieli natomiast okleić drzwi od szkoły plakatem, informującym, że coś się w niej odbywa. Gdybym nie był stałym konwetowiczem, nie posiadał umiejętności rozpoznawania z daleka innych uczestników tego typu imprez, to nie wiem czy bym bez problemu trafił na miejsce. Bardzo ciekawą rzeczą w szkole były telewizory, które wyświetlały program konwentu na dany dzień. Szkoda tylko, że tabele nie były zbyt często aktualizowane i że ktoś nie pomyślał o tym, że mimo wszystko na drzwiach każdej sali przydała by się rozpiska inforumjąca o odbywających się tu punktach.
Gdy już moje nogi stanęły na terenie imprezy, przyszła pora na akredytacje. Niestety, był tu jeden z bardziej chaotycznych i niewydarzonych sposobów akredytowania osób na imprezę. Mimo iż impreza była darmowa, każda osoba musiała podać swoje dane, co było tłumaczone ubezpieczeniem każdego uczestnika od NNW. Jednak to było niczym w porównaniu z tym, co zaserwowali mi organizatorzy. Na wejściu otrzymałem dwa identyfikatory, dla mediów i ten, który uprawniał mnie do noclegu w szkole. Gdy już odchodziłem od stanowiska akredytacyjnego, złapał mnie jeszcze jeden organizator, który kazał mi jeszcze odebrać identyfikator dla twórcy programu. Oczywiście, gdy podszedłem do odpowiedniego stanowiska, po raz kolejny poproszono mnie o dowód. Na szczęście, dziewczyna z stanowiska obok, która mnie wcześniej akredytowała, jeszcze miała gdzieś na wierzchu kartkę z moimi danymi. Nie rozumiem, po co mi aż trzy identyfikatory na imprezie, ale zdecydowanie jest to zabawne. Na przyszły rok lepiej, żeby sprawę akredytacji medialnej oraz noclegów dla tychże osób, ogarnąć zwyczajnie poza systemem badtroll. To samo zresztą dotyczy twórców programu.
Kolejną niespodzianką były materiały otrzymane po akredytowaniu się. Albo raczej ich szczątkowy brak. Każdy uczestnik imprezy otrzymywał identyfikator (niektórzy nawet trzy, nie byłem odosobnionym przypadkiem) oraz kartki z tabelą programową i mapą szkoły. Samo wykonanie identyfikatorów budzi mały niesmak, były brzydkie, niechlujne i w dodatku, w żaden sposób niezabezpieczone przed niszczeniem. A wystarczyło je chociaż za laminować, choć pewnie za wyjaśnienie usłyszę magiczne słowa „impreza była darmowa”. Czy czegoś brakuje? Tak, brakuje oczywiście informatora, w którym możemy spojrzeć na regulamin imprezy, poczytać dokładne opisy punktów programu, czy też sprawdzić listę organizatorów. Rzeczy obowiązkowej na każdej imprezie, która ułatwia wiele rzeczy. Gdy pytałem kogoś, gdzie można przeczytać opisy punktów, sprawdzić kto daną atrakcję prowadzi, odsyłano mnie… Tak, do badtrolla. Niestety, organizatorzy nie rozumieją, że nie każdy posiada Internet w komórce.
Noclegi na imprezie zorganizowano w sali gimnastycznej szkoły, co zapewniło odpowiednią ilość miejsca dla każdego chętnego na taką formę noclegu. Niestety, warunki panujące w tym miejscu pozostawiały wiele do życzenia. Na sam start imprezy, jakiś geniusz z patrolu, któremu się najwyraźniej nudziło, postanowił rozwiesić po sali taśmę ostrzegawczą, która zwyczajnie utrudniała poruszanie się. Dodatkowo, przez całą noc paliło się światło, a spora część ludzi, zwyczajnie chrapała. Oczywiście, o braku ogrzewania, w te wcale nie najcieplejsze noce, nie muszę już wspominać, prawda? Gdybym wiedział, że noclegi będą w takich warunkach, zdecydowanie skorzystałbym z akademików, w których organizatorzy pomagali zarezerwować miejsce.
Gdy już każdy znalazł sobie miejsce, przyjrzeliśmy się programowi. A ten trzeba powiedzieć, mocno szedł w ilość, choć niekoniecznie w jakość. Do dyspozycji użytkowników oddano cztery sale „panelowe”, jedną naukową, jedną o mandze i anime oraz sale pod LARP-y, planszówki i inne rozrywki. Sale panelowe, niewiele miały wspólnego z panelami. Odbywały się w nich prelekcje i konkursy, których ułożenie czasami było skrajnie nieprzemyślane. Choćby taki głupi fakt, że były momenty, iż odbywały się dwa konkursy naraz, były też takie, gdy konkursu nie było żadnego. Osobnym tematem jest niedziela, która programowo po prostu leżała i nie oferowała nic, co by powodowało żebym chciał opóźnić swój wyjazd z Opola.
Na dodatek, żeby nie było zbyt miło, sporo punktów wypadło z programu. W skrajnych przypadkach, organizatorzy nie potrafili nawet zaktualizować programu wyświetlanego w telewizorach czy przywiesić kartki na drzwiach, że dana prelekcja się nie odbywa. Dzięki tak wspaniale przemyślanemu planowi fuckupu programowego, gdy w sobotę o 19:30 chcieliśmy się udać na prelekcję, w każdej sali panelowej zastaliśmy pustkę.
Na ostatnim piętrze szkoły zlokalizowany był games room i miejsca dla graczy w M:tG. W tym pierwszym ilość gier nie powalała na nogi i dla kogoś, kto jest trochę bardziej ograny, nie było zbyt dużego wyboru. Koniec końców, nie zagrałem w żadną planszówkę, bo ile można grać w Osadników z Catanu? Jedyny turniej w grę planszową, legendarnego Munchkina, przeszedł mi koło nosa, z powodu odbywającego się w tym czasie mojego punktu programu. Cóż, takie życie. Magicowców praktycznie w ogóle nie było widać, na programie nawet nie znalazła się rozpiska ich turniejów. Jednak był za nie odpowiedzialny Roman Cupek, co zapewne dla większości karciarzy wystarcza, żeby wiedzieć, jaki był poziom turniejów.
Na pierwszym piętrze ulokowała się Retrogralnia, która na imprezę z sprzętem dojechała z Wrocławia. Fajerwerków nie było, sześć stanowisk, na których można było znaleźć atarynkę, amigę, komodę, klona pegasusa, nesa i Nintendo 64. Ostatni sprzęt został podłączony na rzutnik, dzięki czemu rozgrywki w jedyną słuszną grę na tę konsolę, Mario Kart, wyglądały bardzo przyjemnie. Aż żal, że nie zorganizowano jakiegoś turnieju.
Czarę goryczy w niedociągnięciach imprezy, przepełniło zaproszenie do pomocy w ochranianiu imprezy Patrolu. Niestety, nie jestem w stanie zrozumieć, czemu organizatorzy różnych imprez ciągle zapraszają do współpracy grupę ludzi, która po każdej imprezie obrywa za aroganckie zachowanie i coraz to głupsze pomysły. Znaczy, rozumiem ideę potrzeby ludzi, którzy będą chodzić po szkole, sprawdzać czy nikt nie łamie regulaminu. Nie rozumiem, czemu musi się to odbywać w umundurowaniu wojskowym, bez żadnego szacunku dla uczestników imprezy i uważaniem się za ochronę. Nie pojmuję też, dlaczego funkcję konwentowej ochrony wypełniają osoby poniżej osiemnastego roku życia. W tej organizacji jest parę osób, które naprawdę dobrze wykonują swoją pracę. Co z tego, skoro kiedy przyjdzie co do czego, pojawi się buraczana banda, która całej reszcie robi złą opinie. Wcale nie potrzebuję, żeby ktoś dla mnie zarywał noc, żeby ktoś dla mnie pilnował porządku w ten sposób. Kiedyś konwenty doskonale sobie radziły bez sztucznych instytucji i nie było z tym żadnego problemu.
Opolcon był pierwszym trzydniowym konwentem organizowanym przez Opolski Klub Fantastyki „Fenix”, nieznanych w fandomie z tego, że pomagali przy wielu Wrocławskich imprezach, czy też robili mniejsze wydarzenia w swoim mieście. Zapewne można by w ten sposób wytłumaczyć wszystkie wpadki organizacyjne na imprezie, jednak większości z nich dało się uniknąć małym nakładem finansowym i trochę większym własnej pracy. Za rok do Opola mimo wszystko przyjadę. Choćby po to, aby sprawdzić, czy ktoś wziął sobie do serca moje słowa. Bo nie piszę ich po to, by kogoś pogrążyć, tylko żeby następnym razem było lepiej. Bo potencjał imprezy jest bardzo duży.
Ocena: 2+/6