Po pewnym felietonie na serwisie Konwenty Południowe dotarła do mnie pewna rzecz. Ludzie nie do końca wiedzą, czym jest fandom i z czym dokładnie się go „je”. I w zasadzie, powinienem przejść obok i pozwolić żyć każdemu swoim życiem.
Ale jestem redaktorem naczelnym Informatora Konwentowego, który mocno interesuje się życiem fandomu fantastycznego. Dlatego też postanowiłem postarać się wyjaśnić, czym w zasadzie jest fandom, dlaczego kłótnia między fantastami a mangowcami to nie wojna w fandomie i po co w zasadzie nam są podziały.
Definicja fandomu
Zacznijmy może od najważniejszej rzeczy. Od zdefiniowania słowa fandom. Fandom w największym skrócie to nieformalna grupa fanów aktywnie działająca na rzecz swojego zainteresowania. Oczywiście, to tylko moje podejście do sprawy i na pewno znajdą się osoby, które inaczej rozumieją to słowo, jednak wydaje mi się, że jestem najbliższy prawdy.
Aby zostać członkiem tej elitarnej grupy, nie trzeba się nigdzie zapisywać ani nie trzeba nikogo prosić o zgodę. Wystarczy, że ktoś zacznie aktywnie działać na rzecz swojego hobby. Kwestią dyskusyjną dla wielu osób jest czy samo pojawienie się na konwencie robi z kogoś członka fandomu.
Osobiście uważam, że jeśli ktoś ma pasję i dzieli się nią z innymi uczestnikami na konwencie, niekoniecznie przez oficjalny punkt programu, może być uznany za członka danego fandomu. To oczywiście sprawia, że wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy z członkostwa w tej dziwnej grupie.
Źródło problemów
Problem pojawia się, gdy dochodzimy do momentu, w którym każda grupa fanów może stworzyć swój fandom, a posługując się tym terminem, zapomina dodać, o jaki fandom im chodzi. Bo to jest właśnie sedno problemu. Niektórzy myślą, że fandom to wszyscy fani. Nieważne czego, ważne, że są fanami.
Problem ten wynika z historii rozwoju ruchów fanowskich w Polsce. U nas na początku był praktycznie tylko jeden fandom – fandom fantastyczny. Wiele rzeczy do nas docierało z opóźnieniem i fanów było zwyczajnie mało. Dopiero po upadku komunizmu, gdy w Polsce pojawiło się więcej rzeczy z zachodu i wschodu, zaczął się formować fandom mangowy, rpg czy gier karcianych.
Dlatego wiele osób mówiąc o fandomie, myśli o fandomie fantastycznym. W czasach, gdy fandomów zrobiło się dużo, to oczywiście duże uproszczenie. Nie ma jednego wielkiego fandomu. Dlatego mówiąc o wojnie między mangowcami a fantastami, nie można mówić o “wojnie w fandomie” a o “wojnie między fandomami”.
Fandom Wars
Jest wiele grup fanów na świecie, które od zawsze prowadziły ze sobą walkę. Najlepszym przykładem jest chyba spór fanów Star Treka i Star Wars o to, które uniwersum jest lepsze. Historia tej kłótni jest długa, a w dzisiejszych czasach jej forma jest bardziej żartem, niż jakimś poważnym konfliktem.
Oczywiście, problemem też jest to, że większość konwentów za punkt honoru obrało sobie zrobienie imprezy dla jak największej ilości uczestników. Fantastyka przejawia się bowiem w prawie każdej formie, czy w grach, filmach czy mangach i anime.
W efekcie największe nasze imprezy, z Pyrkonem na czele, są imprezami wielogatunkowymi, na których przenikają się różne fandomy. I nie ma w tym absolutnie nic złego, ponieważ nikt nigdy nie zabraniał być członkiem różnych grup zainteresowań. Sam osobiście mam spore spektrum zainteresowań i jestem z tego dumny.
Dodatkowo fandom, jako nieformalna grupa, skupia bardzo różne osoby z bardzo różnym podejściem do wielu tematów. Po prostu nie ma opcji, żeby każdy każdego kochał. I o ile te osoby działają w jednym fandomie, to ich spory nie wychodzą zwykle poza grupę zainteresowanych, tak, gdy są w różnych, ich kłótnia rzutuje na coraz większe kręgi.
Utopia? Postoję z boku
Oczywiście, chciałbym żyć w społeczeństwie bez kłótni, ale zdaje sobie sprawę, że wtedy większość ludzi musiała by mieć takie same poglądy jak ja. A na dłuższą metę byłoby nudne, gdyby każdy twierdził, że najlepszym polskim pisarzem fantastyki jest Jacek Dukaj, a podniecanie się przyziemną serią anime jest zwyczajnie infantylne.
To, że ludzie z różnych grup się nie lubią jest naturalne tak samo jak to, że łosie w okresie godowym ryczą. Osobiście nie widzę nic złego w tym, że pewne grupy zwyczajnie się nie lubią, w końcu są grupami różnych osób o zupełnie różnych zainteresowaniach.
Gdyby nie istniał podział na poszczególne fandomy, wszyscy fani wszystkich rzeczy mogliby być traktowani jako jedna grupa przez osoby niezainteresowane. A tak być nie powinno. Niestety, uproszczenia prowadzą do problemów. Żyjemy w czasach dość sporej odpowiedzialności zbiorowej, czy tego chcemy czy nie. Posługując się nieprecyzyjnym słownictwem skazujemy się na zły odbiór przez drugą stronę.
Zgubne skutki
Najlepszym przykładem są tu fani fantastyki z Rzeszowa, którzy mają problemy w organizacji konwentów, przez zły PR zrobiony przez mniej odpowiedzialnych fanów mangi i anime. Bo człowiek niesiedzący w temacie, słysząc konwent i mając styczność tylko z jakimś ekstremalnym przypadkiem niepoprawnej imprezy, będzie tak kojarzył wszystkie tego typu imprezy. Bardzo bym chciał, aby tak nie było, ale niestety taka jest nasza rzeczywistość.
Dlatego też moim marzeniem jest, aby każdy posługiwał się precyzyjnym słownictwem i dokładnie określał, w jakim fandomie działa. Im bardziej sami będziemy świadomi jak działa nasze środowisko, tym lepiej i łatwiej będzie nam odrzucać bezpodstawne zarzuty kierowane do zupełnie innej grupy. Po prostu, niech każdy sprząta po sobie.
A jeśli idzie o wojny między grupami, zostawmy je tym, którzy chcą je prowadzić. Osobiście nie widzę najmniejszego sensu w udowadnianiu komuś, że moje hobby jest lepsze od jego. Bo szczerze, jaki w tym w ogóle sens?