Imprezą o najdłuższej tradycji w Lublinie i okolicach, a także jedną z najstarszych w Polsce, są organizowane od 1987 roku Lubelskie Dni Fantastyki. Jak łatwo policzyć tej zimy wypadała jubileuszowa, XX edycja spotkania.
W dniach 23-24 lutego 2007 roku Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki „Cytadela Syriusza” oraz Dom Kultury LSM (którego siedziba była jednocześnie miejscem odbywania się konwentowych atrakcji) zapewnili dużą porcję dobrej zabawy uczestnikom. Warto przy tym wspomnieć, że po raz pierwszy LDF-y odbyły się w innym miejscu niż Wojewódzki Ośrodek Kultury.
Jeśli chodzi o program imprezy, mógł być on szokujący dla uczestnika, który nie znał charakteru i specyfiki konwentu. Zasadniczo LDF-y to bardzo mała i skromna impreza. Jest to najmniejszy konwent organizowany przez LSF „CS”, gdyż w tym roku pojawiło się „tylko”, a jak na warunki imprezy, „aż”, ok. 140 osób. W zeszłym roku było ich 120, a dwa lata temu jedynie 60. Tendencja zwyżkowa w dużej mierze jest spowodowana zmianą osób odpowiadających za organizację.
Opis atrakcji będzie niewielki, gdyż i samych punktów programu było bardzo mało, bo jedynie 20. Znalazły się wśród nich prelekcje popularno – naukowe, fantastyczne, o grach fabularnych, a także konkursy. Niewątpliwą atrakcją była sesja w Eberron prowadzona przez Tomasza „Kadyceusza” Pudło – tegorocznego zdobywcy Pucharu Mistrzów Mistrzów. Między punktami programu cieszącymi się największa popularnością należy wymienić dyskusję prowadzoną przez ks. Damiana Kalembę pod tytułem „Czy z fantastyki trzeba się spowiadać?”, a także „Pokazywanki”, które zadomowiły się bardzo dobrze na polskich konwentach. Kolejnym interesującym punktem programu był „Konkurs muzyczny”. Wśród innych atrakcji wartych polecenia należy powiedzieć o Games Roomie działającym przez cały czas trwania konwentu, czyli od 10 w sobotę do 16 w niedzielę. Gry do GR zostały zapewnione przez LSF „CS”, przez co każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oprócz znanych i popularnych na polskim rynku, można też było zagrać w dość nietypowe gry, które konwentowiczom zostały udostępnione z uprzejmości DK LSM.
Prelekcję cieszyły się bardzo różnym zainteresowaniem. Co najmniej jeden punkt programu nie mógł odbyć się z powodu zbyt małej ilości słuchaczy, inne zaś cieszyły się tak dużym powodzeniem, że sala była wypełniona po brzegi. Warto przy tym zaznaczyć, że prelegenci do swych oracji byli przygotowani bardzo rzetelnie, co niewątpliwie jest plusem, bo zdarzają się większe konwenty, na których poziom spotkań okazuje się być przerażająco niski.
Program, mimo swej niewielkości, zapewniał uczestnikom odpowiednią porcję rozrywki, a przy połączeniu z bardzo dobrze wyposażonym Games Roomem LDF-y nie pozwalały się nudzić. Do tego mili i sympatyczni organizatorzy, a także uśmiechnięci uczestnicy, bo wszystko na konwencie szło bardzo gładko, dawali bardzo pozytywny obraz.
Nie spotkałem się, ani również nie słyszałem, o żadnych problemach organizacyjnych. Akredytacja działała sprawnie, choć ilość uczestników wcale nie przysparzała nawału pracy. Obsługa także zasługuje na słowo pochwały – w łazienkach nie zabrakło ani mydła, ani papieru toaletowego, a śmieci z terenu konwentu były usuwane szybko.
Jedynym problemem, jaki zauważyłem podczas LDF-ów, była pani, która opiekowała się obiektem Domu Kultury i pełniła rolę stróża nocnego. Przeszkadzała jej głośna, nocna zabawa na korytarzach oraz spożywanie napojów alkoholowych w salach. Do większych ekscesów nie doszło, ale organizatorzy mieli kwaśne miny, zaś kobieta z DK rozwścieczoną.
Część osób nieuczestnicząca w życiu konwentowym po zmroku, mogła wybrać jedną z trzech sal, które były udostępnione, jako noclegowe. Największa, najbardziej przestronna, okazała się być najzimniejszą, dlatego wielu uczestników wróciło do swoich domów (jakby nie patrzeć, LDF-y mają raczej miejscowy charakter, ale były też osoby z miejscowości oddalonych o ok. 50 km od Lublina, a także jedna z Łodzi).
Dużą zaletą lubelskich konwentów jest ich umiejscowienie blisko centrum. W tym wypadku jazda autobusem zajęłaby ok. 10 minut, zaś spacerkiem 25 minut. Leniwi mogli skorzystać z kilku numerów telefonów do pizzerii, które zapewnili organizatorzy. W ostateczności można było odwiedzić super market, który znajdował się dosłownie po drugiej strony ulicy.
Na wielu konwentach jedzenie dostępne jest na miejscu, a bufety działają całą dobę, w wypadku LDF-ów tak nie było, ze względu na mała frekwencja, lecz wcale to nikomu nie przeszkadzało. Po rozmowach z uczestnikami jestem pewien, że lwia część z nich bawiła się bardzo dobrze, a czego można żądać od organizatorów, jak nie zapewnienia wszystkim radochy?
Konwent oceniam dobrze – na 4kę. Nie była to impreza wybijająca się wśród innych konwentów, lecz jednocześnie nie zabrakło na niej żadnego elementu charakterystycznego dla udanego spotkania entuzjastów literatury fantastycznej, gier fabularnych i planszowych. Mili i pomocni organizatorzy, super atmosfera i mnóstwo śmiechu. Z czystym sumieniem mogę polecić przyjazd do Stolicy Wschodu, nikt nie powinien czuć się zawiedziony.