W dniach 11-13 lipca 2008 roku w Zespółe Szkół Energetycznych przy ulicy ul. Loretańskiej 16 w Krakowie odbywał się konwent Telep 2008. Nazwa imprezy nieodmiennie kojarzy się wszystkim z posiadającym wieloletnią historię cyklem Teleportów, który zazwyczaj odbywał się w Gdańsku (z małą odskocznią w postaci wrocławskiej imprezy łączonej z lokalnymi Dniami Fantastyki) . W tym roku ten nieodmiennie związany z portalem Gildia.pl, jak zapowiedzieli organizatorzy konwent przeteleportował się Krakowa. Przy okazji zmienił też nazwę, a dużą część obowiązków i ciężaru tworzenia wydarzenia przejęła lokalna ekipa ludzi. Mało jednak kto zauważył, tę wydawać by się mogło drobną różnicę.
Budynek Telepowej szkoły znany jest większości konwentowiczów związanych z fantastyką z odbywających się tam swego czasu konwentów ConQuest. Jest to duży kilkupiętrowy budynek z dość odległych czasów. Jego położenie jest wręcz doskonałe – znajduje się bowiem tuż przy krakowskich plantach, praktycznie niedaleko rynku, rozsądnej odległości od dworca PKP (umożliwiającej dotarcie na imprezę pieszo). Tuż obok swoją siedzibę znany również w szerokim gronie konwentowiczów pub Stary Port, równie niedaleko znaleźć można sklep 24-godzinny, czy też aptekę.
Szkoda tylko, że samo wnętrze szkoły ma już swoje lata i ewidentnie ostatni remont widziało jakieś dwie dekady temu. Szczególnie widać to w ubogich sanitariatach wyposażonych np. w tylko jedną umywalkę i dość zniszczonych kabinach. Plusem jest natomiast posiadanie prysznicy, do których ustawiała się kolejka słusznej długości złożona z konwentowiczów bardziej ceniących sobie higienę osobistą. W szkole znaleźć można było również bardzo przytulny i klimatyczny bufet serwujący typowe szybkie dania.
Mimo, iż szkoła w której zagościł Telep była dość słusznych rozmiarów, na cześć sypialną przeznaczono dosyć mało sal (na ostatnim piętrze), także w piątek po południu miejsce znaleźć można było już tylko na korytarzach. Na szczęście ilość uczestników nie przekroczyła masy krytycznej i podłogi na zewnątrz starczyło akurat – choć nie jest to oczywiście miejsce tak wygodne do spania jak sale do tego wydzielone.
Przy wejściu na imprezę i opłaceniu akredytacji każdy uczestnik otrzymywał …przysłowiową figę z makiem. Funkcje rozdawanych zazwyczaj na tego typu imprezach identyfikatorów (czy to przypinane, czy to zawieszane na szyi, czy też badże) spełniały żółte opaski przypinane wokoło nadgarstka. Było one niezdejmowalne, wodoodporne i obecne na rękach konwentowiczów obowiązkowo do końca imprezy. Oczywiście można było zapomnieć o wpisaniu gdzieś swojej ksywy, a wyprawa na miasto wiązała się z uczuciem, jakie musi przeżywać osoba, która uciekła z wariatkowa (przez kolor opaski). Identyfikatory w postaci kserowanych karteczek wsuwanych do typowych plastikowych ID otrzymali jedynie orgowie, obsługa i twórcy programu (oraz media).
Normalnie należało by opisać tutaj zawartość i wygląd informatora, jednakże również tego na Telepie zabrakło. Co prawda istnieją dowody, iż na samym początku imprezy kilkoro uczestników otrzymało pojedynczą kartkę A4 ze zmniejszonymi do rozmiarów niewidocznych gołym okiem stronami informatora, ale w piątek popołudniu już nikt o niej nie słyszał, ani też jej nie widział. Co ciekawe nikt z organizatorów nie posiadał również aktualnego planu programu. Co prawda kilka sztuk znalazło się przyklejonych obok kilku z sal prelekcyjnych, dzięki temu i wynalazkowi aparatów cyfrowych konwent nie dla wszystkich był przysłowiową zgaduj zgadulą. Przez cały okres trwania imprezy nikt z orgów jednak nie pomyślał o tym by skoczyć na ksero i wydrukować trochę kopii programu, a wśród uczestników, którzy może by i na to wpadli nie było właściwie żadnej jego kopii, która mogła służyć, jako źródło. W sobotę rano rozwieszono duże dobrze widoczne rozkłady prelekcji, niestety zupełnie nieaktualne, na których nie było zaznaczonych około 30% punktów imprezy. Dopiero po południu, na ścianach w końcu znalazły się ich aktualne wersje. Przyznam szczerze, że to pierwszy przypadek tego typu z jakim się spotkałem.
Sama akredytacja składała się z jednego stolika, przy którym na początku Telepa siedziały aż 2 osoby, potem obsada zmniejszyła się do jednej, następnie zupełnie zanikła wraz ze sprawdzaniem kto właściwie na imprezę wchodzi. W pewnym momencie jednak ktoś się obudził i od tej pory już dokładnie sprawdzano, czy każdy posiada swoje żółte papiery (opaskę).
Samego wnętrza konwentu nikt nie pilnował, albo robił to bardzo skrycie. Tak, czy owak – to w zupełności wystarczyło, gdyż na imprezie panował jako taki ład i porządek. Niestety trudno powiedzieć, czy to zasługa organizatorów, kultury osobistej uczestników, czy faktu, że większość ludzi poszła na miasto.
Program Teleportu podzielony był na dwa bloki główne i kilka pobocznych. Pierwszym z nich był dział poświęcony Mandze i Anime. Główne atrakcje prezentowane były w dwóch salach panelówkowo-konkursowych i w Mainie, w którym to głównie odbywały się projekcje. Atrakcje takie, jak Cosplay i koncerty odbywały się poza terenem konwentu, w klubie Rotunda. Drugi blok – fantastyczny – składał się z dwóch sal. W pierwszej odbywały się prelekcje ogólne, w drugiej sporo pokazów różnych systemów RPG wraz z sesjami przykładowymi. Popularne LARPy miały swoją osobną salę, choć te które odbyły się wędrowały praktycznie po terenie całej szkoły. Nie należy zapomnieć o zorganizowanym podobno w ostatniej chwili Games Roome połączonym z Konsolówką. Na parterze można było również pograć sobie w mającego niedługo oficjalna premierę polskiego Munchkina. W Sali gimnastycznej ulokowani zostali wraz z turniejami fani karcianek kolekcjonerskich. Podczas wędrówek po korytarzach odleźć można było również salę StarWars – niestety ilekroć próbowałem się do niej dostać, natrafiałem na zamknięte drzwi.
Trudno powiedzieć coś konkretnego o programie Telepu, głównie dlatego, że przez większość czasu był owiany tajemnicą. Oczywiście można było jako tako rozeznać się dzięki kartkom na salach, ale było to naprawdę utrudnione. Generalnie widać było, że fani anime byli raczej zadowoleni, odbywały się panele, konkursy, projekcje. Fanastyczna część gości poczuła się znacznie bardziej zaniedbana, gdyż praktycznie rzecz biorąc nie miała wiele do wyboru, dodatkowo odnosiło się wrażenie, że sporo punktów programu z te części nie odbyło się, gdyż często natrafić można było na zupełnie pustą salę. Trudno powiedzieć, czy nie docierali prelegenci, czy też zagubieni uczestnicy wybierali wycieczkę na miasto. Na zewnątrz konwentu słyszane były zarzuty, iż w tym roku organizatorzy po prostu dali sobie luzu z częścią fanatyczną i nie skontaktowali się praktycznie z nikim z prężnego krakowskiego fandomu.
Generalnie, jak można ocenić konwent Telep? Część lokalizacyjno-socjalna była na dobrym poziomie. Uśredniona ocena programu nie jest zbyt wysoka (gdyż skupiono się tylko na jednej tematyce, w teorii wielotematycznego konwentu). Organizacyjnie natomiast było piekielnie słabo – widać było, że impreza trzymała się kupy dzięki ludziom i organizacjom, które dotarły na konwent by w teorii tylko przy nim pomagać – chwała im za to. Niestety, obiektywnie rzecz biorąc całościowo imprezie należy się jedynie mocne 2+. Nazwanie tej imprezy niezłą i ocena na poziomie trójki, byłby bowiem niesprawiedliwością wobec innych konwentów, których organizatorzy chociaż starają się zrobić je, najlepiej jak umieją.
Trudno zrozumieć, dlaczego ludzie pracujacy nad Telepem zadali sobie tyle trudu, by wynająć szkołę w centrum Krakowa, załatwić możlwiość odbywania się puntów progamu w niedalekim klubie, a jednocześnie nie potrafili zapewnić swym gościom tak podstawowych rzeczy jak identyfikator, informator, czy choćby sam plan prelekcji i na samym konie zostawić ich praktycznie samym sobie. Zagadka to dla mnie nieodgadniona…