Mimo iż jestem redaktorem naczelnym dwóch periodyków będących patronami medialnymi Pyrkonu, a na konwent jeżdżę co rok, tym razem akredytowałem się, co prawda jako media, ale płacąc za wejściówkę. Dzięki temu mogłem napisać swoją recenzję z trochę innej niż zwykle mniej oficjalnej perspektywy.
Konwent Pyrkon umiejscowiony jest w Poznaniu, a dokładnie w dzielnicy Dębiec. Miała ona kiedyś w opinii konwentowiczów być bardzo niebezpieczną. Jednakże po tylu latach odbywania się konwentu albo to jego uczestnicy przyzwyczaili się do niej, albo ona do nich – gdyż w tym roku temat ten o dziwo nawet nie wypłynął. Bardzo dobrze – osobiście od zawsze uważałem, że przy zachowaniu choć odrobiny zdrowego rozsądku nic nikomu w okolicy stać się nie może. Dodatkowo z roku na rok liczba incydentów z udziałem osób z okolicy zmalała prawie do zera.
Ogromnym plusem rejonu konwentu jest jego bogata infrastruktura: stacja PKP, pętla tramwajowa oraz przystanki autobusowe zapewniają wzorową komunikację ze światem zewnętrznym. Obecność wielu sklepów, w tym 24-godzinnego i Biedronki, oraz smacznych i tanich punktów gastronomicznych (kurczakowe bistro, włoska
knajpka i bar mleczny) powodują, że nikt głodny nie chodzi. Z bankomatami, aptekami, pizzą na telefon oraz sklepami RTV i AGD (baterie, ładowarki) również nie ma problemu.
Sam konwent mieści się w położonych od siebie o 5 min drogi szkołach oznaczonych jako Budynek A (starsza szkoła konwentowa, miejsce odbywania się programu) i Budynek B (ubiegłoroczna nowość, sypialnia-imprezownia). Jakkolwiek chodzenie między nimi, w szczególności w deszczowej pogodzie (jak w tym roku), do przyjemnych nie należy, trzeba docenić wysiłek i pomysłowość, które doprowadziły do tego, że udało się w dużym stopniu rozwiązać problem zakwaterowania ogromnej liczby konwentowiczów, którzy w ostatnich latach pojawiają się w Poznaniu. Trzecim mniej oficjalnym miejscem pyrkonowym jest, znajdujący się naprzeciwko obiektu A hotel, będący miejscem noclegu co ważniejszych gości (i tych którzy czują potrzebę spania na normalnym łóżku zamiast na podłodze).
Obie szkoły są dość przestronne, jednak z trudem mieszczą te 2 800 gości. Niestety, po prostu nie ma co z tym faktem zrobić. W ubiegłym roku Organizatorzy, po wysłuchaniu krytycznych uwag co do stanu czystości sanitariatów oraz całkowitego braku miejsca do spania, obiecali, że postarają się stan rzeczy poprawić. Można powiedzieć, że się udało. Mimo wzrostu ilości gości o prawie pół tysiąca (co stanowi samo w sobie ilość wystarczającą na osobny, spory konwent), dzięki wykorzystaniu wszystkich sal, zmotywowaniu sprzątaczek i innym zabiegom, udało się jako tako upchnąć ludzi do klas i na korytarze, zachowując przy tym całkiem znośną czystość w ubikacjach. Tym razem widać było ludzi czyszczących toalety, donoszących papier toaletowy itp. Również sami konwentowicze chyba trochę się uspokoili i powstrzymywali od ekstremalnych ekscesów (z małymi wyjątkami, które zawsze się zdarzają). Dodam jeszcze, że ze względu na fakt dość późnego otwarcia szkoły B, przygotowywaniem sal sypialnych zajęli się sami konwentowicze.
Program Pyrkonu nigdy do ubogich nie należał. Wręcz zawsze był wskazywany, jako niedoścignięty przykład ilości, różnorodności i jakości. W tym roku bloków tematycznych również nie brakło. Była aula, która wraz z innymi trzema salami stanowiła blok literacki, dwie sale bloku RPG, dwie LARP-ownie, sala konkursowa, sala komiksu mangi i anime
, dwie sale Games Roomu, sala DDR/SingStar, kącik karaoke oraz sale bitewniakiów i karcianek.
Jednakowoż, w przeciwieństwie do lat ubiegłych, na korytarzach można było usłyszeć kilka uwag krytycznych. Ludzie narzekali na brak konkursów znanych z lat ubiegłych oraz na słaby poziom tych z tego roku. Trochę zbiedniał blok popularno-naukowy, gdzie znaleźć można było prelegentów nie zawsze wiedzących do końca o czym mówią. Pewne wypowiedzi wskazywały na to, że ludzie liczyli na pojawienie się jeszcze kilku literackich gości.
Pełen szał był natomiast w Games Roomie, gdzie ogrom gier i dobra obsługa tłumacząca ich zasady zaskarbiły sobie przychylność konwentowiczów. Również sala DDR/SingStar przerzucona w ostatniej chwili do budynku B była miejscem wyjątkowo dobrej zabawy. Jej odosobnienie spowodowało, że za mikrofony złapali nie tylko fani karaoke, lecz też osoby, dla których był to debiut. Ludzie bardzo chwalili sobie odbywające się przez cały czas trwania konwentu LARP-y. Można powiedzieć, że byli nimi zafascynowani. Dobre opinie zbierały również sale RPG.
Reasumując tę część – Pyrkon spadł w tym roku z pozycji niedoścignionego wzoru na 6, do poziomu niedościgniętego wzoru na 5. Nadal jest bezkonkurencyjny, choć było ciut gorzej niż w roku ubiegłym.
Jeśli chodzi o organizację – na samym początku konwentu, trochę na własne życzenie, zaliczyli oni epickich rozmiarów wtopę zwaną Akredytacją. Nie można inaczej nazwać pojawienia się o godzinie 14:00 pierwszych osób mających się nią zająć, podczas gdy za drzwiami stoi już pół tysiąca ludzi. Przerażenie zwiększyło się, gdy zaczęło padać, a na stolik akredytacyjny został wniesiony i zmontowany jeden komputer, po czym padło sakramentalne pytanie: czy ktoś umie zarabiać kable sieciowe? Naprawdę każdy kto zna się na sprzęcie, wie że w takim momencie wszystko co może pójść źle, pójdzie źle i nie można liczyć na sprawne rozłożenie się w kwadransik. Ta sieć komputerów powinna stać już od rana i być testowana. Dodatkowo w przeciwieństwie od kartki papieru i długopisu, używanie programów komputerowych wymaga pewnych umiejętności.
Nic dziwnego, że akredytacja ruszyła dopiero jako tako po godzinie trzeciej, ale ślimaczyła się niemiłosiernie. Rezultatem czego była monstrualna kolejka ciągnąca się przez całą długość szkoły do skrzyżowania. Czas oczekiwania na akredytacje wynosił średnio 2h. Trzeba dodać, że o 16:00 rozpoczynał się program konwentu, a kolejka zniknęła dopiero po godzinie 20-stej. Słynna z szybkości i sprawności Pyrkonowa akredytacja w tym roku okazała się porażką.
W tym momencie pojawiły się również pierwsze zgrzyty na linii uczestnicy – obsługa/ochrona. Wydawane były bowiem sprzeczne polecenia, np. pierwsze 200 osób zostało wpuszczonych z deszczu (na szczęście potem przestało padać) do Auli, a po pewnym czasie otrzymali oni przysłowiowy ochrzan za znajdowanie się w niej. Co śmieszne, zostali zablokowani tak, że gdy rejestracja ruszyła pierwszeństwo mieli ci, którzy zjawili się kilka godzin później. Z ust ochrony padały takie słowa jak: wypierdalać stąd
, wypierdalać 3 metry w tył
, kurw
w stronę konwentowiczów padły spore ilości. Sytuacja ta później trochę się uspokoiła, w miarę rozładowywania kolejki.
Gdy dotarło się już do upragnionego okienka
po wpłaceniu niewielkiej opłaty 25 zł otrzymywało się bardzo ładny informator, bardzo ładny identyfikator, bardzo ładną przypinkę i nie za ładną opaskę na nadgarstek. Ta ostatnia występowała w kolorze znośnym czarny i budzącym grozę żółtym, była zapinana luźno lub tak że krew się na niej zatrzymywała. Opinie na jej temat są podzielone. Mi osobiście nie podobała się z prostej przyczyny – jej zapięcie spruło mi bluzę. Inni uważają ją natomiast za dobry pomysł.
Opaska ta stała się również przyczyną kolejnej fali spięć z ochroną. Normalnie i wedle regulaminu konwentu Pyrkon 2009 uczestnik identyfikowany jest za pomocą Identyfikatora. Niestety każda osoba, która pragnęła przejść przez bramkę okazując zgonie z zapisaną zasadą wyłącznie go zostawała zatrzymywana w celu prezentacji również tasiemki. Zdarzały się jednak sytuacje, że osoba pokazująca opaskę zatrzymywana była w celu pokazania identyfikatora. Po kilkunastu godzinach konwentu utarła się świecka tradycja, że pokazuje się sam nadgarstek i spięcia się skończyły.
Prezentowanie go było jednak średnio wygodne w momencie, gdy na dwór wychodziło się co chwilę w celu przemieszczenia między budynkami, czy też przewietrzenia się. Identyfikator zostawał widoczny, a opaska chowała się pod kurtkę i bluzę, a jej wysupływanie było irytujące.
Dodatkowo ochrona ubrana w moro lub czarne mundury była wobec uczestników bardzo szorstka. To, że na bramce stało kilka osób, a w budynku B był to prawie szpaler złożony z 10 ochroniarzy siedzących na ławkach, z których każdy czuł się w obowiązku zobaczyć opaskę nie robiło dobrego wrażenia. Niektórzy uczestnicy musząc przechodzić ten rytuał za każdym przejściem miedzy budynkami, czyli kilkanaście razy dziennie nie byli zadowoleni.
Można zrozumieć postępowanie Organizatorów – w roku ubiegłym dużo mówiło się, że ochrona na budynku B strasznie kulała. Jednakże w tym roku nastąpiło przegięcie w drugą stronę – naprawdę umieszczenie całego komanda na wejściu chyba nie było konieczne.
Oczywiście nie oceniam wszystkich ochroniarzy tak samo. Pewna część była miła, pewna normalna, a pewna nieprzyjemna. Tak naprawdę zależy na kogo się trafiło. Ludzką rzeczą jest jednak nie pamiętać tych normalnych i miłych 30 przejść przez bramkę, a zapamiętać to 10 nieprzyjemnych. Zrobiłem małą ankietę wśród znajomych i uczestników – wyszło że połowie ochrona nie przeszkadzała zupełnie, a w połowie wręcz odwrotnie – budziła skrajnie negatywne uczucia. Od momentu, w którym zobaczyłem 20 cm od twarzy zaciśniętą pięść, która w zamyśle ją wystawiającego miała oznaczać: pokaż opaskę
, należałem do tej drugiej grupy.
Konwent – wiadomo to również uczestnicy. W tym roku, jak wspominałem wcześniej, dopisali w dużej liczbie i dobrej jakości. Poziom integracji był zadowalająco wysoki. Pyrkon stanowi jeden z ostatnich dużych konwentów, który pozwala na spożywania na terenie sal sypialnych i korytarzach budynku B alkoholu. Wynikiem tego było ustawienie długich stołów i imprezy trwające prawie do rana. Osobiście mnie to nie przeszkadza, choć być może znajdą się osoby o innym zdaniu. W tym roku szkoła B miała zostać podzielona na dwie strefy – z ciszą nocną i bez niej. Niestety drobne niedopatrzenie spowodowało brak informacji o konkretnym podziale w Informatorze, przez co nie mógł być on zbytnio przestrzegany. Gdy ludzie już zajęli cenne miejsca w salach – nie mieli już możliwości przejścia do innej strefy. Także o ile w klasach światło było gaszone jeszcze jakoś o normalnych porach, to za drzwiami przez całą noc panował hałas (który osobiście mi nie przeszkadza – konwent to jedyne miejsce, gdzie mogę zasnąć przy imprezowych przyśpiewkach za ścianą).
Reasumując, konwent Pyrkon będący samym w sobie imprezą na szóstkę z plusem, w ubiegłym roku został potraktowany klęską urodzaju konwentowiczów, podniósł się z niej, ale niestety w tym roku zaliczył astronomiczną klęskę akredytacji, minimalny spadek jakości programu i syndrom szorstkiej ochrony. Choć sami orgowie włożyli w niego monumentalną ilość pracy i ich samych należałoby na rękach nosić, nie można nie zauważyć powyższych faktów. Chwilowo więc konwent spada w ocenie sumarycznej do mocnej czwórki. Należy mieć nadzieję, że podobnie jak co roku – organizatorzy wyciągną odpowiednie wnioski i wprowadzą odpowiednie zmiany (dzięki takiemu podejściu od lat ta impreza trzyma tak wysoki poziom), a za 12 miesięcy Pyrkon powróci w dawnej chwale.