Jeśli jest jakaś rzecz, która kuleje mocno wśród większości polskich konwentów, jest to reklama w mediach. Zarówno tych fandomowych, lokalnych, jak i ogólnopolskich. Ciężko mi zdiagnozować, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
Media stanowią jeden z ważniejszych sposobów docierania do ludzi i na razie nic nie zapowiada, że coś się w tej materii zmieni. A jednym z prostszych sposobów zabiegania o uwagę mediów jest patronat medialny.
Oczywiście, przy mediach ogólnopolskich w grę wchodzą pieniądze, i to takie, którymi nie dysponuje każdy konwent. Większość imprez na szczęście takiej promocji nie potrzebuje, dlatego też w tym tekście owego tematu nie poruszę zbyt mocno.
Często też organizatorzy nie wiedzą w ogóle, po co im tak naprawdę patronat medialny. Nie zdają sobie sprawy, jakie korzyści z niego mogą czerpać, lub uważają, że to zwykła wymiana bannerów (która w czasach Facebooka słabo działa).
Z punktu widzenia organizatora
Wspomniałem na starcie, że większość imprez zasadniczo nie wie, po co im w ogóle patronaty medialne. Niejednokrotnie spotykałem się ze stwierdzeniami “im więcej, tym lepiej” albo “sępy znowu polują na wejściówki”.
Oczywiście, nie jest to żadna reguła, ale niestety bardzo często spotykane podejście do patronatu. Więc w zasadzie po co imprezie jest patronat medialny? Czy warto o niego zabiegać?
Sam patronat medialny jest narzędziem, które ułatwia nagłośnienie imprezy w mediach, co realnie przekłada się na liczbę osób odwiedzających konwent. Często też służy on podnoszeniu prestiżu organizowanego wydarzenia.
Pierwszym pytaniem, na które muszą odpowiedzieć sobie organizatorzy, jest “po co nam patronaty?”. Jeśli chcecie tylko podnosić prestiż imprezy posiadaniem dużej liczby patronatów, powinniście przemyśleć jeszcze raz swoje pomysły. To tak po prostu nie działa.
Bo w przypadku patronatu prestiż podnoszą tylko naprawdę duże media. Posiadanie znacznej liczby logotypów na plakacie wcale nie powoduje, że ktoś spojrzy na imprezę przychylniej. A sami patroni często nie wywiązują się z zobowiązań wobec konwentu.
Jest jeszcze osobna kategoria, czyli ludzie korzystający z logotypu danego serwisu bez zgody. W mojej krótkiej karierze redaktora naczelnego Informatora Konwentowego zdarzało mi się parę razy interweniować w sprawach patronatu, którego z nikim nie ustalałem. Ciągle nie wiem, co myślą osoby, które takie rzeczy robią.
Zmora wejściówek prasowych
Kolejna sprawa to akredytacje prasowe, przez większość konwentów przyznawane tylko i wyłącznie serwisom, które im patronują. Jest to praktyka stara i tak naprawdę mało efektywna. Oczywiście, rozumiem limity i pierwszeństwo dla współpracowników.
Relacje w mediach są materiałami, które służą promocji na lata przyszłe. To, co napisze o waszej imprezie jakiś serwis, w żaden sposób nie przełoży się na obecną edycję. To dobry ruch PR-owy, ale niekoniecznie musi być sztywno związany z patronatem nad imprezą.
Najlepszym przykładem niech będzie Pyrkon, który zmuszony do wyjścia z “fandomowego getta”, postanowił zrezygnować z obowiązkowego połączenia wejściówki prasowej z patronatem. Dzięki temu ilość materiałów, które powstają po konwencie, znacząco wzrosła.
Konwenty, które uzależniają wejściówkę prasową od patronatu, same ograniczają sobie pole do popisu w przyszłym roku. Nawet jeśli wydarzenie jest jednorazowe, warto mieć z niego relację. W końcu kto wie kiedy zdjęcia z waszych imprez okażą się przydatne?
Sam system, w którym wejściówkę prasową otrzymują jedynie patroni, jest po prostu zły. Nie przynosi on efektów ani dla serwisów fandomowych, ani dla konwentów. Wierzę jednak, że z czasem wszyscy przyjmą od Pyrkonu dobrą praktykę przyznawania wejściówek również tym, którzy nie nawiązali ściślejszej współpracy z imprezą.
Kolejny problem jest taki, że nie zawsze można napisać coś dobrego po konwencie. Za przykład niech posłuży nieszczęsny Krakon 2013, z którym sporo serwisów współpracowało. Liczba negatywnych relacji jednak była ogromna.
Bardzo źle wygląda sytuacja, gdy patron napisze z konwentu nieprzychylną relację. W końcu wcześniej sam polecał tę imprezę i dawał jej swoją fokę zatwierdzenia. To nadwyręża reputację serwisu, więc czasami lepiej jest po prostu nie pisać nic, niż pisać źle. Dlatego też IK bardzo uważnie dobiera patronaty.
Zupełnie inną sprawą są ludzie, którzy chcą tylko wejściówek prasowych i nie mają najmniejszego zamiaru wywiązać się ze swoich zobowiązań. Są oni jednak solą w oku tak naprawdę zarówno dla konwentu, jak i serwisu, który taką osobę wysyła. Miejmy nadzieję, że takich ludzi będzie coraz mniej.
Z punktu widzenia IK
Z punktu widzenia fandomowego serwisu, jakim niewątpliwie jest Informator Konwentowy, patronat medialny to największe zło, jakie istnieje. Wynika to z przyzwyczajenia imprez do tego, że wejściówki prasowe rozdaje się tylko patronom.
Dlaczego więc zło, skoro otrzymujemy prasówki? Bo patronat to coś znacznie więcej niż tylko puszczenie paru newsów, zgarnięcie akredytacji i odbębnienie swoich zobowiązań po imprezie.
Najważniejsze jest to, że całkowicie za darmo dajemy naszą markę i swoistą fokę zatwierdzenia dla imprezy, której patronujemy. Niestety, jest to problematyczne przy konwentach, które w naszych oczach nie zawsze wyglądają dobrze.
W końcu jak ocenić wydarzenie, zanim się odbędzie? Organizatorzy mogą się zarzekać, że zrobią najlepszy konwent na świecie, że wszystko będzie pięknie, a koniec końców wyjdzie taki Porytkon √25 czy Krakon 2013.
Przy tym ostatnim zresztą Poltergeist przepraszał, że objął patronatem i obiecywał nigdy więcej nie popełnić tego błędu wobec owej niesławnej krakowskiej imprezy. Jak dotąd idzie im całkiem nieźle (głównie dlatego, że Krakon zwyczajnie się już nie odbywa).
Serwisy muszą więc decydować, czy będą pisać relacje z konwentów, mając wejściówki prasowe, czy liczyć na to, że z grona redakcyjnego kogoś będzie stać na te wszystkie konwenty, o których wypadałoby napisać. Oczywiście, zwykle wybór jest jeden i serwisy godzą się milcząco na taką politykę.
Promocja razem z patronem
Samo nawiązanie współpracy medialnej z danym podmiotem to połowa sukcesu. Drugą połową jest ustalenie dobrych warunków takiej współpracy. Pytanie, na które powinni sobie odpowiedzieć organizatorzy konwentu, brzmi po raz kolejny: “Co chcemy osiągnąć?”.
Logiczną odpowiedzią jest – aby ktoś o nas napisał, zanim odbędzie się impreza. Nakład pracy, którą trzeba przeznaczyć na reklamę, powinien być duży, ponieważ sama wymiana logotypów, jak wspomniałem wyżej, jest zwyczajnie mało efektywna.
Duże media ogólnopolskie mogą bez problemu przyznać patronat, pozwalając w wersji darmowej jedynie na skorzystanie z ich logotypu. To niewiele i tak naprawdę nikomu nie jest to potrzebne.
Wymuszenie na dużym podmiocie, żeby o nas napisał, często wiąże się z pieniędzmi. Serwisy fandomowe, które działają od fanów dla fanów, zamieszczą wszystkie informacje za darmo. Najczęściej jednak należy im je podsyłać.
Oczywiście, zdarzają się czarne owce, które zapominają opublikować newsy czy napisać relację z konwentu (niestety, Informator nie jest tu bez skazy). To od was zależy, jak potraktujecie takie przypadki. Pracujemy przy naszych serwisach za darmo, nie mamy z tego zysków i czasami życie prywatne wygrywa z hobby.
Podsumowując
Czy warto więc zabiegać o patronaty medialne? Tak, ale z głową. Jeśli zależy wam na promowaniu swojej imprezy, trzeba czegoś więcej niż tylko rozesłania paru maili. Często trzeba przekonać patrona ciekawą ofertą i pokazać mu, że warto.
Zdecydowanie nie warto mieć wielu patronów dla samego tylko posiadania wielu patronów. Jeśli zależy wam na sporej ilości materiałów po konwencie, może warto przyjrzeć się Pyrkonowi i jego sposobowi przyznawania akredytacji prasowych?
W przypadku Informatora Konwentowego nie trzeba nawiązywać z nami współpracy, żeby newsy o imprezie pojawiały się na stronie. Z racji tematyki serwisu chętnie piszemy o każdym wydarzeniu, niezależnie od tego, co prywatnie o nim sądzimy.
Natomiast imprezom, którym patronujemy, oferujemy m.in. wyróżnienie newsów, wyróżnienie imprezy w kalendarium czy pomoc w umieszczeniu programu imprezy w aplikacji konwentowicz.net. Wszystko po to, żeby patronat był czymś więcej niż wymianą bannerów i w rzeczywisty sposób wspierał imprezę.