Na terenie wrocławskiego Ośrodka Działań Twórczych Światowid w dniach 24 – 26 października bieżącego roku Stowarzyszenie Wielosfer przygotowało trzecią odsłonę swojego festiwalu fantastycznego – Inne Sfery. Słowo festiwal, jest tu ważną wskazówką dla osób, które odwiedziły lub chciałyby odwiedzić tę imprezę w przyszłości. Jak powiedział jeden z organizatorów w wywiadzie udzielanym fandomowej prasie – „Uciekamy od słowa konwent, lecimy w słowo festiwal”. Ta filozofia działania ma rzecz jasna swoje konsekwencje – które niektórzy mogą przyjmować pozytywnie, a inni negatywnie.
Budynek ODT położony jest o rzut beretem od biskupińskiej pętli tramwajowej. Ta natomiast, w normalnych warunkach, leży w odległości około 10 min jazdy od placu Grunwaldziego. Niestety, z powodu remontów, ten zazwyczaj najszybszy środek transportu robił sobie dodatkowy 15-minutowy objazd w około parku Szczytnickiego. Mimo, to dojazd do uciążliwych na pewno nie należał – szczególnie dla osób spoza Wrocławia, które mogły na konwent dojechać bez przesiadki (co zresztą na stronie konwentu zostało bardzo ładnie i humorystycznie opisane). Tylko ostatnie 100m sprawiało lekkie trudności – gdyż ODT ukryty był sprytnie w środku osiedla domków jednorodzinnych.
Sama okolica imprezy sprawiała doskonałe wrażenie. Światowid sąsiaduje „plecami” ze szkołą (o niej trochę później) i ma – prócz swojego małego podwórka – bezpośredni dostęp do ogromnego trawiastego boiska szkolnego. W zasięgu dosłownie 3 min drogi od Innych Sfer znaleźć można praktycznie każdą rzecz przydatną konwentowiczowi. Od supersamu zaczynając, poprzez otwarty do późnych godzin sklep monopolowy, mikro-trag, papierniczy (i inne sklepy), a na kościele kończąc. W obrębie tej strefy znalazła się również konwentowa knajpa – pizzeria – która swoje produkty serwowała ze specjalną zniżką. Choć dania były bardzo obfite i bardzo smaczne, zdarzało się że, podczas największego obciążenia, o niektórych zamówieniach zapominano, albo produkowano coś, na co nikt nie czekał.
Organizacją akredytacji na Innych Sferach zajmował się Nomad Club – prowadzący pierwsze testy swojego oprogramowania. Docelowo ma ono wraz z kartami klubowymi zrewolucjonizować ten proces na fandomowych imprezach. Ponieważ podczas akredytacji nie były spisywane żadne dane – trwała ona błyskawicznie. Fakt ten (niespisywania) może dziwić zwykłych konwentowiczów – jest jednak normalnym zjawiskiem na imprezach współorganizowanych przez ośrodki kultury – które mają charakter otwarty (festiwalowy, festynowy, jak np. dni fantastyki – nie tylko wrocławskie) – a osoby spisuje się tylko w przypadku chęci dokonania zakupu noclegu. Przyznam się jednak, że po sprawdzeniu regulaminu Inny Sfer, znalazłem tam punkt określający ją jako imprezę zamkniętą, w której mogą wziąć udział tylko osoby posiadające zgodę organizatorów (co jest normą na zwykłych konwentach będących zlotami określonej społeczności). Między tymi dwoma podejściami jest pewna niezgodność – przynajmniej formalna.
Po otrzymaniu identyfikatora (drukowana wsuwka w plastikowe ID – dziś już rzadkość) i informatora z opisami i rozkładem programu, udać się można było na zwiedzanie samej imprezy. Na podwórzu ODT zostały rozłożone trzy spore plastykowe namioty. Pod jednym rozłożyła się między innymi księgarnia, pod pozostałymi w zależności od potrzeb – odbywały się symboliczne pokazy gier bitewnych, turniej zombiaków, czy też MtG. Jednak po prawdzie akurat w tym miejscu nie działo się za wiele – przynajmniej formalnie – bowiem, korzystając z dobrej pogody, zbierali się tu uczestnicy imprezy. Czy to aby poczytać ogłoszenia na tablicach, zapisać się na LARP-a, czy przysiąść sobie na murku i pogadać. Na terenie dziedzińca panowała naprawdę miła atmosfera.
Tuż obok – na boisku – działo się za to wiele. Między innymi pierwszego wieczora konwentowicze otrzymali szansę oglądnięcia sobie księżyca i innych ciał niebieskich poprzez teleskop. Następnego dnia rozbiła się tam mała nordycka wioska, a chętni mogli porzucać sobie włóczniami. Drużyna Lacrosse zachęcała do nauki gry w ten przedziwny sport. Na koniec na pole wypełzły Wormsy. Ta aktywność na świeżym powietrzu była jedną z tych rzeczy, które sprawiały, że goście konwentu byli w dobrym humorze. Nawet osoba aktualnie nie mająca niczego do roboty, mogła miast nudzić się, zarzuć okiem w stronę boiska lub po prostu poplotkować ze znajomymi.
Zwiedzając poszczególne kondygnacje budynku Innych Sfer znaleźć można było robić naprawdę wiele.
W piwnicy w korytarzy prowadzącym do LARP-owni znalazło się miejsce dla kilku starusienkich konsoli i telewizorów stanowiących oldschoolowy console-room. Jego położenie nie było zbyt szczęśliwe – bo raz korytarzyk pozbawiony był wentylacji, dwa – zbierający się tam LARP-owicze przeszkadzali w grze. Chcąc odczekać na spokojniejszy moment zjawiłem się tam w niedzielę rano, odkrywając iż konsol już nie ma.
Pierwszą salą na parterze, na jaką można było się natknąć po przejściu obok sklepiku z nagrodami i sklepiku z koszulkami (ze słynną już żółtą koszulką IS-ów), była sala erpegowa. Bardzo pozytywnie oceniam prelekcje które się tam odbywały. Organizatorom należy szczególnie podziękować za zaproszenie jednego z najlepszych MG w Polsce – Skały wraz z ekipą Lans Macabre. Dalej – w sporej sali – znajdowała się Kawiarenka, gdzie prócz prelekcji i koncertów – kupić można było sobie hamburgera.
Dalej przedostać się można było do sal sypialnych położonych w sąsiadującej szkole. Niestety – w piątek były dostępne one dopiero od godziny 19:00, a w sobotę nie można było do nich dostać się w ciągu dnia. Innymi słowy – dostępne były tylko na czas snu. Dla większości konwentowiczów (przyjezdnych) właśnie ten fakt stanowił największą bolączkę na Innych Sferach. Pierwszego dnia – w piwnicy, gdzie wydzielono pomieszczenie na postawienie swoich rzeczy do czasu otwarcia sal – zrobił się bałagan. W kolejne dni było już trochę lepiej.
Pierwsze piętro w dużej części opanował Portal – ze swoim sklepikiem i własną salą prelekcyjną. W niej przez piątek i sobotę wysłuchiwać można było planów wydawnictwa, informacji o kolejnych produktach i prelekcji z nimi związanych. W niedzielę trafiły tam luźniejsze punkty programu. Duża powierzchniowo sala (jak na ODT) nie była zazwyczaj zbytnio wypełniona – gdyż punkty programu przeznaczone były dla dosyć wąskiego grona odbiorców. Dodatkowo znajdowało się w niej coś w rodzaju kącikowego greenroomu – do którego co chwilę wchodzili organizatorzy po herbatkę i ciasteczka. Nie żeby jakoś mocno przeszkadzali, ale jednak.
Tuż obok znajdowało się to, co wielu konwentowiczów uważa za niezbędne na każdej imprezie – plaszówkowy gamesroom. Ten rzecz jasna był pełny od rana do wieczora, zaś jego goście z wielką przyjemnością oddawali się swojemu ulubionemu zajęciu. Sala była oczywiście bogato wyposażona w to co należy – czyli w gry.
Na piętrze swoją siedzibę miał również program gwiezdnowojenny. Sala miłośników SW często świeciła pustkami… Niestety, choć członkowie Wrocławskiego Fandomu Gwiezdnych Wojen są mi bardzo dobrze znani i nigdy (jako konwentowicz i organizator) nie mogłem powiedzieć o nich złego słowa, tym razem należy im się krytyka. Mówiąc wprost – zachowywali się momentami nieodpowiednio, między innymi odstraszając okrzykami ze swoich prelekcji zwykłych gości imprezy.
Głównym pomieszczeniem drugiego piętra była sala widowiskowa, gdzie odbywały się niektóre LARP-y, pokazy, warsztaty oraz zgodnie z jej przeznaczeniem – występy teatralne. Te ostatnie były ciekawym urozmaiceniem wyróżniającym Inne Sfery spośród innych imprez konwentowych. Na kondygnacji tej mieściły się jeszcze dwa pomieszczenia – spora sala lustrzana i malutka salka naukowa. W tej pierwszej odbywały się punkty wszelkiego charakteru (między innymi spotkania z pisarzami – choć te przewijały się przez cały program i pomieszczenia), w drugiej głownie popularnonaukowe.
Co po tym cząstkowym opisie programu można powiedzieć ogólnie? Organizatorom festiwalu udało się zebrać naprawdę ciekawy i różnorodny program. W każdej godzinie jego trwania, każdy uczestnik powinien był znaleźć coś dla siebie. Oczywiście kilka jego punktów nie odbyło się lub wyszło nie tak jak powinno – jednak zjawiska te nie wyszły ilościowo poza normę wynikającą choćby z przypadków losowych. Bardzo mocno dało zauważyć się to, że Inne Sfery starają się swoim programem rozruszać nasze fandomowe środowisko i pokazać trochę więcej i trochę innych rzeczy niż to, co zwykle można zobaczyć na konwentach. Oczywiście, to że na tego typu imprezach zazwyczaj można znaleźć punkty programu takie, jak pokazy, występy, warsztaty, przedstawienia itp. nie jest niczym niezwykłym. Są to wówczas zazwyczaj pojedyncze wydarzenia – wzbogacające program. Na Innych Sferach natomiast w dużej części to właśnie one program tworzyły.
Choć Inne Sfery nie odbyły się bez normalnych, małych wpadek organizacyjnych, trzeba zauważyć, że ich organizatorzy nie przechodzili obok obojętnie. To już tak powszechne na konwentach nie jest. Widać było, że koordynatom zależało na tym, żeby ich dzieło zostanie odebrane przez uczestników pozytywnie. Na konwencie panował lekki twórczy chaos, który osobiście znacznie bardziej cenie, od statycznego „tomiwisizmu” i rutyniarstwa.
Reasumując – festiwal Inne Sfery był na pewno doskonałym miejscem na spędzenie przez wrocławianina wrześniowego weekendu. Dużo dobrej rozrywki, świetna luźna atmosfera, znajomi – czego można chcieć więcej? Osoby przyjezdne narzekały co prawda trochę na warunki sypialne, a oczekujący zwykłego konwentu na to, że otrzymały innego typu imprezę. O ile w przypadku tych pierwszych jest to zrozumiałe, to ci drudzy nie powinni oczekiwać od Innych Sfer tego, co jest już trochę niezgodne z ich festiwalowym charakterem. O tym, że ludzie oczekują tego typu imprez, świadczy chociaż liczba gości na Innych Sferach, która wyniosła 565 osób, w tym prawie 200 współtwórców programu.
Ocena konwentu: 4+
Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć z Innych Sfer.