Magnificon Expo organizowany przez grupę MiOhi to jeden z największych konwentów mangowych w Polsce. Nic więc dziwnego, że od organizacji wymaga wyższego poziomu, niż w przypadku zwykłego konwentu organizowanego w szkołach. W tym roku odbywał się w dniach 27-29 maja i była to jego 14 edycja. Zapraszam Was – drodzy Czytelnicy – do mojej relacji i przy okazji krótkiej recenzji tego eventu.
Lokacja i akredytacja
Miejsce imprezy od trzech lat pozostaje niezmienne. Mówimy tu oczywiście o hali targów EXPO Kraków oraz Centrum Sportu i Rekreacji Politechniki Krakowskiej, w którym to mieścił się nocleg. Dla osób, które chciały przyjechać tu po raz pierwszy, organizatorzy przygotowali mapkę ze wskazówkami jak dotrzeć na miejsce, a , na youtube można było znaleźć film z poprzednich edycji, gdzie krok po kroku pokazano jak dojść.
Przy akredytacji zamiast srebrnej dla mediów, dostałam malinowo-różową opaskę, jaką dostawał każdy uczestnik z 3 dniowym biletem. I to by było na tyle, zero identyfikatorów, zero książeczek ze spisem atrakcji (po którą poszłam do stanowiska akredytacji dla uczestników). Z informacji uzyskanych od helperów wynikałoby, że było to spowodowane opóźnieniem w dostawie z drukarni, chociaż MiOhi zaprzecza tej wersji.
Sama akredytacja na EXPO przebiegała bardzo sprawnie. Kilka dni wcześniej organizatorzy na swojej stronie opublikowali dokładny plan kolejek dla uczestników. Mimo to, na miejscu i tak były problemy z ustawieniem się w tak długich ogonkach, dlatego całym kolejkonem zarządzała jedna osoba zagubionych uczestników.
Najgorszym pomysłem, na jaki wpaść w przypadku tegorocznego Magnificonu, to akredytowanie się na sleeproomach. Ochrona dokładnie sprawdzała torby (i dobrze, przypominam, że na terenie konwentu nie wolno pić alkoholu, ani wnosić żadnych materiałów wybuchowych) przez co kolejka mocno się wydłużała. Jednak nie to było największym problemem, . a zabezpieczanie podłogi boisk folią, za co helperzy zabrali się zbyt późno, bo dopiero o 17, planowanej godzinie wpuszczenia uczestników.
Atrakcje
Trudno narzekać na ich brak na polskich konwentach, nie inaczej było i na Magnificonie. Main, wystawcy, 11 sal konferencyjnych i 2 sale na gry, komputerowe czy planszowe. Jednym zdaniem: było co robić.
Zacznijmy od paneli tematycznych, ich motywy były naprawdę. Od warsztatów cosplayowych, przez pogadanki o grach i anime, po konkursy. Myślę że dosłownie każdy mógł w tym programie znaleźć coś dla siebie. Interesujesz się bronią i sztukami walki – 3ci Najemny Oddział Piechoty Japońskiej zaprasza na panele, a jeśli wolisz patrzeć jak podczas walk krew leje się litrami, to proszę – panel o wrestlingu (na który zaciągnął mnie chłopak… nigdy więcej) . A może coś jednak bardziej związanego z anime? I tu mamy naprawdę masę pogadanek o różnych tytułach, dla przykładu bardzo zabawnie prowadzony „panel o łysej pale”, czyli ostatnio popularnym „One Punch Man”. ? To może coś o japońskiej modzie czy kulturze… Wymieniać mogłabym naprawdę długo, ale wystarczy popatrzeć na rozpiskę (jedna z pięciu rozpisek, i wystarczy ;) i tytuły atrakcji, aby przekonać się, że nie przesadzam.
Ale i tutaj organizatorom nie udało ustrzec się potknięć. Jednym z nich jest ustawienie atrakcji cosplayowych w trakcie trwania konkursów cosplay. Drugim zaś jest wiedzówka o… uwaga, uwaga… PZTA!. Dla niewtajemniczonych jest to grupa tworząca większość punktów programowych na konwentach. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to troszeczkę przesadzona “atrakcja”.
Kiedy w panelowym planie uczestnika pojawiała się luka, łatwo można było ją wypełnić konkursami, koncertami i pokazami organizowanymi na Mainie. Sala według mnie miała dobrą akustykę, dużo miejsca dla widzów ( na rozłożonych dywanach) i spełniła swoje zadanie w 100%. O dziwo tradycyjne opóźnienia w rozpoczynaniusię atrakcji sięgały maksymalnie 20 minut, co było naprawdę dobrym wynikiem, bo na innych konwentach potrafią one sięgać nawet półtorej godziny. Na samych koncertach byłam tylko chwilę, gdyż niespecjalnie przypadły mi do gustu, ale pod sceną ludzie bawili się genialnie, podskakując i klaszcząc w rytmy muzyki. Po koncertach były organizowane spotkania z wykonawcami, na których można było zrobić sobie z nimi zdjęcie, dostać autografy i dowiedzieć się paru ciekawostek.
Pierwszym szokiem jaki doznałam po otwarciu informatora były aż 4 konkursy cosplay, w tym 2 standard, 1 debiut i eliminacje do Eurocosplay.Przebiegały bardzo sprawnie, bez większych technicznych problemów. Na tegoroczny Eurocosplay zgłosiła się naprawdę duża liczba uczestników, bo ponad 15. Nie wszyscy wystąpili, jednak nie zmienia to faktu, że jest to pierwszy raz od wielu lat, kiedy znalazło się aż tylu odważnych cosplayerów. Niestety ilość nie zawsze przekłada się nad jakość i tak było też w tym przypadku. Było kilka naprawdę genialnych strojów, ale reszta prezentowała się raczej . Eliminacje wygrał Talon, dzięki swojej zbroi z Dark Souls oraz przekomicznej scence i to on będzie w październiku reprezentować Polskę na finałach w Londynie.
Jedną z moich małych tradycji konwentowych jest odwiedzanie UltraStara jak i sali gier. Jest to dobry pomysł na spędzenie wolnego czasu samemu, albo z grupką znajomych. Oprócz planszówek, można było zagrać w gry komputerowe typu Tekken czy OSU. Oczywiście na liście nie mogło zabraknąć DDR, RockBand i nowości Dance Central.
Pokój widmo – sala cosplay
Skoro już przy atrakcjach jesteśmy, warto wspomnieć o dodatkowym zadaniu stworzonym przypadkowo przez MiOhi. Quest dla fanów cosplayu nazywał się „odnajdź salę widmo”. A tak na poważnie. To miłe, że twórcy pomyśleli o stworzeniu osobnej sali przeznaczonej tylko na rzeczy związane z tym hobby, jednak spójrzcie na mapkę:
W mojej interpretacjisala cosplay powinna mieć magiczne połączenie z salami gier, które wydają się być jedną salą. Sprawy nie ułatwiał fakt połączenia na mapce poszczególnych pokoi, a jedyne wejście w tym obszarze było zamknięte i „tylko dla helperów”. Jednym zdaniem – „szukajcie a znajdziecie”. Co gorsza zadanie to nie ominęło nawet twórców atrakcji. Zel i Kairi, prowadzący tam swoje panele kompletnie nie wiedzieli gdzie mają iść. Dopiero po ich interwencji droga do wspomnianego pokoju została oznakowana. I tak, to była ta sala „tylko dla helperów”.
Wniosek? Następnym razem chyba lepiej pozostać przy klasycznej mapce 2D z zaznaczonymi ścianami sal.
Shopping time!
Konwenty to idealne miejsce do zaopatrzenia się we wszelkiego rodzaju gadżety i mangi. Stoisk było naprawdę wiele, a pełną listę wystawców można znaleźć na stronie Magnificonu. Sprzedawane były przypinki, mangi, koszulki, ozdoby, arty… do wyboru do koloru.
Ponadto w hali wystawców znajdowało się fotostudio, którym zajmowali się Hoka (Word by Hoka) i Ijido. Jedno ze stoisk oferowało także możliwość walki sumo, co było dość śmieszne, bo walczyło się w duuużych przebraniach.
ITADAKIMASU!
W kwestii gastronomii Magnificon oferował naprawdę szeroki wachlarz stoisk. Znajdowały się one zaraz przy wejściu jak i na piętrze, kusząc zapachem i wyglądem. Onigiri, sushi, makaron z warzywami, burgery to tylko nieliczne z propozycji obiadowych. Na deser może japońskie ciasta z zielonej herbaty i ciasteczka? A to wszystko do popicia Bubble Tea. Dla osób preferujących tradycyjny posiłek, na piętrze mieściło się Bistro podające bardziej „normalne” jedzenie. A jeśli i to nie wystarczało, to 5 minut od EXPO znajduje się centrum handlowe M1, a w nim sklepy i restauracje.
Osobiście skusiłam się na onigiri od Yume, które jak zawsze było pyszne. Do tego na obiad zamówiłam burgera z ogórkami w sosie sojowym, w których zakochałam się na ryuconie. Za to największym niewypałem były sajgonki. Mówcie co chcecie, ale były po prostu niedobre i sposób w jaki je przygotowywano bardziej odpychał potencjalnych klientów, niż przyciągał.
Nawet sleeproomy nie były pozbawione gastronomicznego zaplecza. Oprócz automatów, przy wejściu stał FoodTruck w którym można było zaopatrzyć się w makaron z warzywami i sajgonki.
Sen? Tylko dla ludzi o stalowych nerwach
Mówi się, że sen jest dla słabych, a konwenty to nie miejsce, gdzie można się wyspać. I tak jest wszędzie, ale może zacznijmy od początku.
Sleeproomy znajdowały się jakieś 25 minut drogi od hali EXPO. Dlatego też – jak co roku – pomiędzy budynkami kursował specjalny bus. Ddoznałam jednak głębokiego szoku, gdy zamiast typowego (niskopodłogowego?) autobusu EXPO, podobnego do tych, którymi krakowianie codziennie dojeżdżają do szkół i prac, na przystanek podjechał autokar. Nie wiem skąd ta zmiana, ale nie została ona zbyt entuzjastycznie przyjęta przez uczestników. Po pierwsze, ciężej jest wnieść bagaże do środka, nie mówiąc już o dużych elementach cosplayu, które mogły się łatwo zniszczyć. Po drugie, na konwencie były osoby ze złamaną nogą, czy też poruszające się na wózku inwalidzkim. Dla nich samo wejście było utrudnione, albo wręcz niemożliwe. I po trzecie i najważniejsze – kierowca był bardzo niemiły i często się spóźniał.
Na miejscu nie było lepiej. Początkowo helperzy starali się upchać uczestników w jednej hali, przez co ludzie dosłownie spali jeden na drugim. O jakichś ścieżkach, aby dość do swojego śpiwora nie było mowy. Dopiero późnym wieczorem zdecydowano się otworzyć drugą salę. O tych niedogodnościach wiem jedynie od znajomych, bo sama na sleepa dotarłam o2 w nocy i od razu trafiłam na prawie pustą drugą halę, więc nie miałam powodów by narzekać.
Plusem były prysznice i łazienki, czystejak na konwentowe standardy.. Wprawdzie uczestnicy narzekali na zimną wodę podczas kąpieli, ale wyjaśniam– to nie wina MiOhi, w tym budynku jest tak zawsze.
Podsumowanie
Widziałam opinie, że Magni, był najgorszym konwentem wszech czasów. Często opierano je na nudzie i wszechobecnym upale. Uważam, że te stwierdzenia są mocno krzywdzące. To prawda, nie wszystko było idealne, ale bądźmy szczerzy, trudno zorganizować program tak, aby ponad 3 tysiące uczestników, miało czas zapełniony atrakcjami. Co nie znaczy, że się nie da ;)). Pomimo kilku wpadek sądzę, iż organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Dla mnie Magnificon był bardzo miło spędzonym czasem w gronie znajomych. Miałam także okazje poznać kilka nowych, wspaniałych osób, o podobnych zainteresowaniach. Czy polecam wybrać się na kolejne edycje? Jak najbardziej!