Kiedy staję przed wyborem między dużym a małym konwentem, doskonale wiem, że wybiorę ten drugi. Tak było w tym roku, gdy po raz kolejny musiałem zdecydować między Coperniconem na ponad 3 tysiące osób (wielkie gratulacje dla organizatorów) a Bachanaliami Fantastycznymi, na które trafiło lekko ponad 800 osób.
Uczestniczyłem w swoim życiu w dziesiątkach konwentów, być może nawet przekroczyłem ich setkę. Kocham tego typu wydarzenia i chociaż duże festiwale mogą dać mi wszystkiego więcej i najprawdopodobniej lepiej, małe imprezy mają niepowtarzalny klimat.
Robiłem niejeden konwent, największy przyciągnął ponad półtora tysiąca uczestników w 2009 roku. Jednak najwięcej przyjemności miałem z robienia tych małych. To dlatego, mieszkając w Sosnowcu, podjąłem się robienia konwentu w Kaliszu. A wzorem będą dla mnie zawsze Bachanalia Fantastyczne.
Będąc na Pyrkonie, człowiek czuje się trochę zagubiony i przytłoczony ogromem wydarzenia. Chociaż są goście, których nigdzie indziej nie zobaczysz, to szansa na prywatny kontakt z nimi jest nikła, jeśli nie posiadasz, na przykład, możliwości zrobienia z nimi wywiadu.
Przy małej imprezie sytuacja jest zgoła inna. Zaczynasz się w pewnym momencie zastanawiać, po co iść na prelekcję do Łukasza Orbitowskiego czy Michała Cholewy, skoro możesz usiąść z nimi przy jednym stoliku i porozmawiać.
To, co mnie urzeka w Bachanaliach, to fakt, że od ponad 30 lat impreza ma swój stały poziom. Nie pakuje w jak najwięcej punktów programu, bo to nikomu i tak nie potrzebne. Nikt się nie spina, że jakaś atrakcja się nie odbyła.
Mniejsze konwenty idealnie oddają ducha fandomu, gdzie wszyscy bawimy się razem. Nikogo nie obchodzi czy jesteś sławnym pisarzem, redaktorem naczelnym najstarszego serwisu o konwentach, czy po prostu zwykłym randomem. Tutaj wszyscy jesteśmy rodziną.
Obecny Król Fandomu (Paweł Ostrowski, prezes Związku Stowarzyszeń Fandom Polski) w informatorze Bachanaliów napisał, że wybierając pierwszy konwent pojechał do Zielonej Góry, bo uznał Polcon za zbyt wysoki próg dla randoma, jakim wtedy był. Bardzo szybko wyjaśniono mu, że to nie tak działa.
Był to rok 1994, trochę się zmieniło od tamtego czasu, głównie w rozmiarach konwentów. Mimo to małe, kameralne imprezy, robią wszystko, by mniejszy rozmiar i rozmach nadrobić atmosferą. Zresztą, zwykle udaje się to doskonale, a królem tych imprez są Bachanalia Fantastyczne.
Chociaż pewne rzeczy już nie wrócą, będąc na małej imprezie można się poczuć trochę “jak za dawnych lat”. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że kiedyś wszystkie konwenty tak wyglądały. Były bardziej spotkaniem towarzyskim, bez mocnego parcia na punkty programu i ich ilość.
Oczywiście, organizatorzy małych konwentów mogliby zrobić wszystko z ogromnym rozmachem. Napakowaliby punktów programu do granic możliwości. Dodali bloki o wszystkim, co może zainteresować przygodnego geeka.
Wiele imprez zresztą próbowało, niekoniecznie z pozytywnym skutkiem. Czasami trafi się konwent, który w ciągu kilku lat z małej imprezy rośnie do ogromnej imprezy. Tylko zawsze traci on po drodze atmosferę.
Oczywiście, różnorodność imprez w naszym kraju jest piękna. Praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie (nawet Mistrz Seller znalazł). Jeśli jednak zaczynaliście przygodę od dużych festiwali i poczuliście, że czegoś wam brakuje, jest całkiem spora szansa, że to czego szukacie jest właśnie na małym konwencie.