Dziś zakończy się zbiórka crowdfundingowa na konwent Elysium: 25-lecie World of Darkness. To idealny moment, aby przyjrzeć się tego typu inicjatywom w kontekście konwentów.
Crowdfunding na dobre zadomowił się w naszych głowach. Mieliśmy pierwsze spektakularne zbiórki (takie jak chociażby Secret Service) i pierwsze ogromne zawody (jak wspomniany wcześniej Secret Service). Z wielkiego hurraoptymizmu dla takich akcji weszliśmy w okres zdrowego rozsądku.
Na żadnym z tych etapów nikomu z organizatorów konwentów nie udało się jednak przeprowadzić zakończonej sukcesem zbiórki. Najgłośniejsza akcja została zorganizowana przez OldTown, ale szum medialny wcale nie ma tu pozytywnego wydźwięku.
Dla małego przypomnienia, organizatorzy OldTown w 2015 roku na Kickstarterze zbierali pieniądze na organizację imprezy. Niestety, nie pomyśleli o tym, by dokładnie wyjaśnić, na co im 8000$. Po fali krytyki, organizatorzy trochę zmodyfikowali stronę zbiórki, ale było już generalnie za późno. Pierwsze złe wrażenie pozostało.
Prób skorzystania z crowdfundingu było oczywiście więcej. Niestety, organizatorzy zawsze podchodzili do tego tak, jakby im się nie chciało w ogóle inwestować czasu w przeprowadzenie akcji.
Możliwe, że przez liczne porażki na tym polu organizatorzy po prostu nie chcą się bawić w takie akcje. Jest to o tyle dziwne, że przecież konwenty w większości finansują się społecznościowo.
Budżet konwentu w większości pochodzi z naszych kieszeni, czy tego chcecie, czy nie. Sponsorzy? W większości wypadków dają nagrody rzeczowe. Granty unijne czy miejskie? Nie każdy je dostaje.
Rozumiem pewną dozę powściągliwości, patrząc na to, jak większość zbiórek sprawia wrażenie robionych na kolanie. W końcu kto by chciał oddać pieniądze, jeśli na pierwszy rzut oka cała akcja nie ma sensu?
Bardzo żałuję, że organizatorzy boją się takich przedsięwzięć. Chętnie bym wsparł niejedną imprezę, gdyby tylko takie zbiórki były zrobione z sensem. Wbrew temu, co niektórzy myślą, nie wystarczy utworzyć zbiórki i o niej zapomnieć. Reszta nie zrobi się sama.
Najgorsze w tych nielicznych zbiórkach robionych przez organizatorów jest to, że nie wykazują oni faktycznej potrzeby zdobycia dodatkowych funduszy. Czy zbiórka się uda, czy nie, konwent się odbędzie i to w praktycznie takiej samej formie.
Gdyby chociaż ktoś pomyślał o całości kompleksowo, stworzył zbiórkę zarówno dla ludzi, którzy pojawią się na imprezie, jak i dla tych, którzy takiej możliwości nie będą mieli, być może mielibyśmy całkiem mocny rynek.
No bo po co sprzedawać gadżety tylko z wejściówką? Czy każdy, kto chce wesprzeć akcję, musi pojawić się na imprezie? I w drugą stronę – czy ktoś, kto chce tylko kupić gadżety, musi kupować wejściówkę?
Organizatorzy wszystkich zbiórek, które prowadzono dotychczas, popełniają wiele błędów, których można by uniknąć, otwierając umysł na inne punkty widzenia. Po cichu liczę, że Stowarzyszenie Avangarda będzie pierwszym, któremu się uda, mimo popełnionych błędów w zbiórce.
Nie dlatego, że żywię wobec nich jakieś specjalne uczucia, a dlatego, że chciałbym, aby sukces jednych organizatorów zachęcił innych do korzystania z tej metody zbierania funduszy. Fandom to w końcu ludzie, którzy wspierają się wzajemnie, prawda?