Będąc młodym fanem fantastyki, dość mocno interesowałem się wydarzeniami, które oferowała część fandomu fantastyki w Polsce. Z zamiłowaniem wyczekiwałem na kieszonkowe, by z przyjemnością wydać wszystko na następną porcję figurek czy też na kolejną książkę.
Z czasem człowiek dorasta i zapomina o rzeczach, w których tak bardzo niedawno się lubował.
Dla mnie Łódzki Festiwal Fantastyki “Kapitularz” był swoistym sprawdzianem, czy w dzisiejszych czasach jest choć procent tych dawnych imprez, jakie młody fan fantastyki *jeszcze wtedy* znał.
Informacje dotyczące imprezy
Pierwszym problemem, jaki napotkałem podczas przygotowań do imprezy oraz relacji, było przede wszystkim potwierdzenie informacji dotyczących akredytacji.
Strona internetowa, choć stworzona z dobrym pomysłem, świeciła pustkami jeśli chodzi o informacje dla uczestnika – brakowało wieści o noclegu, godzin otwarcia akredytacji i przede wszystkim regulaminu, z którym każdy uczestnik winien zapoznać się przed imprezą.
Tak właściwie zawierała ona tylko ceny biletów, program, listę zaproszonych gości oraz mapę z opisem, jak dotrzeć do budynku imprezy.
Lepiej wypada na tym tle Facebook samej imprezy, gdzie na wydarzeniu publikowano informacje, w tym o noclegu na terenie imprezy oraz o gościach. A w trakcie samego wydarzenia były wrzucane co ciekawsze punkty programu z dokładnymi opisami co, gdzie i o której.
Dojazd mankamentem każdej imprezy
Kapitularz posiadał jeden z lepszych dojazdów i objaśnień, jak dotrzeć z dworca PKP.
Z uwagi na aktualnie trwające remonty, m.in jednego z głównych skrzyżowań, dojazd samochodem był utrudniony.
Po wybraniu jednej z linii, po paru minutach docieramy do przystanku vis a vis Budynku Filologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Budynek, akredytacja, warunki… Czemu moje nogi bolą?
Budynek Filologii Uniwersytetu Łódzkiego jest jednym z lepszych miejsc w Polsce do organizacji imprezy tego typu (przynajmniej w moim mniemaniu).
Akredytacja zorganizowana była w dość dziwny sposób, przez co doszło do niecodziennego przypadku. Kolejka formowała się nie tylko z samych uczestników, lecz także z wystawców, mediów i twórców atrakcji, czego efektem były opóźnienia kilku pierwszych punktów programu.
Warto dodać, że punkt akredytacyjny znajdował się przed budynkiem, w namiocie halowym.
Nowoczesne sale wyposażone w rzutnik, nagłośnienie oraz wszystko, co może być potrzebne do stworzenia panelu, było pod ręką. W razie upałów służyła klimatyzacja.
Rozkład sal, typowy dla uniwersyteckich przestrzeni, idealnie wpasował się w potrzebny konwentu, dzięki czemu nie było ścisku.
Osoby o zmniejszonej sprawności fizycznej mogły poruszać się po budynku bez większego problemu dzięki kilku windom, które praktycznie w ogóle nie były oblegane.
Wszystkie stoiska znajdowały się na poziomie “-1”, gdzie cały hol główny służył jako jedna wielka przestrzeń wystawiennicza zawierająca gadżety mangowe, planszówki, biżuterię i wszystko, co młody uczestnik imprezy chciałby zabrać do domu.
Nocleg
Na parę dni przed imprezą tylko na Facebooku została opublikowana informacja o możliwości noclegu na samej imprezie, w dodatkowych salach znajdujących się od 2 piętra w górę.
Przestrzeni w dużej ilości sal było na tyle, że każdy z uczestników znalazł dla siebie kawałek miejsca, dzięki czemu nikt nie był zmuszony nocować na korytarzu.
Minusem noclegu i warunków na imprezie były prysznice, które znajdowały się w osobnym budynku akademiku oddalonym o ponad 1 km.
Problem ten można było rozwiązać, stawiając kontener sanitarny, jak to się dzieje na wielu innych konwentach, np. na Pyrkonie. Warunki wokół samego budynku jak najbardziej się do tego nadawały.
Program i atrakcje poboczne
Kapitularz, mimo wielu znanych gości, niestety nie skusił mnie swoim planem. Atrakcji dedykowanych dla młodych pasjonatów fantastyki było jak na lekarstwo.
Jeśli chodzi o bardziej popularne atrakcje, każdy bez problemu znalazł miejsce tak, by mieć jak najlepszy odbiór wykładu/pokazu.
Niestety, jeśli chodzi o cosplay, Kapitularz nie miał czym się pochwalić. Ilość cosplayerów sprawiła, że jak szybko atrakcja się rozpoczęła, tak szybko skończyła.
Największą atrakcją była możliwość zrobienia sobie zdjęć z żywymi wężami, z którymi przechadzali się wystawcy stoiska edukacyjnego. Teoretycznie bardzo fajna rzecz, jeśli chodzi o coś, czego nigdy nie było na konwentach, lecz sam mam niestety mieszane odczucia.
Podsumowanie
Wielkość Kapitularza przypomina mi rozmiary konwentów, na jakie chodziłam jako początkujący fan fantastyki. Niestety, nie była to na tyle udana impreza, żebym wrócił w pełni do fandomu fantastyki.
Mimo, iż Kapitularz ma swoją sześcioletnią historię, nie wypracował dotychczas stałego grona konwentowiczów, którzy co rok przybywali by na tę imprezę.
Minusem niezależnym od organizatorów była pogoda, przez którą duża część lokalnych fanów fantastyki nie zjawiła się na konwencie.
Mówiąc krótko, za rok z chęcią sprawdzę ponownie Kapitularz i Was serdecznie tam zapraszam.