Spójrzmy prawdzie w oczy. Sytuacja Polconu w ostatnich latach nie jest najlepsza. Nie chodzi tu tylko o problem z poszczególnymi edycjami. Poprzednie kilka Polconów było różnej jakości – od słabych do dobrych. Jednak problem niestety jest głębszy niż tylko to, że czasem Polcony się nie udają.
Więc o co chodzi?
Od jakiegoś czasu widoczny jest brak chętnych do organizacji Polconu. Rzecz jasna nie jest jeszcze tak źle, by nikt nie miał ochoty brać się za ten konwent, jednak nie licząc roku 2013, gdy dwie grupy ubiegały się o organizację Polconu 2015, nie pamiętam kiedy mieliśmy więcej niż jednego kandydata. Bywało za to, że wybieraliśmy organizatorów nie będąc przekonanymi, czy podołają oni zadaniu zorganizowania tej imprezy. Większość jednak wolała mieć mizerny Polcon, niż nie mieć go wcale. W tym roku zaś doszło do tego, że w Toruniu nikt nie zgłosił się do organizacji imprezy w 2020. Są pewne nadzieje, że podczas Nordconu jeden z klubów się zdecyduje, ale czy tak będzie, przekonamy się w grudniu.
Jednocześnie, jak zapewne wszyscy widzą, nie jest tak, byśmy musieli narzekać na ogólny brak grup chętnych do zajmowania się konwentami. Od wielu już lat w Polsce odbywa się średnio więcej niż jeden konwent w tygodniu (a czasem są to nawet blisko dwa konwenty na tydzień). Czemu więc tak mało osób interesuje Polcon? Myślę, że powody są różne. Z jednej strony duże kluby mają swoje własne imprezy, które wydają im się ważniejsze niż Polcon. Często też są one od niego większe. Z drugiej strony małe kluby nie zawsze czują się na siłach, by podejmować się organizacji naszego konwentu narodowego. Sytuacji nie poprawia też to, że w nieodległej historii część klubów robiących Polcon miało po nim wewnętrzne problemy i tarcia.
Czy Polcon może być tylko „metką” przypinaną innemu konwentowi?
Jednym z potencjalnych rozwiązań opisanego problemu jest uczynienie Polconu konwentem „doczepianym” do innej imprezy. W praktyce – tym co stanowi o unikalności Polconu, jest całokształt spraw związanych z nagrodą Zajdla oraz Forum Fandomu i Radą Fandomu. To wszystko mogłoby się odbyć na innym konwencie. Tym sposobem w tym roku zamiast Coperniconu i Polconu w Toruniu mielibyśmy jeden event o nazwie Copernicon – Polcon (lub coś podobnego).
Niestety takie rozwiązanie ma jedną istotną wadę. Zgodnie z regulaminem Polcon musi odbywać się w drugiej połowie roku. Jest to o tyle ważne, że głosujący na Zajdla potrzebują czasu na przeczytanie wszystkich nominowanych utworów. Potrzebny jest też czas na przygotowanie antologii tekstów nominowanych do Zajdla, ale to nie jest warunkiem koniecznym Polconu (acz wiele osób antologię bardzo ceni). Gdybyśmy przyjęli takie rozwiązania, to automatycznie skreślamy wszystkie konwenty z pierwszej połowy roku.
Osobną kwestią jest to, na ile takie rozwiązanie polepszyłoby sytuację Polconu. Nie wiem też, jak część fandomu skupiona wokół tej imprezy, przyjęłaby tak drastyczną zmianę. Tak naprawdę, to chociaż widzę zalety takiego podejścia, nie jestem przekonany, czy jest ono najlepsze.
Po co nam w ogóle Polcon?
Podczas Arkhamera miałem okazję rozmawiać z Arturem Olchowym. Jednym z poruszanych tematów była właśnie sytuacja Polconu (zresztą to ta rozmowa mnie skłoniła do napisania niniejszego tekstu). Zastanawialiśmy się wspólnie, po co w ogóle jest nam Polcon. Artur zauważył, że w zasadzie inne imprezy dużo lepiej radzą sobie z promowaniem fantastyki w społeczeństwie. Jednak pomimo tego Polcony wciąż próbują być wielkie i „dla wszystkich”. To z kolei nakłada na organizatorów wielką presję. Zdaniem Artura (a ja go tu popieram) Polcon jest imprezą od fanów dla fanów i nie ma potrzeby, by na siłę próbować dotrzeć z nim do wszystkich osób w Polsce. Zamiast tego warto by się było skoncentrować, by ta impreza była doskonale dopasowana do potrzeb fandomu.
Oczywiście tu pojawia się kluczowe pytanie – czym jest fandom, i co za tym idzie, do kogo Polcon powinien być kierowany. Nie ma tu jasnej i prostej odpowiedzi, ale może warto się nad tym pochylić.
Czy to by pomogło?
Nie wiem, czy uczynienie Polconu bardziej hermetycznym, jest dobrym rozwiązaniem. Z pewnością wpłynęłoby to negatywnie na frekwencję. Co za tym idzie, trudniej by było o uzyskanie sponsorów i ciężej by było nagrodzie Zajdla dotrzeć do mediów. Jednocześnie brak olbrzymiej presji na wielkość Polconu mógłby zachęcić mniejsze kluby do podjęcia się organizacji.
Gdyby przyjąć to rozwiązanie, Polcony dalej miałyby różny poziom. Czasem byłyby cudowne, a czasem zapewne słabsze. Jednak co ważne, prawdopodobnie bardziej by się od siebie różniły i zapewne nieco lepiej by odzwierciedlały naturę organizujących je klubów.
Pewnie żadna z powyższych opcji nie zostanie szybko zaakceptowana, ale ważne jest, byśmy zaczęli więcej o Polconie rozmawiać. W obecnej sytuacji widać, że impreza potrzebuje zmian. Może nie muszą być aż tak drastyczne, jak te powyżej. Może są lepsze i mniej inwazyjne rozwiązania. Jednak na pewno dyskusja nie zaszkodzi – lepiej podjąć ją teraz, niż później zastanawiać się, czemu Polcony już się nie odbywają.
Niniejszy tekst pierwotnie ukazał się na blogu autora. Wersja widoczna powyżej nie jest jednak dosłownym tłumaczeniem, a samodzielnym tekstem napisanym na podstawie oryginału.