W dniach 30-31 lipca na Tauron Arenie w Krakowie odbył się Ryucon 2022. Konwent, z którym wielu wiązało duże nadzieje i który przyciągnął bardzo dużą liczbę osób, niestety nie sprostał oczekiwaniom. W tej relacji przeanalizuję, jak przebiegało to niecodzienne wydarzenie i dołożę kilka swoich przemyśleń.
Zanim konwent się zaczął
Obserwując media społecznościowe, można było zauważyć duże zainteresowanie nadchodzącym Ryuconem. Boom zaczął się, gdy organizacja ogłosiła, gdzie będzie się odbywać. Mowa oczywiście o krakowskiej Tauron Arenie. Już wcześniej był przypadek wykorzystania obiektu o podobnym charakterze – w 2016 roku na Stadionie Miejskim we Wrocławiu miał miejsce konwent Love Anime!, jednak zapowiedź organizacji Ryuconu na największej hali widowiskowo-sportowej w Polsce naprawdę robiła wrażenie. Innym powodem dużego zainteresowania imprezą był dobrze prowadzony marketing. Profile na Facebooku i Instagramie były aktywne. Poza tym ekipie FunCube udało się nawiązać współpracę z kilkoma innymi organizacjami, m.in. Imladrisem, Gliwickimi Dniami Fantastyki czy Animatsuri, które włączyły się w promocję Ryuconu.
Niestety już na tym etapie przygotowań pojawiły się pierwsze problemy dotyczące regulaminów oraz wystawców. Część stoisk zrezygnowała z przyjazdu do Krakowa przez zamieszanie organizacyjne w tej kwestii. Inne wyrażały w internecie niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, wskutek czego na wizerunek Ryuconu zaczęły spadać pierwsze ciosy. Na PR niekorzystnie wpłynęło też bardzo późne opublikowanie programu. Największe problemy miały jednak dopiero nadejść.
Wejście trudniejsze niż można przypuszczać
Organizacja akredytacji okazała się jedną z największych bolączek tegorocznego Ryuconu. Kolejka, którą ujrzałem w sobotnie przedpołudnie, była jedną z najdłuższych, o ile nie najdłuższą, w moim fandomowym życiu. Kolejki były właściwie dwie, jedna dla uczestników, którzy zakupili już bilet i druga dla tych, którzy chcieli to zrobić na miejscu. Obie przesuwały się naprzód w prawdziwie żółwim tempie. Brakowało też osób, które informowałyby, która kolejka za czym stoi. Niejednokrotnie zdarzały się sytuacje, że ludzie ustawiali się w tej niewłaściwej. Osoby chcące kupić wejściówkę były obsługiwane przez jedno stanowisko, które w dodatku miało awarię terminalu do płatności bezgotówkowych, co jeszcze bardziej wydłużyło akredytację. Średni czas oczekiwania w kolejce wynosił 2-3 godziny, choć rekordziści stali nawet ponad 4 godziny. W takich warunkach część osób w ogóle zrezygnowała z wejścia na konwent i trudno się temu dziwić. Ci, którzy jednak zdecydowali się zostać, musieli jakoś wypełnić sobie ten czas. Z pomocą przyszły osoby, które postanowiły zabawiać kolejkowiczów, np. przedstawiciele Gliwickich Dni Fantastyki prowadzili gry i zabawy integracyjne. Ostatecznie krótsza kolejka rozładowała się gdzieś około godziny 14:00, a druga dopiero po 16:00.
Wszedłem i co dalej?
Gdy udało się już wejść do środka, trzeba było się zmierzyć z układem Tauron Areny, co było nie lada wyzwaniem. Co prawda przy akredytacji otrzymywało się mapkę, ale niewiele to pomagało, gdyż była mało czytelna, a sam teren konwentu oznaczono wręcz tragicznie.
Najbardziej jaskrawym przykładem była sytuacja z wystawcami. Podzielono ich na dwa piętra. Na parterze ulokowano wystawców komercyjnych, a na pierwszym piętrze aleję artystów. Niestety sporo konwentowiczów do części tej alei w ogóle nie dotarła, ponieważ w jej połowie znajdowała się restauracja i początkowo nie było oznaczenia, że za nią są jakieś kolejne stoiska. W końcu sami wystawcy zdenerwowani sytuacją powiesili odpowiednie karteczki wskazujące do nich drogę. Pojawiały się też rozbieżności w oznaczeniach. Przykładowo w planie atrakcji można było znaleźć Salę Komiksu i Popkultury, natomiast na mapce była ona już opisana jako “Komiksiarze”. Różnica niby niewielka, ale mogło to wywoływać dezorientację.
Oznaczenie przestrzeni to jedno, a jej wykorzystanie to druga sprawa. I to też pozostawiało wiele do życzenia. Większość atrakcji znajdowała się na poziomie 0 (by się na niego dostać należało od wejścia zejść po schodach w dół). Oprócz standardowych sal panelowych była tam konsolówka, gry muzyczne, Ultrastar, strefa dla cosplayerów oraz scena główna. Na samym końcu długiego korytarza, gdzie również część osób nie docierała, znajdowała się duża sala j-games, czyli z tradycyjnymi grami japońskimi jak mahjong. Ta przestrzeń była wyjątkowo duża, ale niestety w połowie niezagospodarowana (z wyjątkiem tych chwil, gdy grupa konwentowiczów urządziła tam sobie spontaniczne granie w mafię). Sala j-games była połączona bezpośrednio z salą koreańską, przez co osoby, które chciały się tam udać, musiały przejść przez j-gamesy, co powodowało dodatkowe zamieszanie. Boli to tym mocniej, że część otwartych sal świeciła pustkami, a czasem były nawet lepiej wyposażone niż te przeznaczone dla konwentowiczów. Fakt ten wykorzystali fani Touhou, którzy zajęli jedną z takich sal i zrobili nieoficjalny Touhou Room.
Warto też wspomnieć, że przestrzeń na wspomnianym poziomie 0 była raczej mało komfortowa, gdyż były to na przykład szatnie zaadaptowane na sale panelowe (akurat najbardziej oblegane). Natomiast sale przeznaczone na atrakcje, które cieszyły się dużo mniejszą popularnością, były zdecydowanie lepiej przystosowane do potrzeb gości. Wiąże się z tym kolejny problem dotyczący priorytetów programowych, ale o tym wspomnę później.
Na zakończenie tego tematu wspomnę jeszcze, że zagubieni byli też helperzy, którzy mimo szczerych chęci nie mieli często podstawowych informacji o obiekcie. To tylko uwypukla to jak duże były problemy z przepływem informacji i komunikacją. Z rozmów z niektórymi dowiedziałem się też, że helperów było zwyczajnie zbyt mało, by nad wszystkim dobrze zapanować. Mimo tych przeciwności wolontariusze starali się wykonywać obowiązki jak najlepiej się da i chwała im za to.
Gdy już się wszystko rozkręciło
Wewnątrz Tauron Areny był problem z klimatyzacją, w związku z czym panował w niej gorąc i duchota. W końcu udało się to naprawić, ale do tego czasu część uczestników wolała przebywać na zewnątrz. Jedną z ciekawszych atrakcji na świeżym powietrzu była gastronomia. Rozstawiły się tam różnego rodzaju foodtrucki. Jednym z lepszych była “buda” Yaki Kingu, oferująca m.in. okonomiyaki (rodzaj placka z warzywami i różnymi innymi składnikami polanego sosem) czy kakigori (przekąska z kruszonego lodu z dodatkiem syropu). Smaczne jedzenie i miła obsługa, z którą można było sobie uciąć pogawędkę sprawiały, że prawie non-stop przed “budą” ustawiony był sznur ludzi. Gdzie indziej mogliśmy znaleźć frytki czy kiełbaski, a na osoby pełnoletnie czekały punkty oferujące alkohol. Coś do zjedzenia i picia mogliśmy też znaleźć w środku hali – był np. ramen, bubble tea czy zapiekanki.
Najważniejsze atrakcje konwentu odbywały się na scenie głównej. Mieliśmy tam koncert Chóru Kameralnego Hibike, który wykonał swoje aranżacje utworów znanych z anime. Dużym widowiskiem był występ idolek z zespołu Akiharu tańczących do muzyki z serii Love Live! Dziewczyny włożyły dużo energii i zaangażowania w ten show. Największe emocje wzbudzał jednak wrestling oraz konkursy cosplay.
Zacznę od tematu wrestlingu. Tego typu atrakcja to zdecydowanie nowość na polskich konwentach. Pytanie czy trafiona? Tu zdania są podzielone. Faktem jest, że gala zapełniła całą salę. Niektóre osoby przyszły po prostu z ciekawości zobaczyć, jak to będzie wyglądało, ale jakoś nie byli zachwyceni. Jednak nie brakowało też entuzjastów, którzy doskonale wiedzieli o co chodzi w tego typu rozrywce i świetnie się bawili. Były obawy, że część wrestlingowa będzie odstawać od reszty konwentu, a nawet mogą być pewne zgrzyty z uczestnikami, ale nie potwierdziły się. Ekipa z Prime Time Wrestling dobrze zaadaptowała się do warunków Ryuconu, choć widać było, że klimaty mangi i anime to dla nich trochę inny świat.
Kolejnymi z najbardziej “gorących” atrakcji były konkursy cosplay. W tym roku na Ryuconie mieliśmy ich dwa – standard oraz eliminacje do International Cosplay League. Konkurs standardowy podzielony był na kilka kategorii: “Debiut”, „Najlepszy Kostium z Elementami Zbroi”, „Najlepszy Kostium z Elementami Szytymi”, „Najlepsza Prezentacja”, „Najlepsza Charakteryzacja”. Jury w składzie Shiroku, Chiko oraz Tyna przyznało również swoje specjalne wyróżnienia. Uczestników biorących udział było ponad dwadzieścia, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Największe zainteresowanie wzbudzały oczywiście eliminacje do ICL. Cosplayerzy biorący w nich udział to bez wątpienia profesjonaliści. Widać było różnicę poziomów ich strojów w porównaniu do kategorii standardowych. Zwycięzcami i zarazem reprezentantami Polski w finałach ICL w Madrycie zostali Kula, jako Ezio z serii „Assassin’s Creed” (kategoria solo), oraz Bish i Talon, jako Dark Brotherhood Mage i Daedra z gry „Skyrim” (kategoria duo). Pod względem technicznym i organizacyjnym oba konkursy stały na naprawdę dobrym poziomie. Odbywały się sprawnie, bez zbędnych przerw, w związku z czym udało się je zakończyć przed czasem.
Z wcześniejszym zakończeniem cosplayu wiązał się jednak pewien problem, czyli przesunięcie koncertu Shiroku. Niestety nie zostało to właściwie ogłoszone, co mocno odbiło się na frekwencji na występie. Wielu chętnych nie zdążyło na niego przyjść. Z pomniejszych atrakcji, o których warto wspomnieć, można wymienić strefę Meet&Greet, gdzie można było się spotkać, chwilę porozmawiać czy zrobić wspólne zdjęcie z większością zaproszonych na Ryucon gości. Niewielką atrakcją okazały się też planszówki, a szkoda, bo zainteresowanie było spore. Były one dostępne w sobotę tylko przez kilka godzin od popołudnia do wieczora.
Dla kogo ten konwent?
Pytanie może z pozoru głupie, ale jak najbardziej ma sens. Ryucon zawsze był kojarzony jako konwent mangowy. Obecnie jednak, jak podkreślają sami organizatorzy, chcą wyjść poza te ramy i stać się wydarzeniem multifandomowym. Jednym z argumentów za takim rebrandingiem jest przeświadczenie, że nie można się wybić, bazując na samej mandze i anime. O tym, że jest ono błędne, świadczy chociażby tegoroczne Animatsuri. Choć skupione jest na tej jednej tematyce, zaliczyło absolutny rekord frekwencji: 4770 uczestników. To więcej niż Ryucon, który odwiedziło 4291 osób. Ekipa FunCube podjęła jednak taką, a nie inną decyzję odnośnie tego, w którą stronę ma się rozwijać konwent i pozostaje się z tym pogodzić.
Nie mogę jednak pozbyć się odczucia, że coś z tą zmianą jest nie tak. Z jednej strony otwarcie na szerokie grono odbiorców, a z drugiej na pierwszy rzut oka wciąż wygląda to jak typowa impreza dla mangowców. Już sama nazwa “Ryucon” (“Ryu” po japońsku oznacza smoka), czy konwentowe grafiki, na których są postacie jak z anime, to nie jest coś, co przyciąga osoby zainteresowane zachodnią fantastyką i popkulturą. Natomiast osoby nastawione na atrakcje związane z Japonią, nie chodzą tłumnie na punkty programu związane z Zachodem. Widać to było po frekwencji na punktach programu z bloku komiksu zachodniego. Była wyraźnie niższa od frekwencji na atrakcjach pozostających w klimatach azjatyckich. Odniosłem wrażenie, że organizacja tych dodatkowych bloków tematycznych jest kosztem głównego targetu Ryuconu, dla którego program został uszczuplony. Trochę wyszło więc tak, że w założeniu konwent, który miał być dla wszystkich, ostatecznie okazał się być dla nikogo, gdyż żadna grupa odbiorców nie była dostatecznie zaspokojona.
Opinia i wnioski końcowe
Ryucon 2022 był niestety drugim z kolei słabo zorganizowanym konwentem od ekipy FunCube. Smutne w tym jest to, że niektóre błędy z edycji open air zostały powtórzone, m.in. problemy z akredytacją czy oznaczeniem terenu. Przez skalę wydarzenia w tym roku były one jednak dużo bardziej uciążliwe dla uczestników. Oby nie sprawdziło się powiedzenie “do trzech razy sztuka”. Przed organizatorami jest dużo pracy do wykonania. Jeśli chcą poprawić jakość Ryuconu, konieczne są reformy. Czy następnym razem zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski i podjęte właściwe działania, przekonamy się w swoim czasie. Potencjał na pewno jest spory, chociażby przez dostęp do Tauron Areny, która odpowiednio wykorzystana może być świetnym miejscem na konwent. Na koniec nasuwa mi się porównanie z innym dużym krakowskim festiwalem o podobnej tematyce – chodzi oczywiście o Magnificon. Jego ostatnia edycja również miała spore problemy i pozostawiała wiele do życzenia, jednak Ryucon na tle Magnificonu wyszedł nawet słabiej. Jednym słowem – szkoda.
W relacji zamieszczono zdjęcia autorstwa użytkownika D.Va z serwera discord confamilia.pl