Luksemburg – ostatnie Wielkie Księstwo w Europie. Kraj cydrów, banków i zamków. Całe państwo jest nieco mniejsze ludnościowo od Łodzi, a sama stolica od Zielonej Góry. To właśnie tam odwiedziłem konwent anime Focal (8-9 lutego 2025).
Jest on stosunkowo nowym, ale szybko zyskującym na popularności wydarzeniem. Jednak mimo że to była już czwarta edycja, komunikacja na temat atrakcji praktycznie nie istniała. Szczególnie skromnie prezentowało się wydarzenie na Facebooku – ponad 10 tysięcy zainteresowanych osób, a newsami były tylko info o plakacie, biletach i przypominające, że impreza w ogóle istnieje. Coś konkretnego (jak mapka) pojawiło się w pierwszym dniu wydarzenia.
Na stronie internetowej (https://animefocal.com/) było podobnie. Mapka pojawiła się dwa dni przed wydarzeniem, a program – dzień przed. Ten zresztą sam w sobie nie był zbyt obszerny.
Luksemburg ma trzy języki urzędowe: luksemburski, niemiecki i francuski. Strona była w tych trzech, a także dodatkowo w języku angielskim. Warto wspomnieć, że gdy wchodząc kolejny raz, widziałem jakąś zmianę, dodatkową informację, to nanoszona była we wszystkich językach. Nie jest to takie oczywiste. Wielu organizatorów wydarzeń tworzy raz wersję anglojęzyczną i całkowicie zapomina o jej późniejszej aktualizacji.
Dojazd na imprezę był bajecznie prosty – brak korków, bezpłatnie zaparkowałem na 3h w galerii handlowej oddalonej jeden przystanek tramwajowy od Luxexpo. Uwaga: W całym kraju komunikacja zbiorowa jest bezpłatna. Także, chcąc pojechać na jakieś wydarzenie na weekend – można bezpłatnie zaparkować w jakiejś wioseczce pod miastem i dalej dotrzeć w 20-30 minut pociągiem i tramwajem. Pierwotnie to też planowałem, ale plan na dzień konwentu zrobił się napięty i zdecydowałem się na najszybszą opcję.
Bilety kupiłem wcześniej w Internecie – były minimalnie tańsze niż na miejscu. Jednodniowy wyniósł mnie 14,50 euro – mniej niż tamtejsza krajowa minimalna stawka godzinowa.
Centrum Targowe, w którym odbywała się impreza, ma dwie połączone ze sobą hale (w poniższym kadrze widać jedną z nich), które łącznie mają powierzchnię taką jak dwie hale krakowskiego EXPO.
Mimo szczytowego momentu soboty (w czasie mojej wizyty – była cosplayowa prezentacja na scenie) swobodnie przemieszczałem się między stoiskami. Wynikało to z umiejscowienia imprezy w dość dużym, jak na potrzeby, centrum targowym. Spokojnie dałoby się tam „upchać” dwa razy większe wydarzenie. Nie ma jeszcze informacji o tegorocznej frekwencji, ale w poprzednim roku przez dwa dni wydarzenie przyciągnęło 20 tysięcy osób!
Samo wejście było bezproblemowe, nie było żadnej kolejki. Jednak ochrona przeglądała torby i plecaki, więc nie było możliwości wniesienia nawet butelkowanej wody. Niezależnie od tego, czy to wymysł organizatora, Luxexpo, czy miasta, byłem z tego powodu bardzo niezadowolony. Tyle dobrze, że dopuszczany był lotniskowy patent wnoszenia pustej butelki i uzupełnienia jej wodą z kranu już w środku.
Zwykli uczestnicy nie otrzymywali żadnych opasek ani identyfikatorów. Z imprezy można było wyjść i potem wrócić, ale konieczne było podejście do stanowiska, przy którym przybijali klimatyczne pieczątki na przegubie ręki. Przywróciło mi to wspaniałe wspomnienia z rockotek lat 90-tych.
Atrakcje? Mieliśmy: cosplay, karaoke, quiz, wystawcy oraz strefa Smash organizowana przez lokalną społeczność LETZ SMASH (LËTZebuerg- po luksembursku znaczy Luksemburg).
W sobotę odbyła się także krótka prezentacja cosplayerów na scenie, która wzbudziła spore zainteresowanie uczestników. Zapisy na ten konkurs odbywały się na miejscu.
Na stronie wydarzenia znajduje się informacja i zdjęcia laureatów konkursu cosplay i rysunkowego z ubiegłego roku. Szkoda że tak miła praktyka jest rzadko stosowana przez organizatorów konwentów.
Stoisk było prawie 200. To prawie dwa razy więcej niż na np. Magnificonie. Muszę zauważyć, ż była wśród nich duża różnorodność. Prócz klasycznych koszulek, kubków, pluszaków, mystery boxów etc. mogliśmy znaleźć np. ogrom stoisk z rękodziełem i jedzeniem.
Zauważyłem, że sporo rzeczy robionych po prostu w drewnie.
Zaskoczyły mnie też łatwo dostępne obrazy, naklejki etc. – które sprzedawali sprzedawcy zdecydowanie nie posiadając na nie licencji.
Były i klocki – ale wydaje mi się, że większość z nich była również nielicencjonowana. Zauważyłem wyłącznie chińskie klony, oryginalnego LEGO brak!
Na stoiskach nie zabrakło repliki broni z gier, filmów i oczywiście anime.
Było również jedno stoisko sprzedażowe związane z retro gamingiem. Niestety ceny miało szalone, dużo wyższe niż na tematycznych wystawach i sklepach stacjonarnych w regionie. Szukającym tego typu atrakcji w zachodniej Europie przy okazji serdecznie polecam odbywające się w majówkę belgijskie Pixel Days ( https://www.facebook.com/profile.php?id=100057382242162) – szalenie klimatyczną imprezę. Rok temu było tam ponad 150 wystawców z czego ~90% retrogamingowych, a reszta w geekowskich klimatach (zabawki, laser diski etc)!


Wracając do tej imprezy – jak wspominałem – oferta gastronomiczna była bardzo bogata. Dominowały oczywiście azjatyckie smaki.
Kilka stoisk oferowało słodycze i napoje z różnych części świata. Nie tylko azjatyckie – dało się kupić m.in. importowaną z Meksyku i Kanady Coca Colę w klasycznej szklanej butelce.
Znalazłem także słowiański akcent – Cuddly Bats ze Słowenii…. a naprzeciwko stoiska przesympatyczny biały nietoperz zapraszał do przytulania. Był żywy!
Był nawet Francuz z kiełbaskami i serami! Mniam!
Na wydarzeniu spędziłem jakieś 2,5 godziny – po prostu szwędając się po stoiskach. W sumie bawiłem się dobrze. Bazując na informacjach na stronie – wiedziałem czego się spodziewać. Organizatorzy robią imprezę głównie sprzedażową, czego nie ukrywają, a cena biletu jest zdecydowanie adekwatna do tego co się dostaje.
Czy było warto? Myślę, że było warto. To pierwszy konwent, z którego, zamiast kubków, koszulek czy innych pierdółek, przywiozłem kiełbasy – „Saucisson sec au poivre” to masarnicze cudo.