Kaliski Weekend Fantastyki Arkhamer, jak twierdzą jego organizatorzy, miał być z początku małą lokalną imprezą planszówkową, ale z biegiem czasu i, można powiedzieć siłą rozpędu, rozrósł się w swoich założeniach do rozmiarów tradycyjnego konwentu. Czy dobrze spełnił się w swojej nowej roli i naniósł Kalisz na konwentową mapę polski?
Kalisz, miasto z polskich najstarsze
W mieście tym odbywały się, co prawda, jakiś czas temu jednodniowe imprezy pod nazwą Cebulkon. Przyznam się jednak szczerze, że jest to jedyna informacja, jaką udało mi się znaleźć w odmentach mojej pamięci na ich temat. Nie jest to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę to, iż liczba ich uczestników oscylowała w okolicach kilkudziesięciu.
Pierwsza edycja Arkhamera ulokowała się w Zespole Szkół nr 10 przy ulicy Podmiejskiej 9a. Było to dosłownie dwie przecznice od Stacji PKP, także położenie wręcz idealne dla osób, które przyjechały spoza miasta. Dodatkowo między stacją a konwentem znajdowała się galeria handlowa – a w niej szereg sklepów i punktów gastronomicznych (w tym np. KFC i McDonald).
Sam Zespół Szkół był bardzo przestronnym czterokondygnacyjnym budynkiem. Głównie wykorzystywane były parter i pierwsze piętro oraz w mniejszym stopniu piwnica i piętro drugie – to tam znajdowały się sale programowe. Dodatkowo, w użyciu była duża sala gimnastyczna, wraz z antresolą, i częściowo podwórko szkoły (co ograniczane było przez dość kiepską pogodę).
Choć trafienie na sam konwent nie stanowiło problemu, w końcu w obecnych czasach praktycznie każdy ma dostęp do GPSu w swojej komórce, organizatorzy mogli by to znacznie ułatwić, umieszczając na ostatnim odcinku np. strzałki kierujące do niego, czy informacje na budynku szkoły, że to właśnie w niej odbywa się impreza. Szczególnie, iż nie mamy tu do czynienia z konwentem, na który można trafić „idąc za tłumem”. Niestety – zabrakło tego pierwszego, a to drugie pojawiło się dopiero po pewnym czasie – w postaci nie za bardzo rzucających się w oczy plakatów.
Konwent bez kolejek?
Sama akredytacja na konwent przebiegała sprawnie. Stanowisko było co prawda jedno, ale w zupełności wystarczało do obsługi pojawiających się niespiesznie konwentowiczów. Zaskakującym trochę faktem było to, iż każdego wchodzącego pytano o wiek. Sam fakt pobierania danych statystycznych na imprezie zupełnie mnie nie dziwi. Są one bardzo przydatne, tylko zazwyczaj zbiera się je bardziej dyskretnie – spisując np. datę urodzenia z dokumentu. Przyznam się szczerze, że nie tylko ja poczułem się dziwnie w momencie, w którym musiałem przyznać się na głos przed całą kolejką i obsługą do posiadanych na swoim karku lat.
Każdy konwentowicz otrzymywał przy wejściu standardowy zestaw materiałów informacyjnych w postaci ładnego identyfikatora i informatora, które jak na niewielką i dwudniową imprezę sprawiały bardzo dobre wrażenie (często są to bowiem rzeczy, na których się na mniejszych konwentach oszczędza).
Tuż za stanowiskami akredytacji znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch sklepów oferujących różne fandomowe gadżety. Większość wystawców znajdowała się jednak na obszernej sali gimnastycznej. Przyznam się, że jak na niewielki konwent było ich całkiem sporo.
W tym samym miejscu rozłożony został Games Room, oferujący szereg tytułów. Dodatkowo, liczba dostępnych stanowisk do grania była na tyle duża, iż przekraczała ilość chętnych do samej gry. To miła odmiana, gdy nie trzeba pchać się i poszukiwać mozolnie wolnego miejsca.
Na sali znajdowały się także strefy przeznaczone do testowania różnych nowych gier, np. produkcji spod znaku Kryształów Czasu oraz Sklepik Konwentowy, w którym zdobyte w konkursach punkty można było wymienić na różnorakie nagrody. Na antresoli rozłożyli się dziarsko fani gier bitewnych.
Konwentowiczów potraktowano chłodno
Na drugiej sali gimnastycznej został zorganizowany Sleep Room dla konwentowiczów chcących przenocować na terenie imprezy. Tych jednak można było praktycznie policzyć na palcach dwóch rąk. W samej sali, mimo włączonego (z pewnym opóźnieniem) ogrzewania, było dość (mocno) chłodnawo.
Jak już wspominałem wcześniej, szkoła znajdowała się rzut beretem od centrum handlowego, które ofiarowało możliwość zaopatrzenia się w środki spożywcze na wynos i zjedzenia czegoś na miejscu. Te osoby, które nie miały jednak ochoty na spacery w deszczu, mogły na miejscu zjeść bułkę, drożdżówkę, czy napić się kawy lub herbaty w znajdującym się w szkole punkcie żywieniowym. Wybór i ceny jedzenia były tu zupełnie zadowalające.
Kolejnymi rzeczami, jakie przykuwały uwagę, były kącik dziecięcy z trampoliną i duża kopuła przenośnego planetarium (które, niestety, opuściło terenu imprezy już w sobotę o godzinie 18-stej).
Mała impreza, program duży
W salach szkolnych – jak to zwykle bywa – odbywała się główna część programu imprezy. Był on podzielony na szereg bloków: kultury wschodu (czyli popularnie mówiąc – mangowy), rpgowy (znalazło się tu miejsce zarówno na prelekcje, jak i na salę z sesjami), prelekcyjny (w zasadzie w trzech salach), plastyczny, larpowy i kucykowy (czyli fanów My Little Pony, dzielący wspólną salę). Dodatkowe atrakcje (turnieje, konkursy, pokazy) odbywały się w Games Roomie, strefie bitewniaków i podwórku szkoły. Nie zapomniano również o najmłodszych (przygotowując im kącik dziecięcy), choć akurat tych nie dotarło na konwent zbyt dużo.
Na Arkhamerze odbył się również niewielki konkurs cosplay. Choć naprawdę niewielki, to jednak przyciągnął sporą uwagę zebranych konwentowiczów.
Jak na lokalną imprezę – program był naprawdę bogaty. Ilością punktów i wydarzeń spokojnie mógł być porównywany z imprezami odbywającymi się w znacznie większych miastach, trudno było więc znaleźć nudzące się osoby. Prawdę mówiąc – w ogóle takich nie spotkałem.
Jeśli jednak takie się by znalazły, mogły zawsze udać się do niedaleko położonej knajpy konwentowej – będącej połączeniem pubu i kręgielni, wyposażonej w szereg innych atrakcji, jak stoły do bilarda, czy air hokeya.
Spokój i opanowanie
Sama impreza przebiegła z punktu widzenia uczestnika bez większych problemów. Obsługa konwentu była pomocna i szybko reagowała na zwykłe, codzienne problemy konwentowiczów. Dodatkowo – dość aktywnie starła się im pomóc. Wystarczyło dosłownie zatrzymać się na chwilę w niepewnej pozie poszukiwania czegoś, aby zostać zaczepionym i zapytanym o ewentualną potrzebę uzyskania pomocy.
Z punktu widzenia twórcy programu również nie ma na co narzekać. Do sal donoszona była zawsze woda, osoby opiekujące się programem przypominały telefonem o zbliżającej się prelekcji, czy osobiście o zbliżającej się potrzebie jej zakończenia.
Jeśli idzie o sprawy bardziej przyziemne, ale z punktu widzenia konwentowicza dość ważne, trzeba zauważyć, iż w toaletach leciała ciepła woda, papier toaletowy na miejscu był, zasuwek w kabinach niestety brakowało.
Witamy konwentowy Kalisz
Na Arkhamer dotarło w sumie ponad 400 uczestników. Jest to liczba naprawdę spora, biorąc pod uwagę wielkość samego miasta i fakt, iż była to pierwsza edycja tej imprezy. Na pewno na tym polu odniosła ona sukces (na tyle duży, iż po 320 gościu skończyły się informatory, a kolejne osoby otrzymywały ich skróconą wersję, tzn. sama rozpiskę programową). Większość konwentowiczów pochodziła jednak z lokalnych zasobów fanów fantastyki, co można było zobaczyć po ilości osób nocujących na imprezie.
Osoby spoza Kalisza zapewne nie wiedziały tak do końca, czy warto się na niego wybrać. Czy będzie to typowa lokalna impreza, czy konwent z prawdziwego zdarzenia. Po pierwszej edycji Arkhamera można śmiało powiedzieć: tak, to impreza na którą fani bardziej kameralnych konwentów mogą spokojnie się wybrać i będą z tej decyzji zadowoleni.