Avangarda to jeden z czołowych, polskich konwentów. Tegoroczna, siódma już edycja imprezy, odbywała się w dniach 21-24 lipca na warszawskim Ursynowie. Na Avangardę wybrałem się po raz drugi z rzędu. Nie żałuję tej decyzji, pomimo tego, że stała ekipa, z którą jeżdżę na tego typu fandomowe eventy, zaniemogła. Pojechałem sam i mimo tego bawiłem się świetnie, choć nie był to konwent bez wad.
Na teren imprezy dojechałem przed jej otwarciem, pierwszego dnia przed godziną dwunastą. Początkowo, rozmyślając sobie jeszcze podczas podróży pociągiem, byłem przerażony tegorocznym umiejscowieniem konwentu. Sam kraniec dzielnicy Ursynów, konieczność podróży metrem, a następnie autobusem, kazała sądzić, że dojazd będzie męczący i nie najkrótszy. W porównaniu do zeszłorocznej lokacji (Praga) zdawało się, że będzie gorzej, jeśli mowa o tym aspekcie. Bardzo się zdziwiłem, gdy okazało się, że dojazd z dworca centralnego na teren budynku konwentowego (Rektorat SGGW) zajął niespełna 30 minut i to w godzinach szczytu! Dodatkowo porady ze strony internetowej Avangardy, były bardzo precyzyjne i pomocne. Należy tu pochwalić organizatorów.
Jak wspominałem wcześniej, na terenie imprezy znalazłem się nieco przed jej startem, pewną wadą było słabe oplakatowanie wejścia i okolic. Początkowo nie widziałem nawet najmniejszego znaku, że coś ma się tu odbyć. W końcu wypatrzyłem jednak niewielką kartkę z napisem: „Konferencja Avangarda”, uśmiechnąłem się i wszedłem do środka budynku. Tam krzątali się organizatorzy, którzy obwieścili, że akredytacja ruszy o godzinie 14:00 (była wówczas 12:00) i zaprosili mnie do tak zwanego OrgRoomu, zaproponowali kawę/herbatę. Było to bardzo miłe, poczułem, że naprawdę konwentowicz jest dla nich kimś ważnym, a nie wrogiem, który wtargnął na imprezę za wcześnie.
Ostatecznie akredytacja rozpoczęła się z około godzinnym opóźnieniem (problem z dojazdem identyfikatorów i informatorów imprezy), ja w tym czasie postanowiłem jednak zakwaterować się w oferowanym przez Avangardę, wcześniej opłaconym i zarezerwowanym, domu studenckim. Wielkie było moje zdziwienie, gdy otrzymałem klucze od pokoju trzyosobowego (a rezerwowałem dwuosobowy) od – niemiłej zresztą – pani, która poinformowała mnie, że tak przydzielony zostałem do tego pokoju przez osobę odpowiedzialną za akademiki (organizatora Avangardy). Później dowiedziałem się, że nie jestem jedyną osobą w takiej sytuacji. Po prostu popyt na pokoje dwuosobowe był na tyle duży, że spora część osób została losowo przydzielona do pokoi trzyosobowych. Organizatorzy, pomimo wiedzy o takim stanie rzeczy na tydzień przed konwentem, w żaden sposób o tym nie poinformowali, czułem się nieco oszukany. Spory minus w tym względzie.
Ogólnie noclegi to nie była najsilniejsza strona tegorocznej Avangardy. Szkoła konwentowa (wersja dla osób mniej wymagających, czyli spanie na podłodze) była bardzo oddalona od budynku z atrakcjami (dalej niż dworzec centralny, więc łatwo sobie wyobrazić, ile zajmował dojazd) przez co korzystanie z niej było bardzo problematyczne (ograniczona możliwość powrotu w nocy, dodatkowe wydatki na bilety komunikacji miejskiej i tak dalej).
Wróćmy jednak do ogólnego obrazu konwentu. Czwartek, połowa piątku i niedziela były w tym roku dniami-widmo. Ludzi wówczas było zatrważająco mało, na korytarzach widziało się wciąż te same twarze, sale programowe bywały niepełne, zresztą na samym konwencie osób było mniej niż w roku ubiegłym (według organizatorów liczba uczestników była z grubsza podobna, jednak na samym konwencie absolutnie nie było tego widać). Problemów nie było z akredytacją, trudno ocenić, czy było to spowodowane małą liczbą napływających osób, czy jej usprawnieniem w porównaniu do roku ubiegłego.
Pod względem programowym Avangarda wypadła naprawdę świetnie. Prawdziwy ogrom atrakcji czekał na łaknących zabawy konwentowiczów. Ponad 20 sal działało niemal non-stop: prelekcyjne, RPG, LARP, Games Room, Treksfera, Blok Celtycki oraz specjalne eventy przygotowane przez wystawców (Rebel Gralnia, Strefa Luzu czy sala wydawnictwa Portal), które stały na naprawdę wysokim poziomie. Nie zaobserwowałem opóźnień programowych ani szczególnie wielu nieprzeprowadzonych punktów programu. Te, na których byłem, stały na wysokim, satysfakcjonującym poziomie. Ogromną zaletą Avangardy były szczególnie atrakcyjne dla graczy punkty, takie jak: premiera podręcznika do Zewu Cthulhu 6 edycji, premiera Neuroshimy Tactics czy możliwość zagrania przedpremierowo w prototypy gier planszowych, które swoją premierę będą miały na targach Spiel w Essen. Jeśli o grach mowa, to należy szczególnie pochwalić organizatorów Games Roomu, z którymi można było miło pogawędzić. W ogóle Games Room był przestronny i świetnie zaopatrzony.
W kwestii programu wadą była – moim zdaniem – mała ilość turniejów z nagrodami (szczególnie mam tu na myśli wyzwania, z których znana jest ekipa GRT – główny organizator sali planszówkowej), a także brak sali konsolowej (w zeszłym roku w tej sali bardzo dobrze się bawiłem). Po Avangardzie wróciłem lekko rozczarowany, gdyż, pomimo wielu starań, nie udało mi się absolutnie nic wygrać. Nie po to co prawda jeździ się na konwenty, ale jest to z pewnością miłe, gdy uda się do domu przywieźć – chociażby – nową grę planszową.
Umiejscowienie tegorocznej Avangardy, pomimo nieinwazyjnego dojazdu, było mimo wszystko wadą, z uwagi na aspekt żywieniowy. W okolicy poza pizzą zwyczajnie nie było co zjeść na obiad. Osoby, które podobnie jak ja, marzyły o zdrowym, domowym jedzeniu, były rozczarowane. Obiecana przez organizatorów stołówka akademicka była zamknięta, również liczba okolicznych sklepów spożywczych do zatrważających nie należała. Zabrakło mi także punktu gastronomicznego w samym budynku konwentowym (choćby świetnie sprawdzającej się kanapkarnii). W ciągu dnia trzeba było tracić sporo czasu na organizowanie sobie jedzenia. Jak na tak duży konwent, tego typu problem nie powinien mieć miejsca.
Z drugiej strony – jeśli o miejscu mowa – były też plusy. Okolica była bezpieczna, a budynek konwentowy znakomicie spełniał swoją rolę. Był klimatyzowany (!), przestronny, a także bardzo łatwo odnajdowało się potrzebne sale, zresztą pomagał w tym czytelny i schludny informator konwentowy.
Zaletą Avangardy była także wielość wystawców, przez co konwent przypominał swoiste targi. Fan niemal każdej dziedziny ogólnie pojętej fantastyki mógł zaopatrzyć się w najróżniejsze produkty, jak kości, wszelkiej maści gry, literaturę, koszulki, biżuterię i wiele innych. Przyciągały atrakcyjne ceny i naprawdę duży wybór stoisk i produktów. W tym względzie Avangarda po raz kolejny wypadła znakomicie. Dużo stoisk, ciekawy i obfity program, pozbawiony specjalnych luk – to cechy tegorocznej Avangardy. Całość uzupełniał świetny system zapisów na sesje RPG, za pomocą specjalnej tablicy i kart ogłoszeniowych. Uczestnicy bardzo chwalili ów system, jednocześnie przekonując, iż powinien on być standardem na wszystkich konwentach. Sesji odbywało się sporo, miały również wydzielony osobny obszar konwentu.
Avangarda pod względem atrakcji (czyli tego, co na konwencie najważniejsze) wypadła bardzo dobrze, szkoda że nocą niezbyt wiele się działo (budynek zamykany był o godzinie 24:00). Jednak mnie osobiście to zupełnie nie przeszkadzało. W końcu w konwentowe noce na nudę nie można narzekać…
Ocena konwentu: 4+/6