Gwałtu, rety, olaboga, gdzie mój popcorn?! Pyrkon podniósł ceny za wejściówki, jest afera. Znowu. Wręcz już tradycyjnie. Bez sieciowej zadymy nie byłoby Pyrkonu. Po prawdzie jednak, trochę ta afera wyszła dęta. Wanna z kostkami to było katharsis i kubeł zimnej wody, zarówno dla organizatorów, jak i uczestników. Większa burza była po wizycie pewnego polityka czy przenosinach na teren MTP. Na wzrost cen Pyrkonu też już narzekano. I to nie raz. Na kolejki również. A teraz? Ledwie parę krytycznych głosów.
Żarty jednak na bok. Popcorn też odłóżmy. Do tematu warto podejść na poważnie. Nie jest wcale taki głupi. Może to nie wanna, ale i tym razem można trochę oczyścić atmosferę. Albo chociaż wytłumaczyć pewne kwestie i pomóc w ewolucji poglądów.
Zacznijmy od tego, co najsmutniejsze. Pyrkon podrożał. To jest fakt, którego nic nie zmieni. Mało tego, gdybym miał się zakładać, stawiałbym że w ciągu paru najbliższych lat znowu podrożeje. Może niekoniecznie od razu za rok, przed czym twórcy wyraźnie się wzbraniają, ale wcale bym się też nie zdziwił. Gdyby zresztą posłuchać byłych organizatorów i gdyby wsłuchać się w głosy części środowiska, to podwyżka byłaby większa. I to ponad magiczną granicę 100 złotych.
Żeby nie było, to wcale nie Pyrkon otworzył puszkę Pandory. Niedoszły Europe Comic Con Kielce miał kosztować 120 zł za trzy dni (55 zł ulgowy dla dzieci i młodzieży w wieku 9-15 lat) lub 100 zł za dwa dni (45 zł). Comic Con Warszawa (Comic Con Polska? – pogubić się można) życzy sobie za zwykły bilet weekendowy 65 złotych, ale za opcję rannego ptaszka z wcześniejszym wejściem już 99 złotych za dwa dni zabawy. Niby nie tak źle, ale to pierwsza edycja. Nie wiadomo jak to wyjdzie. I choć CCW życzyć trzeba wszystkiego dobrego, to kupujecie bilet trochę w ciemno. Pyrkon to u nas jednak sprawdzona marka. Ale nie tylko Comic Cony tu namieszały. Ostatnie Polcony też nie należały do najtańszych, a warto dodać, że konwenty mangowe bywają równie drogie co Pyrkon w 2017 roku. Albo nawet droższe.
W kontekście Pyry warto podkreślić, że ich koszty stale rosną. Pyra non stop się rozwija. Wynajmowane są coraz większe powierzchnie targowe (w tym roku koszty te są wyższe o 20% w porównaniu z poprzednią edycją). Wzrost liczby uczestników wymusił przekazanie kwestii zabezpieczenia porządkowego i medycznego firmom zewnętrznym. Do tego dochodzą koszty obsługi biletów. Pyra zmieniła w tym zakresie partnera na takiego, od którego więcej wymaga, ale który też bardziej się angażuje w sprawne przeprowadzenie akredytacji. Wspomnieć też trzeba o Gżdaczach, których wkład trudno przecenić, a orgowie starają się podnieść im jakość warunków pracy, choćby poprzez gwarancję ciepłych posiłków.
A są jeszcze przecież koszty promocji imprezy zagranicą, które dopiero co doszły, a także rzecz najważniejsza – zwiększenie budżetu programu, co już teraz można dostrzec po liczbie zagranicznych gości. Organizatorzy obiecali też, że w tym roku pojawi się telebim, na którym będzie można obserwować najbardziej popularne punkty programu, w tym Maskaradę. Wyposażenie dodatkowych hal również weźcie pod uwagę. To wszystko informacje prosto od organizatorów. Jasno pokazują, że rosnące wymagania uczestników przekładają się na wyższe nakłady na Pyrkon. Można by powiedzieć, że sami chcieliście. Ale też trzeba zaznaczyć, że to nie widzimisię orgów, tylko ich realne starania, by z każdą edycją było lepiej. I to jest tu najważniejsze.
Rzeczywistość nie skłania więc do optymizmu, a perspektywy wcale nie są lepsze. Jeśli jest coś, co niezadowoleni z cen powinni sobie z tego tekstu zakodować to: (prawdopodobnie kiedyś) BĘDZIE DROŻEJ. Dla dobra własnej psychiki już teraz się na to nastawcie i nie narzekajcie, że teraz jest tak drogo, tylko cieszcie, że nadal jeszcze jest tak tanio. I że organizatorzy Pyry tak długo niskie ceny utrzymywali mimo gargantuicznej ewolucji konwentu. I że nadal się opierają, bo przecież mogli po tej stówie na łebka dowalić.
Generalnie niby o sprawie nie powinienem pisać. Diabeł już o tym wszystkim mówił, zadając pytanie, czy konwenty są za drogie. W społecznościówkach pojawiły się nawet zniecierpliwione głosy ludzi, którzy znają temat trochę bardziej od kuchni i wiedzą, co ile kosztuje. Irytują się: ile można to wszystko ludziom tłumaczyć? Odpowiedź jest jedna: do skutku. I dlatego warto jednak było jeszcze raz wrócić do tematu.
Ale też jest coś w tych narzekaniach na narzekania, na co muszę zwrócić uwagę. Panowie (i panie, bo pewnie i takie są, choć damskich głosów w tym tonie nie widziałem), 80 zeta to nie jest “pięć paczek fajek”. To nie jest “8-10 piw” i nie musicie od razu wzywać mediów czy policji na facebooka, bo dla kogoś Pyra jest za droga. Ja wiem, że w tych waszych warszawkach stówki to nawet nie będziecie wyciągać, bo co będziecie sięgać po drobne, ale te 80 złotych to dla niektórych jednak jest realna kasa, która może odstraszać od zakupu biletu. To, że was stać, nie znaczy od razu, że musicie szydzić z tych, dla których to jest istotny wydatek. Owszem, części z krzykaczy pewnie wystaje słoma z butów, bo “Pyrkon to zło” i trzeba hejtować, ale nie wszystkim. Wykażcie odrobinę wrażliwości i zrozumienia.
Pyrkon zbliża się zresztą niebezpieczne do bolesnej granicy, kiedy pewna grupa osób nie będzie w stanie na niego pojechać, bo ich nie będzie stać. I to powinno was smucić. Powinniście szukać takich rozwiązań, które tym ludziom – głównie dzieciakom i uczniom – będą ułatwiać dostęp i podpowiadać je organizatorom. Kielecki Comic Con nie wyszedł, ale może opcja ulgowych biletów dla młodzieży byłaby do rozważenia i na Pyrze. Niech główne koszty ponoszą ci, co zarabiają, a nie ci, którzy dostają od rodziców, choć trzeba przy okazji zauważyć, że już teraz jest wiele opcji, by wejść na konwent taniej. Nie mnóżcie tych 40 tysięcy ludzi przez 60 czy 80 zł, bo przynajmniej kilka tysięcy osób wchodzi na Pyrę ze zniżkami już teraz i wiele z nich to zniżki 100%.
Obie te kwestie – narzekających na podwyżki i narzekających na narzekających – w sumie nie wywołują u mnie wielkich emocji. Pyrkon też sobie poradzi. Jest jednak coś, czego się w związku z tą podwyżką trochę obawiam. Pyra jest bowiem konwentem, który wyznacza trendy, czy to się komuś podoba, czy nie. Boję się, że idąc za poznaniakami, organizatorzy innych konwentów też podniosą ceny, ale nie zaoferują wiele w zamian. Nie poprawią jakości programu, nie będzie on bogatszy niż do tej pory. Dostaniemy to samo, ale koszt będzie większy. I albo to nas czeka, albo rynek nam się rozwarstwi jeszcze bardziej. To akurat nie byłoby wcale takie złe.
Tak czy siak, wszystko wskazuje na to, że Pyrkon bez jakiejś kontrowersji zwyczajnie nie może się odbyć. To już chyba efekt skali. Oczekiwań jest tak wiele, takie są one różne, tak wysokie, że wszystkim się po prostu nie dogodzi. Ktoś zawsze się znajdzie, komu tego będzie za mało, tamtego za dużo, to będzie nieodpowiednie, niegodne, niewłaściwe, itd. W sumie dobrze, bo pokazuje to jak żywym i ważnym zjawiskiem jest Pyrkon. To wydarzenie kulturalne, które kanalizuje różne emocje i które jest katalizatorem zmian dla całego środowiska. A że jednocześnie popularyzuje fantastykę i daje nam mnóstwo frajdy? W końcu o to właśnie chodzi.
I to właściwie wszystko, co warto powiedzieć w temacie. No, prawie. Gdzieś tu przed chwilą ktoś właśnie się wkurzył, że pyrkonowy blok poświęcony japońskiemu komiksowi i animacji będzie się nazywać „Fantastyka dalekowschodnia”, a nie „Manga i anime”. O, a tu ktoś narzeka na pyrkonowe bannery i grafiki na stronie. Kurcze. Gdzie ten popcorn, kiedy go potrzeba?