Chrzanowskie Dni Fantastyki są imprezą, w której nie pokładałem zbyt wielu nadziej. Ot miałem przyjechać, spotkać się ze znajomymi i pograć w planszówki. Niestety, nie zostałem mile zaskoczony. Nie jest to w zasadzie źle, zawsze mogłem się rozczarować. Ale mimo wszystko, lubię miłe niespodzianki. Na tym konwencie niestety ich nie było.
Impreza odbywała się w dwóch budynkach – Miejskim Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Chrzanowie oraz Hali Widowiskowo-Sportowej. Budynki były położone dość blisko siebie, choć słyszałem narzekania ludzi, że takie rozdzielenie jest bez sensu. Zasadniczo jednak wolę takie rozwiązanie, niż Grojkonowe czwarte piętro. Budynki były ładnie wyremontowane i zasadniczo wyglądały lepiej niż standardowa szkoła. Sama okolica wyglądała bardzo malowniczo, pomijając fakt, że droga prowadząca z przystanku autobusowego na imprezę była całkowicie rozkopana. Blisko znajdował się rynek, dzięki czemu nikt z głodu nie umarł. Bo rzeczy serwowane w bufecie były dość paskudne, a na przykład pierogi były tylko dla osób z obsługi konwentu.
Akredytacja nie istniała, bo konwent był darmowy. Dlatego też przyjść mógł na niego każdy, kto akurat był w pobliżu. Uczestnicy nie posiadali żadnych identyfikatorów, ani nie otrzymali żadnych informatorów. Żeby sprawdzić, co jest akurat w programie, należało odnaleźć rozkład jazdy przywieszony w paru miejscach na ścianie. Płatność za to należało uiścić za nocleg w hali. Kosztował on trzy złote i jeśli ktoś zarejestrował się wcześniej, rano dostał pyszną bułko-kanapkę. Kosztowały także filmy puszczane na sali teatralnej MOKSiR-u. Filmy nie grzeszyły świeżością, ale jeśli ktoś ich wcześniej nie widział, to miał doskonała okazję, aby za małe pieniądze obejrzeć niezłe kino.
Nie oszukując się, program imprezy był bardzo ubogi. Ilość prelekcji można by policzyć na palcach dwóch rąk. Tyle dobrze, że osoby, które na te prelekcje dotarły, chwaliły ich bardzo wysoki poziom. Organizatorzy konwentu nie przygotowali się też na to, że z programu zawsze coś wypada. A wypadł LARP Wolsungowy, z powodu choroby prowadzącego. Z zaproszonych pisarzy na konwencie widziałem tylko Jakuba Ćwieka, ale ponoć reszta gdzieś tam się przewinęła. Niestety w programie nie było napisane, kto daną prelekcje prowadzi, dlatego między innymi o tym, że Kazimierz Kyrcz prowadzi prelekcję dowiedziałem się dopiero po konwencie.
Mało pochlebnie też mogę się wyrazić o organizacji sesji RPG. Jeśli w ogóle o jakiejś organizacji można tu mówić. Nikt nie wiedział gdzie można na sesje się zapisać, sami prowadzący szukali sobie graczy. A na koniec, sale w których miały się odbyć, były także sleepami. Dzięki takiej sytuacji, spotkałem wielu ludzi, którzy przychodzili do naszej sali i pytali o to, gdzie się można zapisać na sesje. Parę osób przez to w ogóle nie znalazło miejsca do gry. Gdyby było jasne miejsce, w którym przeprowadzano zapisy na sesje, to dałoby się tego uniknąć.
Chrzanowskie Dni Fantastyki, jak każdy przyzwoity konwent, nie mogły odbyć się bez turniejów w karcianki i bitewniaki. Dla magicowców przygotowano GPT Bochum, któremu wyjątkowo nie dopisała frekwencja. Kuźnia Gier prowadziła także naukę szlacheckiej gry karcianej „Veto”, w programie miał być też turniej, ale nie słyszałem żeby się odbył. Dla miłośników figurek przygotowano turniej w Warzone. W trakcie trwania tego turnieju odbył się też pokaz „Ogniem i Mieczem”. Osobiście uważam, że potencjalnie zainteresowani tą grą, byli zajęci w tym momencie turniejem, ale znalazło się paru chętnych do przeprowadzenia szarży husarią.
Najmocniejszym elementem tej imprezy był Games Room. Na piętrze MOKSiR-u ulokowano stoisko, z którego można było wypożyczyć jedną z pięćdziesięciu ośmiu gier. Zasady większości z nich mogła wyjaśnić osoba, która aktualnie pilnowała stanowiska, co jest dość sporym plusem. Niestety, mimo że gier było sporo, to większość z nich była typowymi zapychaczami, których chyba nawet nikt nie wypożyczył. Samemu zdarzyło mi się tylko wypożyczyć Dixita i Jungle Speeda. Udało mi się także rozegrać partię w Battlestar Galacticę, ale był to prywatny egzemplarz. Zagraliśmy też partię w Munchkina z Kubą Ćwiekiem, ale gra także była prywatna. Dodatkowo w programie były turnieje w Jungle Speeda i Faunę, jednak po spojrzeniu na nagrody, nawet nie próbowałem na nie dotrzeć.
Największym problemem Chrzanowskich Dni Fantastyki była frekwencja. Jak to ładnie nazwał Miodowa Wróżka, był to „konwent duchów”. Ciężko stwierdzić ile osób przewinęło się przez całą imprezę, ale podejrzewam, że nie przekroczono setki uczestników. Wróżek miał problem ze skompletowaniem obsady do swojego LARP-a, zaś większość punktów programu nie przyciągnęła tłumów. Trudno mi powiedzieć, co tak naprawdę zawiodło. Nie wiem jak wyglądała reklama w mediach lokalnych, ale w branżowych widziałem newsy o imprezie. Tyle że moje pierwsze skojarzenie przy nazwie Chrzanowskie Dni Fantastyki, to malutki konwent w mieście, z którego pochodzi „maja babićka”.
Podsumowując, konwent ten do najbardziej udanych nie należy. W tym momencie ma praktycznie ciężko odklejaną łatkę malutkiej imprezy. Organizatorzy mocno muszą popracować nad wykorzystaniem miejsca, które dostają. Na pewno muszą też spróbować sprawić, by ich impreza uzyskała trochę większą rangę i rozgłos. Muszą popracować nad zawartością Games Roomu. Ogólnie muszą nad wieloma rzeczami popracować. Ja sam bawiłem się świetnie, ale bardzo ciężko powiedzieć, że dzięki organizatorom konwentu.
Ocena imprezy: 3-