Są takie chwile
Są takie chwile w życiu konwentowicza, że wszystkie ‘cony zaczynają zlewać się powoli w jedną masę. Przestajesz odróżniać jeden od drugiego. Mimo to jeździsz dalej, ale raczej już nie dla samych imprez, tylko dla znajomych z całego kraju, którzy będą właśnie TAM.
Kiedy pakowaliśmy się na ConQest, mieliśmy cichą nadzieję że tym razem sama impreza pozytywnie nas zaskoczy. Liczyliśmy na konwent inny niż wszystkie. Już strona internetowa była dość niezwykła – po raz pierwszy promocja w sieci była tak dobrze przemyślana. Czego tam nie było! Blog Quini, interesujące konkursy w których można było wygrać akredytacje, bardzo dobry pomysł z przyjaciółmi ConQestu.. W miarę pojawiania się kolejnych informacji moje nadzieje rosły – Konkurs nieustający, Gramy! I inne punkty programu zapowiadały się na świeże i lotne pomysły. Na koniec sama ekipa organizatorów – doświadczonych i kompetentnych osób.
Kiedy dotarliśmy wreszcie na miejsce, miłym zaskoczeniem okazała się sama lokalizacja, przebijająca nawet szkołę na Blachnickiego. Duża, ładna szkoła, pięć minut piechotą od rynku. Za rogiem knajpa i barek, w których konwentowicze mieli zniżki – najbardziej cenioną była chyba ta na piwo ;). Sporym zaskoczeniem okazały się prysznice – naprawdę otwarte przez cały konwent, a nie istniejące jedynie w informatorze, lub gdzieś w piwnicach do których drogę znali tylko wybrańcy. O dziwo można było w nich zastać prawdziwy rarytas porównywalny jedynie do mitycznego Graala, CIEPŁĄ WODĘ!
Pierwsze rozczarowanie przyszło wraz z programem. Prelekcji nie za mało, ale też nie za wiele, tematy i ludzie dziwnie znajomi… Parę punktów było rzeczywiście nowych i ciekawych, jednak reszta przywoływała na myśl dowolny inny konwent.
Szczególną ciekawostką był goblin drukarski, który skutecznie zamazał godziny prelekcji w informatorze grubą, czarną kreską. Jeśli organizatorzy chcieli się w ten sposób odciąć od przeszłości, niczym Mazowiecki, to wybrali zdecydowanie zły sposób. Same prelekcje po przeczytaniu opisów wywołały niestety to uczucie, od którego tak chcieliśmy uciec – deja vu. Ci sami ludzie, te same tematy.. Nie było mowy o „nowej jakości” , wszystko ułożyło się po tradycji – lepiej lub gorzej. Te wydarzenia, które miały nakręcać „nową formułę” czyli np. Gramy! czy Konkurs Nieustający nie były wystarczająco widoczne. Nałożyła się na to niestety niska frekwencja – zwykłych uczestników przybyło tylko 250, co jak na krakowski konwent jest liczbą zdecydowanie niską. Inna sprawa że przyjechało sporo „silnej fandomowej ekipy”, i podczas pierwszego dnia co rusz dało się słyszeć „cześć” z tego czy innego końca korytarza. Brakowało jednak pewnego napięcia, tarcia rozbieganych tłumów na korytarzach. Ale jak dla nas w wystarczającym stopniu kompensowała to kameralna, przyjacielska atmosfera.
„Snuj- Con” – tak nazwała ConQest jedna z uczestniczek. Było w tym sporo prawdy gdyż mała liczba uczestników (chyba przytłoczona ogólnym brakiem sił i chęci do życia) faktycznie lunatykowała po szkole. Poczucie straty czasu wywoływały niestety zdarzające się raz po raz „dziury programowe”- czyli po prostu brak ciekawych punktów programu mogących przebić swą atrakcyjnością pobliską knajpę.
Poza typowymi dla takich imprez brakami w programie, odbywały się niesłychanie wręcz ciekawe prelekcje i spotkania. Bardzo dobrze wyszła seria „Sławy fandomu gotują”, kręcenie „Wiedźmina” i inne. Reszta prelekcji nie była tak świeżutka jak zapowiadano.
Sam konwent wypadł dobrze. Organizacja i obsługa stały na naprawdę wysokim poziomie, dzięki czemu można było zapomnieć wreszcie o koszmarze Krakonu. Odległość od knajpy, w której dodatkowo była zniżka na piwo, wyeliminowała alkohol z terenu imprezy, w zasadzie przenosząc ją wieczorami do „Starego Portu”.
Jednak jedna rzecz nie dawała nam spokoju. Otóż ConQest wyznaczyć miał nową jakość konwentu.
O ile parę rozwiązań zasługuje na uwagę, jak choćby promocja konwentu, zniżki w knajpach, czy niektóre pomysły na prelekcje, to reszta była jak zawsze. Z pewnością nie pomogła niska frekwencja, w dużej mierze wywołana datą konwentu i famą (po)Krakon-ową, ale spodziewaliśmy się czegoś co nas zaskoczy. Zupełnie nowego pomysłu na spotkanie miłośników RPG i fantastyki. To co dostaliśmy, to dobry konwent – który naprawdę polubiliśmy. Jednak uczucie niedosytu pozostaje, tym bardziej że robiła to ekipa która miała największe szanse na wyrwanie się z ogólnie panującego schematu.
ConQest okazał się dobrze zrobionym konwentem – z paroma fajerwerkami, bardzo dobrą organizacją i pewnymi słabościami programu… Takim na solidną czwórkę. Być może następnym razem grupa Qest zrobi kolejny krok do znalezienia nowej formuły konwentu.
Z pewnością sprawdzimy, gdyż mimo że nie była to ”nowa wspaniała jakość”, to jednak stworzyli coś na co warto będzie pojechać za rok. Znane, sprawdzone, i …. dobre.
Ula „ELEVII” Cierzniewska Piotr „Ithil” Grygiel