Rok temu wyjeżdżając z Dni Fantastyki zaśpiewałem w głowie “już nie wrócę na DFy, nigdy więcej o nie” i jak na złość między 13 a 15 maja znowu wylądowałem na tej imprezie. Nie zrozumcie mnie źle, nie broniłem się specjalnie przed wyjazdem do Wrocławia. Z tą imprezą mam zawsze spory problem przy ocenie. Z jednej strony jest to jeden z większych konwentów w kraju. Z drugiej nie jestem jego odbiorcą docelowym. Gdybym był zatwardziałym nerdem, najpewniej musiałbym uznać, że było po prostu źle.
Fantastyczny piknik
Dni Fantastyki tradycyjnie odbyły się w leśnickim zamku i terenach do niego przylegających. Malowniczość tego miejsca urzeka mnie za każdym razem, gdy do niego trafiam. Chociaż powierzchni w samym zamku jest mało, stanowi on doskonałą lokalizację pod ten typ imprezy.
Wykorzystanie terenu parkowego z roku na rok jest coraz lepsze, choć nie wszystko jest widoczne na pierwszy rzut oka. Część atrakcji znajdowała się za zamkiem, tymczasem większość ludzi zatrzymywała się zaraz za bramą, podziwiając fantastyczny piknik. Nie jest to oczywiście jakiś problem, jedynie zwrócenie uwagi dla przyszłych uczestników, żeby poszli dalej.
Ważne jest też to, że udział w atrakcjach na świeżym powietrzu jest całkowicie darmowy. Wiele osób uważa, że na DFach do samego zamku idzie się tylko w jednym celu – do toalety.
Zdecydowanym plusem było zorganizowanie mini zlotu food trucków jako strefy gastronomicznej. Mimo że niektórych mogły przerażać ceny, jako fan dobrych burgerów i slow foodów nie widzę powodów do narzekania. Jeśli kogoś nie było stać na korzystanie z dobrego jedzenia w okolicach zamku mieliśmy żabkę, biedronkę i jakiś podły kebab.
Przekraczanie fantastycznej bramy
Akredytacja na konwent odbywała się tuż przed drzwiami zamku, z dość wyraźnie opisanymi kasami. Proces przebiegał bardzo sprawnie i szybko otrzymywaliśmy swój pakiet startowy, w skład którego wchodził informator, opaska służąca za wejściówkę i trochę konwentowego spamu (m.in. plakaty).
Zrezygnowanie z identyfikatorów dla zwykłych uczestników na pewno pomogło w jednej kwestii – o wiele łatwiej było odróżnić osobę funkcyjną na konwencie od szaraka. Czy jednak było to wygodne rozwiązanie?
Sam nie jestem wielkim fanem opasek, ale to tak naprawdę szczegół, który nie wpłynął w żaden sposób na samą imprezę. Co najwyżej brakuje mi identyfikatora do kolekcji, co w żaden sposób tak naprawdę nie boli.
Natomiast sam informator był doskonałej jakości i cieszył oko. Posiadał ładną kolorową okładkę, zawierał wszystkie ważne opisy, a na samym końcu znalazły się opowiadania. Osobna tabela programowa z mapą pomagała odnaleźć się na terenie imprezy.
DFowy program
Program Dni Fantastyki dzielił się na 10 nitek programowych i strefę Fantastyka Open, o której wspomniałem wyżej. Brak sztywnego podziału na bloki w salach jest dobrym ruchem przy bardzo ograniczonej powierzchni zamku.
Większość programu została przygotowana przez gości konwentu, co gwarantowało odpowiedni jego poziom. Pech chciał, że poruszane tematy niekoniecznie mnie interesowały.
Gości było zresztą od zatrzęsienia, na liście znalazło się 60 nazwisk. Wśród nich byli m.in. John Avon (znany ilustrator kart do M:tG), Maciej Parowski (wieloletni naczelny “Fantastyki”), Andrzej Pilipiuk (którego, mam nadzieję, nie muszę przedstawiać) czy Jakub “Dem” Dembski (autor webowego komiksu “Duże ilości psów naraz”).
Swoisty fantastyczny piknik, który powstał w okolicach zamku, to rzecz, której mogą zazdrościć organizatorzy innych tego typu wydarzeń. Koncerty, konkurs cosplay, stoiska wystawców, turniej w juggera, strzelnica ASG i wiele innych wydarzeń sprawiło, że wiele osób nie czuło potrzeby wchodzenia do zamku. Szkoda, że pogoda nie dopisała organizatorom. Przez większość imprezy było zimno i wietrznie. Zdecydowanie lepiej dla DFów byłoby, gdyby odbyły się w środku czerwca.
Oczywiście, to nie koniec atrakcji Dni Fantatsyki. W piwnicy działał bardzo sprawny Games Room, pojawiły się wystawy różnych artystów (w tym niesamowita wystawa Jakuba Różalskiego “Światy Alternatywne”), a na ostatnim piętrze zamku koła naukowe Politechniki Wrocławskiej urządziły mini blok naukowy z pokazami.
Podsumowanie
Dni Fantastyki to pozytywna impreza z nieco innym nastawieniem niż większość konwentów w kraju. Nie jest to oczywiście w żaden sposób złe, ale wybierając się do Wrocławia, trzeba o tym jednak pamiętać.
Na pewno organizatorom udało się stworzyć atmosferę fantastycznego pikniku, która przy lepszej pogodzie sprawdzi się idealnie. Mam nadzieję, że kolejne DFy wrócą w termin czerwcowy lub przeniosą się na wakacje. Formuła imprezy domaga się pięknej pogody.
Na kolejne Dni Fantastyki pojadę z wielką chęcią, żeby móc spokojnie obserwować, w którą stronę pójdzie wrocławska impreza. Jeśli tylko utrzymana zostanie formuła fantastycznego pikniku, a jedzenie będzie serwowane z food trucków, organizatorzy mają mnie w kieszeni.