Duże możliwości, programowa bieda…
Wrocławskie Dni Fantastyki były szeroko reklamowane jako duże przedsięwzięcie mające promować tę dziedzinie kultury. Miały się tam odbywać liczne spotkania, prelekcje, warsztaty, nauka grania, prezentacje gier, sesje rpg, larpy, pokazy, dyskusje… (cytat z unformacji na WP) Jednym słowem cała kupa atrakcji w klimatycznym zamku. Profesjonalne plakaty, reklamy na wielu serwisach internetowych (np. serwis miasta Wrocławia, WP, Portal Księgarski, …) to wszystko pobudzało apetyt.
A jak to wyszło?
Po przybyciu na miejsce, po pół godzinnej jeździe tramwajem z centrum Wrocławia, dojechałem na Leśnice i stanąłem przed bardzo klimatycznym zameczkiem, otoczonym fosą, położonym w ładnym parku. Na zamku zawisł ogromny transparent „Dni Fantastyki”. Nie da się ukryć, że miejsce to idealnie pasuje klimatem do organizacji takiej imprezy.
Po wejściu doznałem lekkiego szoku, gdyż cały parter obłożony był „sreberkiem”. Ściany, sufity, większość drzwi była nim zakryta. Sufity wyższych pięter ozdobione były natomiast siatkami kamuflującymi. Trochę nie rozumiem tego pomysłu. Wchodząc do środka istotnie trafiało się do „fantastycznego świata”, no ale chyba logiczniej byłoby wykorzystać naturalny klimat zamku.
Po chwili wykupiłem akredytacje – za jedyne 10zł! Tak niska cena była prawdopodobnie skutkiem zaangażowania się w imprezę „Centrum Kultury ZAMEK” (gospodarza obiektu) i „Rady Osiedla Leśnica” (i „promocyjnym” charakterze DF). Wielkie im za to dzięki! (Ponieważ imprezę współorganizowały „instytucje” była na niej obecna prawdziwa ochrona oraz poważna obsługa, wywodząca się zapewne z „CK Zamek”).
Otrzymałem także „Gazetę Fantastyczną” – kilkustronicowy informator zawierający opis najważniejszych prelekcji oraz najważniejszych gości (plus troszkę do poczytania) oraz cieniutki program (złożona kartka A4).
Program… Trudno mi go określić jednym słowem. Pełen był spotkań z znakomitymi autorami fantastyki. Spotkania te były bardzo ciekawe. Oprócz tego na uwagę zasługiwało kilka prelekcji: „Tajemniczy Wrocław”, „Tajemnice kręgów w Wylatowie” (na której prowadzący pokazał film z prawdziwym polskim UFO!), „Multimedialna wycieczka po starożytnym Egipcie” i „Podstawy obrony przed czarną magią”.
Niestety to by było właściwie wszystko… Erpegów było jak na lekarstwo, a nawet mniej. W planie chyba 6 punktów, w tym jedna prelekcja, 4 prezentacje systemów i jedna sesja przykładowa… W sumie udało mi się trafić tylko na prezentacje Bekemono. Kilka spotkan z redakcjami. Prelekcji o innej tematyce – prócz wymienionych wyżej – chyba żadnej (aha – była jeszcze „Historia gore” czyli sceny „bezsensownej przemocy” z fimmów ).
W sumie punktów w programie było tylko około 30 (bez karcianek i bitewniaków). Zazwyczaj odbywał się jeden na raz, na zmianę na parterze lub 3 piętrze (oj trzeba się było nabiegać, ale na 3p. sala wyposażona była w rzutnik, kompa i video! – z czego kilka razy skorzystano). Kilka punktów się nie odbyło. Prezentacje Dzikich Pól przesunięto (tak więc nie udało mi się na nią trafić).
Jednym słowem ilościowa bieda i wybór właściwie żaden.
Karcianki i bitewniaki – chyba coś nie dopisała frekwencja… Jednak stoły były niewątpliwie przygotowane, a prowadzący starali się propagować i nauczać gry.
Dodatkowe atrakcje: fantastyczny tramwaj – był – głownie jego zadanie to było odwiezienie ludzi do miasta, cyberparty – jak byłem tam, po godzinie od rozpoczęcia, to na parkiecie nie było nikogo (potem teren DF opuściłem, może się „rozkręciło”…), panitaball – był – więc jak ktoś to lubi, to pewnie był zadowolony.
Głównym celem DF była propagacja fantastyki nie tylko wśród „starych wyjadaczy”, ale także wśród ludzi postronnych. Wydaje mi się, że cel ten nie został osiągnięty. Postronny odwiedzający po wejściu na teren DF odkrywał, że nie dzieje się tam nic ciekawego (no chyba, że trafił akurat na spotkanie z swoim ulubionym autorem).
Sam, korzystając z tego, że DF będą „tanie” i „otwarte” zaprosiłem na nie kolegę (czytelnika książek fantastycznych) – kolega po pół godzinie tuczenia się po korytarzach i wypicia ze mną piwa (na terenie zamku była knajpka, gdzie można było kupić piwo, kiełbasę, bigos oraz karczek – niewątpliwy plus) z nudów opuścił teren. Chyba dlatego ogólnie frekwencja była mała. Tak na oko na raz przebywało w zamku z 80-100 osób (podejrzewam, że akredytacje, w szczególności, że jednodniowa kosztowała 5 zł zakupiło troche więcej ludzi).
Reasumując, DF to impreza, która posiadała ogromny potencjał w postaci zaangażowania w nią instytucji „miejskich”, który został zupełnie niewykorzystany przez organizatorów właściwego programu… Mogło być naprawdę super, a było prawdę mówiąc kiepsko.
Może za rok będzie lepiej… Wystarczy bogatszy program.