Okropny żar lejący się z nieba. Woda rozdawana przez Patrol. Niekończąca się kolejka do akredytacji. Darth Vader ułożony z klocków Lego. Zapach kiełbasek z rożna. To opis Polconu we Wrocławiu, lecz tego w 2012 roku. Cztery lata później spotkaliśmy się ponownie w tym samym mieście. Choć słońce dawało się we znaki, nie ominęły nas kolejki, a zapachy z foodtrucków sprawiały, że nie można było się opamiętać, udało się nam przeżyć Polcon 2016.
Polcon jest imprezą wędrowną. Co roku organizuje ją inny klub fantastyki. Miejsce wydarzenia jest wybierane podczas Forum Fandomu na dwa lata naprzód. Podczas Polconu przyznawana zostaje nagroda im. Janusza A. Zajdla (wcześniej Sfinks), jedna z najbardziej prestiżowych nagród, jaką może otrzymać pisarz fantasy. Głosować może każdy uczestnik, który wykupi pełną akredytację.
W tym roku impreza odbyła się w dniach 18 – 22 sierpnia (od czwartku do poniedziałku) we Wrocławiu w kompleksie Hali Stulecia. Za Polcon była odpowiedzialna Fundacja Pro Fantastica, przy współpracy z Biurem Festiwalowym Impart 2016 oraz Narodowym Forum Muzyki. Polcon 2016 wchodził w skład imprez organizowanych w ramach Europejskiej Stolicy Kultury. Podczas Polconu odbyła się również Konferencja Naukowa „Fantastyczne światy”. Była to trzydziesta pierwsza edycja konwentu, a zarazem druga odbywająca się we Wrocławiu. Halę Stulecia odwiedziło około 4 500 osób.
Co to za kolejka i gdzie jest moja karta na Zajdla?!
Na teren konwentu przybyłam wraz z moimi przyjaciółmi dwie godziny po otwarciu akredytacji. Obawialiśmy się, że będziemy musieli wystać się niepotrzebnie w kolejce, a słoneczko dawało „popalić”. Z powodu niekomfortowych warunków pogodowych woleliśmy przyjść nieco później.
Na placu przed Halą Stulecia zauważyliśmy wiele kolorowych postaci popijających lemoniadę, czy próbujących frytki belgijskie. Jedzenie i picie można było kupić w pobliskich foodtruckach. Wiele osób odebrało już białe, papierowe torby z logo Polconu. Sam budynek obwieszony został banerami imprezy, dlatego ciężko było się zgubić.
Kolejka do akredytacji była krótka, lecz wychodziła na zewnątrz budynku. Trudno było o informację, kto powinien w niej stać – osoby, które mają preakredytację, czy może ci, co chcą dopiero kupić bilet? A może wszyscy? Patrol patrzył na nas z wielkim znudzeniem (wcale się im nie dziwię, skoro przy takiej temperaturze byli zmuszeni do noszenia czarnych koszulek). Niezatrzymywana przez nikogo, przeszłam do budynku drugimi drzwiami, aby zorientować się w sytuacji. Okazało się, że tylko osoby, które chciały kupić bilet na miejscu, muszą poczekać na zewnątrz.
Szybko odznaczyłam się przy okienku dla mediów. Otrzymałam taki sam identyfikator, jak zwykli uczestnicy. Różnił się on tylko białą naklejką z napisem „Media”. Inni funkcyjni również dostali naklejki. Były jednak lepiej przygotowane niż moja – okrągłe, z wielką literką swojej funkcji (np. gżdacz – G, wystawca – W) oraz logo Polconu. Było mi z tego powodu przykro. Jestem przyzwyczajona do tego, że identyfikatory różnią się pomiędzy sobą kolorem lub grafiką. Wszystko zależy od tego, co dana osoba robi na konwencie. Patrząc na naklejki, nie mogłam wyjść z wrażenia, że organizatorzy Polconu zapomnieli o zamówieniu odpowiednich kartoników i pod koniec udało się im zdobyć owe znaczki, które w małym stopniu pomagały w odróżnieniu uczestników. Osoby kupujące wejściówkę na jeden dzień otrzymywały kolorowe opaski na rękę.
Wraz z identyfikatorem otrzymałam kartkę, która uprawniała mnie do odbioru pakietu akredytacyjnego. W torbie znalazłam wielką tabelę programową, którą czytało się bardzo wygodnie. Oprócz tabeli znajdowała się mapa konwentów w Polsce, którą uważam za świetny pomysł (jestem geografem, pracuję z mapami). Nie zabrakło ładnie wydanej książeczki programowej, w której znajdowały się wszystkie opisy prelekcji. Byłam pewna, że w pakiecie znajdę kartę do głosowania na Zajdla, jednak nie otrzymałam jej. Jak się później okazało, były dołączane do identyfikatorów. Jako funkcyjna nie dostałam jej (koleżanka będąca wystawcą również nie). Po kilku pytaniach dotyczących karty, zrezygnowałam całkowicie z głosowania.
Lubię Polcon za to, że można kupić piękne i niepowtarzalne książki. Osoby, które kupiły najwcześniej akredytację, otrzymały „Antologię Zajdlową 2016”. W środku znalazła się większość nominowanych opowiadań. W sklepiku konwentowym można było kupić za kilkanaście złotych „Światy polskiej fantastyki” Wojtka Sedeńko oraz album „Goście Polconu i Eurokonferencji 2016”. Ja skusiłam się na tę
pierwszą pozycję – „Światy polskiej fantastyki”. Jest to kompletny przewodnik po polskich pisarzach fantasy. W środku znajdują się kolorowe ilustracje z książek. Choć fantastyką interesuję się od wielu lat, nie wiedziałam, że w Polsce mamy (i mieliśmy) aż tylu wspaniałych autorów! Opracowanie było warte swojej ceny i jeszcze nieraz będę je przeglądać i czytać.
Atrakcje w Hali Stulecia
Teren Polconu wydawał się wbrew pozorom ogromny. Zostały wynajęte dwa budynki – Hala Stulecia oraz Wrocławskie Centrum Kongresowe. Choć na Polcon przybyło bardzo dużo osób (było ich aż 4,5 tysiąca), korytarze wydawały się opustoszałe. Dużo osób przebywało na zewnątrz przy foodtruckach, lub bawiło się w fontannie multimedialnej, mieszącej się za budynkiem.
W samym centrum Hali Stulecia znajdował się olbrzymi gamesroom. Amatorów planszówek było naprawdę dużo, ale nie aż tyle, by zapełnić całą salę. Wielokrotnie, kiedy tamtędy przechodziłam, prawie połowa stołów była pusta. Wiele osób wykorzystywało te miejsca, by zwyczajnie odpocząć i zjeść kanapki. Nie była to wina braków w wypożyczalni. Ogromna ilość gier powodowała, że trudno było zdecydować się na jedną z nich. Odpowiednio wyszkolona obsługa, która znała gry znajdujące się na „stanie”, chętnie podpowiadała i pomagała w wyborze planszówki. W centrum Hali Stulecia nie tylko działała wypożyczalnia gier, ale również odbywały się ich pokazy. Można było zapoznać się między innymi z Wiewiórami, Dungeon Saga: Grobowcem Króla Krasnoludów czy TOP Kitchen. Na zapaleńców czekały turnieje, które odbywały się od czwartku do niedzieli.
Wokół Hali Stulecia swoje stoiska mieli wystawcy. Każdy geek mógł znaleźć coś dla siebie. Towary były bardzo różnorodne – nie tylko koszulki, poduszki, kubki i plakaty, ale również wspaniałe figurki (w tym przepiękne, ręcznie malowane gargulce i wilki), magnesy na lodówkę, szydełkowe postacie, chustki dla psów, a nawet mydła (mnie najbardziej podobało się mydełko z napisem „Kąpiel is coming”). Nie zabrakło gadżetów steampunkowych. Jestem przekonana, że jakiegokolwiek przedmiotu sobie nie wymarzyliście, mogliście znaleźć i kupić go na Polconie. Z roku na rok jestem coraz bardziej zafascynowana pomysłowością wystawców. To dobrze, że nie skupiają się wyłącznie na tych samych produktach, a próbują eksperymentować. Jeszcze jakiś czas temu nie można było kupić spódniczek full-print, a teraz już kilka sklepów takie oferuje. Wprost nie mogę się doczekać Targów Fantastyki, które odbędą się w Warszawie. Dostanę jeszcze większego „oczopląsu” niż we Wrocławiu, a portfel również zrobi się o wiele lżejszy.
We wnękach Hali Stulecia rozstawiła się Retrogralnia. Dzięki starym komputerom i konsolom uczestnicy przenosili się w czasie, by zagrać w naprawdę stare gry. W wysokiej gablocie umieszczono kolekcję gameboyów, tamagotchi („jajek”) oraz gierek. Wśród nich znalazłam konsolę bardzo podobną do swojej, na której mogłam grać wyłącznie w węża. Jak być może pamiętacie, jestem wielką fanką „Super Froga” na Amigę, jednak tym razem spróbowałam swoich sił w „Duck Hunt”, gdzie przy pomocy kontrolera wyglądającego jak pistolet, należało strzelać do kaczek pojawiających się na ekranie. Wielkim powodzeniem cieszył się „Donkey Kong”, głównie przez telewizor z uszkami Myszki Miki oraz wyjątkowy kontroler. Próbowałam także zagrać w stare gry bez prądu. Chłopakom z ekipy Retrogralni udało się zdobyć stare piłkarzyki (nie były to stołowe piłkarzyki, każdego zawodnika umieszczono na sprężynie, którą należało wyginać, by odbić metalową piłeczkę) oraz koszykówkę (mała gra z milionem przycisków, które wysuwały podest tak, aby podbić piłkę i wrzucić ją przez obręcz).
Polcon to nie tylko prelekcje, różnorakie gry i sklepy. To również wystawy. Na korytarzach Hali Stulecia można było podziwiać galerie rysunków o tematyce fantasy. Legion 501st Polonia Minor Squad przygotowali Kantynę Mos Eisley. Przy stołach siedziało wiele różnych bohaterów z uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Niektórzy „wypili” tak dużo, że nie byli w stanie podnieść się z miejsca. W Kantynie każdy chętny mógł zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie (oczywiście pod warunkiem, że nie będzie dotykał eksponatów). Oprócz Kantyny do podziwiania były starannie wykonane stroje członków Legionu.
Dla dzieci przewidziano specjalny kącik – Fantastyka dla Najmłodszych. Młodzi fani mogli wziąć udział w przeróżnych konkursach, pokolorować swoich ulubionych bohaterów oraz wysłuchać interesujących opowieści o bajkach, które oglądają na co dzień.
Czas na prelekcję – Wrocławskie Centrum Kongresowe
Nie wyobrażam sobie konwentów bez prelekcji. Są one głównymi atrakcjami na imprezach tego typu. Bloków programowych było dwanaście (trzynaście licząc blokiem dziecięcym). Były to: literatura (główny blok Polconu 2016), nauka, film i seriale, komiks, horror i groza, fandom, kultura Wschodu (zwany strefą NIUCONu), zjawiska paranormalne, gry fabularne i larpy, gry planszowe, blok gier bitewnych i multimedia.
Organizatorzy Polconu 2016 pragnęli, by motywem przewodnim imprezy była literatura. Udało się im to w stu procentach. Blok został bardzo rozbudowany, a spotkań z autorami było wiele. Udało mi się uczestniczyć w spotkaniach z Andrzejem Sapkowskim, Mają Lidią Kossakowską i Peterem V. Brettem. Odbyły się one w piątek w największej sali. Sapkowski jak zwykle był w formie, często sobie żartował. Kossakowska została zasypana wieloma pytaniami od uczestników, szczególnie dopytywali się o Lokiego, który pojawia się w jej książce. Spotkanie z Brettem przebiegało spokojnie. Zabrakło mi jednak tłumacza. W pewnych momentach całkowicie nie wiedziałam, o czym jest mowa, ponieważ pisarz bardzo szybko mówił po angielsku. Było bardzo wiele dyżurów autografowych. Najwytrwalsi nosili w plecakach ciężkie książki, by zdobyć podpis każdego z autorów.
Najważniejszym punktem była gala wręczenia nagrody im. Janusza A. Zajdla. Transmisję z wydarzenia można było obejrzeć między innymi na Youtube. Dwukrotnym zdobywcą statuetki (w kategorii powieść i opowiadanie) został Robert M. Wegner. Nagrodę otrzymał za opowiadanie „Milczenie owcy” oraz powieść „Pamięć wszystkich słów. Opowieści z meekhańskiego pogranicza”.
Blok komiksowy również dał radę. Prelekcje przygotowane przez fanów dla fanów były naprawdę interesujące. Najbardziej podobała mi się prezentacja o Marvelowskim „Suicide Squad”, czyli o „Thunderboltsach”. Podziwiam prowadzącego, który miał bardzo obszerną wiedzę o komiksach. Wiedział dokładnie, co działo się w poszczególnych zeszytach. Warto było wybrać się również na prelekcję „Jak napisać komiks”, prowadzoną przez Dariusza Stańczyka – autora „Lisa” – oraz Piotra Czarneckiego – autora m.in. „Incognito”.
Blok horroru także był bogaty. Choć zazwyczaj nie czytam tego rodzaju książek, chętnie wybrałam się na panel dyskusyjny dotyczący bycia patronem horroru w Polsce. Zaproszeni autorzy kolejno opowiadali o swoich początkach związanych z tym rodzajem. Najciekawsze były opowieści o ich życiu (np. piekielna dyrekcja, odwołanie wywiadu do lokalnej gazety, ponieważ nie chcieli, by miasto kojarzyło się z horrorem).
Odwiedziłam również blok mangi i anime (kultury Wschodu) oraz fandomowy. Posłuchałam dobrych rad Kairi i Zela o prezentacjach cosplayowych. Choć w głowie zwykle mam dużo pomysłów, nie umiem ich zrealizować. Jestem pewna, że wielu uczestników, którzy byli na tym panelu, otrzymało sporo cennych wskazówek. Główną atrakcją strefy Niucon był konkurs cosplay. Odbył się w piątek w Centrum Sztuki Impart. Niestety budynek ten znajduje się daleko od Hali Stulecia, dlatego ostatecznie nie dotarłam tam. W ramach bloku fandomowego poprowadziłam prelekcję o Finlandii. Było to rozszerzenie mojego artykułu, który ukazał się miesiąc temu na Informatorze Konwentowym.
Wiele prelekcji, na których byłam, okazały się ciekawe. Było widać, że prelegenci przygotowali się do nich i czerpią satysfakcję z podzielenia się swoją wiedzą z innymi. Niestety, przez przypadek trafiłam też na te słabsze. Podczas jednej z atrakcji dowiedziałam się, że „Gwiezdne Wojny są jak cebula”. Prowadzący co chwilę dziwnie się śmiał, choć nie mówił niczego śmiesznego. Zniesmaczona niskim poziomem prelekcji, opuściłam salę, a wiele osób zrobiło to samo.
Program Polconu był imponujący. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Żałowałam, że w książeczce, w której znajdowały się opisy poszczególnych prelekcji, nie podano dat i miejsc, gdzie się one odbędą. Przypuszczam, że książki były wydrukowane wcześniej, niż znano szczegółowy harmonogram.
Może tak na inny konwent?
Od kilku lat inne imprezy zaczęły przyjeżdżać na konwenty, aby się zareklamować. Wcześniej nie interesowałam się takimi stoiskami, co najwyżej przychodziłam, by przywitać się ze znajomymi. Na Polconie stoiska innych fantastycznych wydarzeń znajdowały się we Wrocławskim Centrum Kongresowym na korytarzu przed największą salą. Do Wrocławia przyjechali przedstawiciele między innymi: Pyrkonu, Coperniconu, Dni Fantastyki, Arkhamera, Kapitularza, Falkonu oraz zjAvy.
By wziąć udział w różnych konkursach, które organizowały inne konwenty, namówiła mnie koleżanka. Najlepsze questy wymyśliły ekipy z Coperniconu, Arkhamera oraz Kapitularza. Na stoisku Coperniconu każdy chętny mógł wstąpić do Armii Hipergalaktycznej. Pierwsze dwa zadania były proste, należało ułożyć specjalne klocki. Trzecie zadanie składało się z trzech odrębnych misji. Należało między innymi przygotować miksturę leczącą, zbudować flotę, czy wykazać się znajomością języków obcych. Osoby, które wykonały wszystkie zadania poprawnie, otrzymywały pamiątkową przypinkę toruńskiego konwentu oraz brały udział w późniejszym losowaniu wejściówek. Jak zapewniali nas organizatorzy, był to dopiero wstęp do dużego questu, który odbędzie się na imprezie. Na stoisku Arkhamera również można było wykonywać misje. Nam udało się wylosować kolorowankę, taniec baletowy oraz scenkę z „Gumisiów” do odegrania. Do wygrania były wejściówki oraz koszulki. Nieopodal Kapitularz zachęcał do gry w KapiStatki. Należało znaleźć jak najszybciej sowę, która ukrywała się wśród budynków. By móc odkryć kafelek, należało odpowiedzieć na pytania. Wiele z nich było bardzo podchwytliwych i szczegółowych. Nie wszyscy mogli sobie z nimi poradzić. Każdy, kto odnalazł sowę, otrzymywał koszulkę.
Zabawy i śmiechu było co nie miara. Bardzo polecam każdemu, by podejść do tych ludzi i zapytać o konkursy! Warto! Może zachęci Was to, że sama wygrałam koszulkę i wejściówkę na Arkhamer?
Podsumowanie
Pogoda dawała się we znaki. Od czwartku do soboty było bardzo upalnie i duszno. Ochłodzić można się było w środku, sale prelekcyjne były klimatyzowane. Mimo niesprzyjających warunków wiele osób konwent spędziło na wolnym powietrzu, zajadając różne smakołyki z foodtrucków (osobiście polecam pierożki z pszennego ciasta z pieczarkowym nadzieniem, bardzo pasowały mi do klimatu konwentu fantasy). Dopiero w niedzielę przyszło ochłodzenie oraz deszcz. Choć poniedziałek był darmowy, niewiele osób dało się skusić na przyjście. Wielu uczestników wyjechało dzień wcześniej.
Jestem zdumiona wysokim poziomem organizacji tegorocznego Polconu. Cztery lata temu miałam wrażenie, że na imprezie panował chaos. W tym roku wszystko było przemyślane. Wszystko było pooznaczane, można było obejrzeć wystawy i bez problemu zrobić sobie zdjęcie ze swoim ulubionym bohaterem. Hala Stulecia (wbrew moim obawom z początku roku) zdała egzamin. Była przepustowa, ludzie nie tłoczyli się na korytarzu, chcąc przejść dalej. Uwierzyłam, że ta lokalizacja naprawdę nadaje się do zorganizowania świetnego konwentu.
Oczywiście jest kilka rzeczy, które chciałabym, by poprawiono. Między innymi sytuację z kartami do głosowania dla „funkcyjnych”, brak szatni (szkoda, że nie organizuje się ich, gdy zaczyna być ciepło, naprawdę, np. cosplayerzy potrzebują gdzieś zostawić swoje rzeczy), czy podejmowanie większej rozwagi przy przyjmowaniu punktów programu. Mimo tych małych zgrzytów uważam, że na tegoroczny Polcon należało pojechać. Nie żałuję, że wybrałam się na tę imprezę. Co mogę jeszcze powiedzieć? Do zobaczenia za rok w Lublinie!