W ostatnich latach namnożyło się różnorakich imprez mających w nazwie „Dni Fantastyki”. W wielu regionach Polski odbywają się jakieś lokalne dni fantastyki. Wśród nich jest jedno wydarzenie, od którego moda na tego typu nazewnictwo się zaczęła. Wydarzenie, które nie ma przedrostka z nazwą miasta czy regionu przed swoją nazwą. Zwane jest po prostu Dniami Fantastyki lub w skrócie DF-ami.
Pierwsze wrażenie
W tym roku Dni Fantastyki obchodziły mały jubileusz, ponieważ była to już piętnasta edycja. Jak na polskie realia można więc powiedzieć, że jest to już konwent z długimi tradycjami. Między innymi dlatego postanowiłem się w tym roku wybrać po raz pierwszy na tę uznaną w fandomie markę. Jakie było pierwsze wrażenie? Na pewno zaskoczeniem była lokalizacja. Przyzwyczajeni jesteśmy, że większość konwentów odbywa się w szkołach, a te nieco większe robi się na halach targowych czy uczelnianych budynkach. Dni Fantastyki odbywają się jednak na zamku, co robi niesamowity klimat. Lokacja ta znajduje się na peryferiach miasta, więc okolica jest cicha i spokojna, ale dostarcza to też trudności z dojazdem zwłaszcza dla osób spoza Wrocławia. Dojazd z centrum autobusem lub tramwajem zajmuje około godziny, na szczęście można skorzystać z pociągu. Przejazd ze stacji Wrocław Główny do stacji Wrocław Leśnica trwa mniej więcej 15 minut. Około 5 minut drogi pieszo od zamku znajdowała się szkoła noclegowa. Tu już w ogóle klimat dawał się we znaki, ponieważ idąc tą trasą, po jednej stronie mijaliśmy las, a po drugiej opuszczone hale. Przyznacie, że nie jest to typowa sceneria konwentowa? Ode mnie DF-y za tę miejscówkę mają wielkiego plusa.
Eksploracja zamku
Pierwsze wrażenie było dobre, a jak wyglądała przestrzeń z bliska? Kasy, gdzie można było zakupić wejściówki, znajdowały się w namiotach przy samym wejściu do zamku, obok stało też biuro festiwalowe. Zaakredytowany uczestnik otrzymywał gumową opaskę na rękę. Przyznam, że to ciekawe rozwiązanie, na pewno taka opaska stanowi miłą pamiątkę, którą z powodzeniem można nosić poza konwentem. Widziałem niektórych uczestników mających wiele takich opasek z poprzednich lat, stanowiących potwierdzenie stażu DF-owego. Aby zapobiec temu, że ktoś wchodzi, używając opaski z poprzednich lat, egzemplarze z każdego roku różnią się kolorem. Oprócz tego czekała na nas torba od sponsora, w której znajdował się informator w pokaźnym rozmiarze (format od razu przypomniał mi tegoroczną pyrkonową „gazetę”) oraz materiały promocyjne partnerów Dni Fantastyki.
Sam leśnicki zamek jest dość ciasny w środku. Większość pomieszczeń została zagospodarowana na sale prelekcyjne, dodatkowo na parterze znajdowała się mała galeria, a na ostatnim piętrze VR Hala. Przyznam, że hala to określenie nieco na wyrost, w rzeczywistości było to dość skromne pomieszczenie z jednym stanowiskiem do gry. Był to jedyny akcent gier elektronicznych na tym konwencie. Pokaźnej prezentował się gamesroom planszówkowy, znajdujący się na zewnątrz na dziedzińcu zamku. Także na wolnym powietrzu ustawiono strefę dziecięcą, z ogromną ilością drewnianych klocków przypominających wariację Jengi. Niby strefa dziecięca, a znalazło się wielu dorosłych amatorów tej zabawy.
Eksploracja otoczenia
Zasadnicza część Dni Fantastyki odbywała się na zewnątrz na terenie otaczającym zamek, a przestrzeń ta jest naprawdę spora i niezwykle malownicza. Fotografowie z pewnością mogą być zadowoleni, zwłaszcza jeśli dodamy do tego część parku już poza Centrum Kultury „Zamek”, która stanowi świetną scenerię do sesji zdjęciowych.
Zacznijmy od wystawców. Strefa handlowa znajdowała się w najdalej wysuniętym punkcie terenu konwentu, a sprzedaż wszelakich dóbr odbywała się na stoiskach pod wiatami. Wybór asortymentu był dość spory, aczkolwiek zabrakło mi wydawnictw książkowych i komiksowych. To dość dziwne zważywszy, że program Dni Fantastyki stawia głównie na literaturę. Kolejnym ważnym miejscem była strefa gastronomiczna, a w zasadzie dwie. Dni Fantastyki to jedna z tych imprez, gdzie można legalnie spożywać alkohol w obrębie ww. stref. Jeśli chodzi o jedzenie, to postawiono głównie na foodtrucki. Szkoda jednak, że nie było innej alternatywy na żywienie się na terenie konwentu, zwłaszcza, że ceny w foodtruckach były wysokie. Dla chcących nie wydawać zbyt dużo pozostały pobliskie sklepy.
Bardzo doceniam organizację za tzw. strefę chillu gdzie na drewnianych skrzynkach i nielicznych leżakach, można było odetchnąć od gwaru, w spokoju porozmawiać i schronić się w cieniu przed lipcowym słońcem. Dalej zaczynał się już kompletny miszmasz – arena z quidditchem czy zajęciami juggera, strefy wolnego grania RPG czy origami. Dla zainteresowanych historią lub rekonstrukcją również był duży wybór atrakcji– pokazy i warsztaty fechtunku, warsztaty rzemieślnicze i tańca dawnego. Ostatnim ważnym miejscem, do którego trafiłem, był amfiteatr, na którym według mnie rozgrywały się najważniejsze punkty Dni Fantastyki.
Im później tym lepiej
Jak już jesteśmy przy arenie, będę tu opisywać wydarzenia głównie z soboty. W piątek gwoździem programu tego miejsca był koncert zespołu Żywiołak, na którym mnie nie było, ale słyszałem, że cieszył się sporym zainteresowaniem. Jeśli chodzi o sobotę, to naprawdę ciekawie zaczęło się robić pod koniec dnia. Nieco po siedemnastej zaczął się konkurs cosplay przewidziany na 120 minut, ale udało się skończyć wcześniej. Od strony organizacyjnej wyglądało to tak, jak modelowo konkurs cosplay powinien przebiegać, czyli sprawnie, bez zbędnych opóźnień czy wpadek. Prowadzący na scenie dobrze wykonywał swoją robotę, nie był zarówno sztywny, jak i narzucający się zbytnio, także widzowie mogli się skupić na tym, na czym naprawdę powinni, czyli na cosplayerach. Tych było dokładnie 20. Poziom startujących okazał się niezwykle wysoki, mogę powiedzieć, że jeden z wyższych na konkursach w Polsce.
Po zakończonym cosplayu zaczęło się kulminacyjne wydarzenie, czyli Gala Dni Fantastyki. Wręczone zostały Kryształowe Smoki, czyli nagrody dla twórców w kategorii opowiadania oraz ilustracja. Obie kategorie miały podział na autorów w wieku 10-15 lat oraz 16+. Na sam koniec, z racji tego, że była to jubileuszowa, 15. edycja, zaserwowano tort. Gala została uświetniona artystycznie m.in. pokazem akrobatycznym czy występami muzycznymi. O całości wrażeń można opowiadać długo, ja powiem tylko tyle, że zazdroszczę organizatorom rozmachu. Sobotni program kończył się o godz. 22.00 i teren Centrum Kultury „Zamek” został zamknięty. Niektórzy uczestnicy poszli na miasto, inni udali się na nocleg. Część oficjalna konwentu została zakończona.
Okiem redaktora
Niedziela wyglądała podobnie, jak sobotni poranek i południe, dlatego pozwolę sobie pominąć ten opis i przejdę od razu do wrażeń ogólnych. Odniosę się też do tezy w tytule relacji. Pierwsza część dnia przebiega na DF-ach bardzo spokojnie i leniwie, życie zaczyna się dopiero późnym popołudniem i wieczorem, przynajmniej dla tych, którzy nie są zajęci prelekcjami i sesjami RPG. Duży urok DF-ów opiera się też na socjalu, który rozkwita po zmroku. Starsi konwentowicze może pamiętają słynne Krakony. Wieczorna i nocna atmosfera trochę je przypomina. Tego, czego mi zabrakło, to większej różnorodności atrakcji dla fanów gier wideo, animacji, czy fantastyki dalekowschodniej, którzy też przyjeżdżają na Dni Fantastyki. Uwaga dla organizatorów – warto uwzględnić ich obecność na przyszłych edycjach.
Wszystkie zamieszczone zdjęcia zostały wykonane przez Odłamki Chaosu.