I po Imlala
Na Imlala lacznie z organizatorami bylo 600 osob. Ogromnie duzo. Ten kon juz od paru lat jest najkwieksza liczebnie po Karakonie impreza erpegowa. Niwielka odleglosc od dworca a zarazem od rynku powoduje ze wszedzie bylo blisko. Niestety bufet to tylko okienko w dzwiach, bez jakies salki gdzie monza by bylo przy herbatce pogawedzic. Ale przynajmniej do Fabryki Pizzy (takiej knajpki) bylo blisko wiec to ona pelnila towarzyskie honory konwentu. 600 osob – to naprawde duzo i az dziw bierze ze orgowie ktorzy mogli sie spodziewac co najmniek 400 osob przygotowali tak ubogi program. 2 bloki prelekcyjne i jeden konursoway. Jak na nakwiekszy kon po Krakonie to nieco malo. Nie mozna ich jednak za bardzo winic. Prawie ci sami ludzie zrobili przeciez niedawno Polcon i juz sie przygotowuja do Krakonu. Po prostu brak sil przerobowych. Czy aby na pewno? Do doatkowego bloku nie potrzeba pieciu nowych organizatorow. No niby nie ale i warunki lokalowe Imlala nie bardzo pozwaly na zrobienie dodatkowego bloku. Na dodatek w sali gdzie w zeszlym roku taki dodatkowy blok sie odbywal rozlozyl sie sklep Nonstromo (ach ten wredny slkep :)) ). Na salach do spania scisk byl niemozebny, na pelekcjach podobnie. Czy w przyszlym roku nie moznaby bylo poszukac wiekszego lokalu? To jednak przyszlosc. W tej chwli mozna powiedzec ze Imlala byl udany. Byly karteczki na sesje, byly ciekawe prelekcje, byl ogromny scisk i masa ludzi. Coz jeszcze potrzeba? Niby nic a jednak mialem wrazenie ze czegos temu Imladrisowi brakowalo. Nie bardzo to potrafie wytlumaczych, wiec nie bede :)Ech jestem mocno zmeczony po prawie 6 godzinnym powrocie do Warszawy. Jedno co moge powiedziec na pewno to, to ze osobiscie swietnie sie bawilem za co dziekuje wszystkim spotkanym w Kraku osobom. Do nastepnego Imlala !