Inne sfery były imprezą, która pod katem marketingowym została przedstawiona jako świetny pomysł na spędzenie weekendu. Jeden z organizatorów przekonywał mnie, że będzie to najbardziej RPG-owa impreza roku. Szumne zapowiedzi poszczególnych wydarzeń sprawiały, że aż chciało się jechać do Wrocławia. Jednak coś poszło nie tak. Wygląda to, jakby organizatorzy za bardzo uwierzyli w swój własny PR i przestali zauważać błędy. Ale zacznijmy od samiuteńkiego początku.
Mój pierwszy kontakt z Innymi Sferami nastąpił przez stronę imprezy. I tu pojawił się pierwszy problem, bo o ile była ładna, o tyle, niestety, nie była przyjazna dla użytkownika. Podzielenie menu na boczne i górne było by może i fajne, gdyby oba były jasno opisane jako „menu”. Niestety, nie zostały. Dzięki temu, paru ze znajomych przez większość czasu myślała, że na stronie nie ma prawie żadnych informacji. Bardzo późno pojawił się też na stronie opis dotarcia na konwent z dworca PKP, przez co niektórzy odcięci od sieci przed konwentem, mieli trochę problemu. Zresztą, zasadniczo fotki, które były w owym opisie, bardziej skupiały się na członkach Wielosferu, niż na tym by pokazać trasę na konwent. A wystarczyłoby umieścić na zdjęciach zwykłe strzałki, które pokazywałyby, w którą stronę dokładnie należy się kierować.
Gdy już odszukałem interesujące mnie informacje, wysłałem zgłoszenie punktów programu. I tutaj organizatorom (a w zasadzie jednemu) należy się duża ilość obelżywych słów. Dlaczego? Ano, dlatego, że nie do końca uważam, żeby poważnie potraktował moje zgłoszenie. Rozumiem, że zaprasza się na imprezę gości, rozumiem też, że oni mają pierwszeństwo, jeśli chodzi o organizowanie punktów programu. Nie rozumiem tylko jednego, a mianowicie takiej opieszałości w kontakcie ze mną. W efekcie dopiero na pięć dni przed konwentem dostałem odpowiedź odnośnie swoich punktów programu. Na moje szczęście, odmowną, bo podejrzewam, że w pięć dni nie byłbym w stanie ich odpowiednio przygotować. Odpowiedź zapewne bym dostał później, gdyby nie to, że upominałem się o nią w paru miejscach. Strasznie nieprofesjonalne podejście, jak na imprezę, która starała się być bardzo profesjonalna.
Festiwal Fanatastyki i Sztuki Inne Sfery odbywał się w Ośrodku Działań Twórczych „Światowid” i połączonej z nim Szkole Podstawowej nr 91. Lokalizacja, poza sporą odległością od dworca, była naprawdę dobra. Choć patrząc realnie, gdyby na imprezę przyjechało tyle osób, ile planowali organizatorzy, to było by cholernie ciasno. Na szczęście ilość ludzi była odpowiednia, aby nie było ścisku na korytarzach. Budynek był zadbany, na bieżąco donoszono papier toaletowy do ubikacji, korytarze były czyste, a śmietniki regularnie opróżniane. W szkole podobno znajdywały się też prysznice, ale nie było mi dane odnalezienie ich. Sale sypialną zorganizowano na sali gimnastycznej, do której nie można było wejść, posiadając na sobie jakiekolwiek obuwie, czego pilnowano bardzo rygorystycznie. Oczywiście jak zwykle w tym momencie osobom za to odpowiedzialnym brakło cierpliwości i kultury, co owocowało okrzykami „buty!”, w stronę uczestników konwentu.
Po zakredytowaniu się na konwencie, otrzymałem identyfikator, informator, tabelkę z programem i mapą, pakiet spamu konwentowego i zin Wielosferu. Identyfikator w zasadzie można powiedzieć, że po prostu był. Jedynym żartem, choć w sumie mało śmiesznym, było danie mi plakietki twórcy programu. Informator i zin zostały wydrukowane po kosztach, na najzwyklejszym papierze i w czerni i bieli, więc nie były dziełami poligraficznymi. Co oczywiście żadnym minusem nie jest. Za to ogromnym minus informatora to brak mapy okolicy konwentu z oznaczonymi sklepami i innymi punktami, które mogłyby się przydać konwentowiczom. Kolejny problem dotyczy tabelki programowej, w której, jak dowiedziałem się po konwencie, zabrakło całkiem wielu punktów programu. Najbardziej pokrzywdzone było tu wydawnictwo Portal, które musiało samemu na drzwiach wywiesić karteczkę z swoim programem – trzeba jednak dodać, że wina leżała tu po stronie samego Portalu, który nie dostarczył na czas szczegółów organizatorom. Swoją drogą organizatorzy nie skorzystali z dobrych pomysłów i nie rozwiesili obok sal rozpisek programu, który się w nich odbywa. Dzięki temu tabelkę trzeba było mieć i tak cały czas przy sobie. Alternatywą było posiadanie telefonu z Androidem i korzystanie z aplikacji Konwentowicz.pl. Z drugiej strony mapka miała minimalne braki, takie jak na przykład brak zaznaczonego miejsca, w którym znajduje się sklepik z nagrodami.
Program imprezy nie powalał na kolana. W ośmiu blokach przeprowadzono około dwustu pięćdziesięciu godzin atrakcji. Ani to dużo, ani mało. Brakowało zdecydowanie fajerwerków, zwłaszcza w bloku RPG-owym. Jedynie blok LARP-owy wyglądał ciekawie, jeśli tylko kogoś to interesuje. Dodatkowym problemem była mała ilość uczestników konwentu, przez którą na pewno nie odbyło się parę LARP-ów. Z powodu małej ilości chętnych nie odbył się także Puchar Mistrza Mistrzów, który miał być gwoździem bloku RPG-owego. Niestety organizatorzy konwentu nie przewidzieli żadnego systemu, zachęcającego do grania sesji, co spowodowało, że w piątek, w trakcie eliminacji, odbyły się całe dwie sesje. Nie słyszałem za to, aby jakiś punkt się nie odbył z powodu nieobecności prelegenta. Poza prelekcjami, LARP-ami i jeepami, w programie znalazły się wystawy, koncerty, pokazy i inne tego typu rzeczy, które niekoniecznie musiały przypaść każdemu do gustu. Szczątkową ilość tradycyjnych konkursów wiedzowych i na kreatywność, organizatorzy zastąpili większą ilością turniejów w planszówki czy gry konsolowe. Z czego, żeby zagrać jakiś turniej, zwykle trzeba było tajemniczo pytać obsługę danej sali, kiedy takowy się odbędzie. Co oczywiście nie było dobrym pomysłem, jako że mało kto pytał. Zwykły harmonogram takich turniejów rozwiązałby całkowicie sprawę.
Będąc przy turniejach, trzeba przyznać, że gdy ktoś już odnalazł sklepik z nagrodami, to było w nim co wybierać. Jednak podział waluty oraz ilość towaru ostatniego dnia wskazuje na to, że organizatorzy nie zdołali rozdać wszystkiego. Z jednej strony to dobrze, że w niedzielę było naprawdę z czego wybierać, z drugiej to niedobrze, że waluta niewykorzystana nie wracała w kolejnych konkursach i turniejach (przynajmniej odniosłem takie wrażenie).
Na szczęście nie samym programem człowiek żyje. Pojawił się tradycyjny Games Room, który był chyba najbardziej obleganą atrakcją imprezy. Wystarczy wspomnieć, że jedna z organizatorek chwaliła się, że w szczytowym momencie było w nim 78 osób. Dzięki umiejscowieniu go na korytarzu, nie było problemu z miejscem. Jeśli ktoś wolał jednak pograć w coś mniej tradycyjnego, na Innych Sferach znalazło się miejsce dla konsol nowej generacji i sprzętu retro z RetroGralnia.pl. Obie sale spisały się doskonale i gdy tylko udawało mi się do nich zajść, były pełne. Jedyne zastrzeżenie, jakie można mieć, to pomysł zamykania Retrogralni o dwudziestej czwartej, kiedy to kończyła się większość punktów programu.
Poza powyższym na imprezie odbywało się wiele fajnych inicjatyw, które nie do końca było dane mi sprawdzić. W wyznaczonym miejscu można było pisać listy do „De Prufundis” i odbył się book swaping, choć chętnych było trochę mało. Na festiwalu znalazła się też duża ilość wystawców, co z punktu widzenia uczestnika, jest zawsze plusem. Dodatkowo, w sobotę wieczorem, w knajpie konwentowej odbywała się impreza robiona przez organizatorów festiwalu.
Na imprezie spotkałem się z dwoma bardzo nieprzyjemnymi zjawiskami. Pierwszym z nich było podejście ochrony do uczestnika konwentu. Być może zadziałał tutaj kompleks munduru, który sprawia, że osobnik umundurowany czuje się kimś ważniejszym, a może było to coś innego. Generalnie, wyżej wspomniane okrzyki z sali gimnastycznej, czy też okrzyk przy wejściu do najkulturalniejszych nie należały. Podobnie ochrona dość niemiło wskazywała miejsce, w którym wolno palić, przeganiając ludzi za murek. Drugim niemiłym incydentem, było zamykanie kawiarni na czas LARP-ów. I nie było by może w tym nic złego, gdyby nie to, że uczestnicy pragnący dostać się z terenu szkoły na teren Światowida, musieli wdrapywać się na piętro. A dało się to rozwiązać choćby otwierając wejście od strony szkoły.
Niestety, mimo tych paru końcowych plusów, festiwal wypadł bardzo blado. Widać było nerwowe miny co niektórych organizatorów. Nie dopisała frekwencja, coś gdzieś ciągle zgrzytało. Trudno mi ocenić, co do końca poszło nie tak, że ta impreza się nie udała. Mimo że bawiłem się świetnie, to ciężko powiedzieć, że było to zasługą festiwalu. Zresztą nie do końca rozumiem ucieczkę od słowa konwent, skoro impreza od przeciętnej imprezy fantastycznej w roku niczym się zasadniczo nie różni. Zwłaszcza, uczestnikami. I może to jest problem; wszyscy jadąc oczekiwali konwentu, a organizatorzy na siłę chcieli zaaplikować jakąś nową wspaniałą jakość. I może wiele potknięć bym wybaczył, gdyby nie to usilne kreowanie się na imprezę profesjonalną i gdyby nie to, że to nie pierwsza edycja, a już czwarta. Organizatorzy podają, że imprezę odwiedziło około sześciuset czterdziestu osób. I niestety, ale to kolejna impreza, która padła by doszczętnie, gdyby nie odwiedzający ją ludzie, którzy zapewnili mi świetny weekend. Może za rok dam Innym Sferom drugą szansę, ale tylko może. Na pewno nie była to najbardziej RPG-owa impreza roku.
Ocena: 2+/6