Od wielu lat podstawą fandomu były kluby fantastyki. To dzięki nim powstały pierwsze konwenty i to one integrowały fanów. Ale dzisiaj, w roku 2016, sytuacja jest trochę inna.
Problem polega na tym, że kluby fantastyki w dużych miastach mają bardzo mocną konkurencję. W zasadzie nie spotkałem się z ofertą, która zachęcałaby do zostania członkiem (nie licząc Drugiej Ery, ale wszyscy wiemy, że to nie jest polski klub).
Spotkania przy planszy? Każde większe miasto ma parę sklepów, które zajmują się tematem. Miejsce na sesje RPG? Do tego nikt nigdy klubu tak naprawdę nie potrzebował, bo grać można wszędzie (sam grywałem epickie sesje w przejściówce między klatkami).
Biblioteki klubowe? Poza paroma przypadkami nie oferują więcej niż normalne wypożyczalnie. Wymieniać można długo, a jestem pewien, że do każdej aktywności klubu znajdę zamiennik.
Oczywiście, sytuacja jest trochę inna w małych miejscowościach, gdzie to kluby wzięły na siebie organizację tego typu wydarzeń. Ale nic nie trwa wiecznie. Takie kluby znikają razem z najbardziej aktywnymi osobami.
Gdy zaczynałem interesować się fantastyką, w czasach, gdy internet był marzeniem, kluby fantastyki pomagały spotkać ze sobą ludzi. Dzisiaj mamy od tego Internet, czy to się komuś podoba, czy nie.
W końcu kto z nas jechałby na spotkanie klubu, by porozmawiać o książce, skoro może zrobić to na Facebooku i forach? Oczywiście, sieć nie zastąpi nam spotkań na żywo, ale od nich mamy w większości wypadków konwenty.
I pewnie musiałbym tu uciąć, bo kiedyś praktycznie tylko kluby robiły tego typu imprezy. W dzisiejszych czasach pojawiły się jednak fundacje i firmy, które zajmują się tematem. Nie wspominając o przymiarkach domów kultury i innych instytucji miejskich do organizacji tego typu wydarzeń.
Wiele klubów żyje w stagnacji, mając coraz większe problemy z przyjmowaniem nowych członków. Ich aktywność skupia się tylko na działalności we własnym, coraz bardziej podstarzałym gronie.
Od momentu rozpadu mojego Zagłębiowskiego Klubu Fantastyki pozostaję niezrzeszonym fanem. Uważnie obserwuję działania w fandomie, z boku widziałem wzloty i upadki wielu stowarzyszeń.
Jeśli obecny trend się utrzyma, jeśli stare kluby będą trzymać się starych reguł, to czeka je po prostu rozpad. Małe kluby z mniejszych miejscowości znikną razem z osobami je podtrzymującymi.
Nie odpowiem w pełni na pytanie z tytułu tego felietonu. Zadam za to inne. Czy w przyszłości będziemy w ogóle potrzebować klubów fantastyki? Obawiam się, że w obecnej formie zdecydowanie nie.