Kapitularz IV – Na rozdrożach światów
Wypada zacząć tradycyjnie: od piątku 15 listopada do niedzieli 17 listopada odbył się kolejny Łódzki Konwent Miłośników Fantastyki `Kapitularz – na rozdrożach światów`. Był to czwarty już konwent, organizowany przez Łódzkie Stowarzyszenie Miłośników Fantastyki `Kapituła`. Niestety różnił się on od poprzednich. Piszę: `niestety`, gdyż oceniam go gorzej od zeszłorocznego Kapitularza, na którym byłem, a który podobno trzymał poziom wcześniejszych. Niemniej nie ma potrzeby popadać w czarną rozpacz, nie było aż tak źle.
Szkoła, wynajęta na konwent, była olbrzymia. Nie można dziwić się Verdandi i Dacarowi, którzy zdecydowali się na taki budynek, oczekując co najmniej trzystu uczestników, tak jak przed rokiem. Poprzednia szkoła ledwo to wytrzymała. Ich obliczenia nie sprawdziły się, na imprezie pojawiło się zaledwie 150 uczestników przy 70 osobach organizujących (koordynacja, program, ochrona). Szkoda.
Minusem był trudny i długi dojazd na miejsce, szkoła mieści się na samym końcu Łodzi. Niemniej dokładny opis drogi, zamieszczony na stronie internetowej bardzo ułatwiał dotarcie.
Program został przygotowany ciekawie, bez przesady i rozdymania, posiadał trzy bloki plus osobny blok LARP. Nie ma sensu wymieniać poszczególnych punktów, kto był to wie, co było, kto nie był, niech żałuje. Propozycje były interesujące. Nie byłem w stanie`zaliczyć` wszystkich, ale te, w których brałem udział, oceniam dobrze. Wśród zaproszonych gości pojawili się między innymi Ewa Białołęcka, Ignacy Trzewiczek i Andrzej Pilipiuk. Z ciekawostek warto wspomnieć o wypowiedzi Ignacego, który oznajmił, że `Neuroshima` zadecyduje o przyszłości Wydawnictwa `Portal`. Jednym słowem, od tego jak się sprzeda (czyli jakie zyski przyniesie) nowy erpeg Trzewika i Spółki, zależy to, czy panowie zamkną interes czy będą istnieć na rynku dalej.
Zgrzytem był chaos programowy. O ile większość punktów odbywała się o wyznaczonych porach, część prelekcji zmieniała swój czas i miejsce w ostatniej chwili, co niewątpliwie odbiło się na frekwencji i pozostawiło niemiłe wrażenie bałaganu. Tylko część zmian zaistniała bez winy organizatorów, np. Feliks Kres w ostatniej chwili zrezygnował z udziału w konwencie, wymawiając się ważnymi sprawami. Zmiany należało ogłaszać gdzieś w widocznym miejscu, np. przy wejściu, przy barze czy obok sal prelekcyjnych.
Inną sprawą były złe godziny na niektóre punkty programu. Godzina 11 rano to zdecydowanie nie jest dobry czas na rozpoczynanie larpa. Jak zauważyłem, wielu organizatorów konwentów popełnia ten błąd, umieszczając larpy w godzinach przedpołudniowych. Nie ustrzegli się tego również twórcy Kapitularza.
Zdecydowanym plusem była rejestracja Mistrzów Gry, chcących poprowadzić sesje w zamian za zwrot części akredytacji. Podobnie bar, czynny niemal całą dobę, był strzałem w dziesiątkę. Wie o tym dobrze każdy, kto o trzeciej nad ranem mógł napić się ciepłej kawy, zagryzając ciastkiem, czy frytkami.
Ochrona konwentu była silna, zwarta i gotowa, a przy tym pełna zrozumienia dla słabości uczestników. :) Uczestnicy zachowywali się na poziomie, nie dając chłopakom pretekstów do interwencji. Z drugiej strony, o tym że nadgorliwość bywa gorsza od faszyzmu, przekonała się jedna z uczestniczek, która została obudzona przez ochronę z pytaniem, czy nie jest pijana. Trochę rozwagi i umiaru, panowie…
O ile mogłem zauważyć, ludzie bawili się nieźle. Zdecydowanie najgłośniejszym punktem programu był `new waveowy larp WTC`. Nie wiem, o co chodziło w fabule, sądząc jednak po okrzykach i zbiorowym bieganiu po schodach, domyślam się, że istotą gry było wczucie się w tragedię ludzi, uwięzionych w walących się wieżowcach…
Kilka uwag końcowych: niską frekwencję można tłumaczyć dużym skupieniem konwentów w jednym czasie: jednocześnie odbyły się `Szedariada` we Wrocławiu, `Kapitularz` w Łodzi, `Alchemikon` w Tarnowie, a w następnym tygodniu `Falcon` w Lublinie. Ilość ludzi jeżdżących na konwenty jest mniej więcej stała, a ich wolny czas i zasobność portfeli – ograniczone.
Szkoda tez, że odstąpiono od tradycji i nie zorganizowano pokazu starego filmu z podkładem granym na żywo. No, ale może nie było to technicznie możliwe… Rozmawiałem z Anią `Verdandi`, głównym koordynatorem, na temat konwentu. Dobrze, że Verdi świadoma była potknięć i błędów. Nie każdy organizator potrafi je dostrzegać podczas imprezy. Wiedząc o nich, Ania z pewnością uniknie ich w przyszłości. Za największy błąd Verdi uznała zaufanie ludziom, którzy deklarowali pomoc przy obsłudze i nie wywiązali się z obietnic. W przyszłym roku pewnie podziękuje im za współpracę…
Ogólna ocena imprezy: średnia. Bywałem na lepszych konwentach, ale również i na gorszych. Biorąc pod uwagę zeszłoroczny Kapitularz i to, co wiem o wcześniejszych imprezach o tej nazwie, uznać należy `K IV` za wypadek przy pracy, mogący zdarzyć się każdemu. I jestem pewien, że za rok będzie super.