Flamberg to coroczny konwent odbywający się w Czatachowej.
Po wielu latach bycia namawianym do przyjazdu, jak i odradzania mi przyjazdu, skusiłem się. Udało mi się przyjechać na część konwentu i teraz mogę opowiedzieć jak wyglądało to oczami „Miśka”.
Po pierwsze „misiek” – to pieszczotliwe określenie osoby, która na Flamberg przyjeżdża pierwszy raz. Konwent zachęca miśki do przyjazdu zniżką akredytacyjną i specjalną grą dla nowych graczy. To bardzo dobre wprowadzenie w świat larpa i wieczorno-nocne rozgrywki w lesie. Larp odbył się z udziałem sporej grupy NPCów, konwentowiczów którzy poświęcili swój czas by umilić wieczór miśkom. I w ramach prezentu powitalnego, Miśki dostały spray przeciw kleszczom i komarom, żeby spryskać się przed grą ;D
Druga rzecz, która przykuła moją uwagę to specyficzna atmosfera na konwencie. Nazywam ją roboczo „wyładowaniami absurdu”. Naprawdę nie wiesz czego się spodziewać – konwent i ludzie na nim są niesamowicie dynamiczni, pokręceni, specyficzni i szaleni. W ciągu 15 sekund ktoś może stwierdzić, że chce się z Tobą napić i zaprasza Cię do cateringu na kolejkę (cateringu naprawdę dobrego i działającego do późna w nocy), by po chwili inna osoba podeszła i powiedziała, że nie zna Cię, ale Cię lubi i w przyszłym roku będzie robić za Twoją obstawę na grze głównej.
Przykładem abstrakcyjnego myślenia Flambergowiczów jest to, że jak kiedyś zostali nazwani „szalikowcami”, na następny rok część z nich przyjechała z szalikami Flambergu, a w tym roku odbył się konkurs na zdjęcie z szalikiem Flambergowym w najdalszych krańcach świata.
Nie wszystkim dynamika i energia tej grupy odpowiada, przy czym ogólnie uczestnicy dobrze reagują na zwróconą im uwagę. Na wszelki wypadek została powołana instytucja „osób zaufania” – bardzo otwartych osób, z którymi można porozmawiać jeśli dzieje się cokolwiek niefajnego i które pomogą: czy to wyjaśniając sprawę, czy interweniując u organizatorów. Nie słyszałem o skorzystaniu z ich interwencji w tym roku, ale bardzo dobrze mieć taką możliwość.
Program konwentu jest dobrze skonstruowany. Daje opcję zapełnienia sobie czasu, ale absolutnie nic nie wymusza. Larpy, games room, turnieje gier, sesje RPG, warsztaty fotograficzne – to tylko część rzeczy, które oferowano. I na plus organizacyjny, trzeba przyznać że przesunięcia czasowe były zerowe lub niewielkie. Co było dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem – kiedy na larpie, do którego wprowadzenie miało się zacząć o 10:00 (rano!!!), o godzinie 10:05 zaczęliśmy wymarsz na lokację.
Organizacyjno – sanitariatowo, konwent jest świetnie przygotowany. Wspomniany wcześniej catering, odpowiednia ilość toi-toiów i prysznice z ciepłą wodą. Oczywiście, żeby nie mówić, że wszystko jest idealnie, program wydawany przy akredytacji różnił się już na początku od rzeczywistego, ale co rano wywieszana była lista z aktualnym planem na cały dzień.
Niestety, jak już wspomniałem, nie mogłem być na całości Flambergu, więc nie wiem co się działo w ostatnich dniach.
Dlaczego mnie zachęcano do przyjazdu na Flamberg? Ludzie, atmosfera, specyficzny klimat „tego czegoś”.
Dlaczego odradzano mi przyjazd? Ludzie, atmosfera, specyficzny klimat „tego czegoś”.
We Flamberg można wsiąknąć i zostać przez niego porwanym, albo stwierdzić, że to jednak zbyt szalony wir, by w niego wskakiwać. Mnie wciągnęło; już się cieszę, że z każdym dniem coraz bliżej do następnej edycji.
Zachęcam do obejrzenia galerii z konwentu (z poza larpów):