Zawsze, gdy zaczynam pisać relację z Niuconu, mam spory problem – nie jestem mangowcem, konwenty popkultury wschodniej trochę mnie przerażają, a w dodatku mam niemiłe wspomnienia po pierwszej edycji tej wrocławskiej imprezy.
Nie chcę popełnić „satyrycznej” relacji, jak to miało miejsce w pewnym serwisie w przypadku zjAvy. Druga sprawa, że Niucon to konwent, którego uczestnicy lubują się w wylewaniu fal hejtu na tę imprezę.
Czy Niucon naprawdę był tak zły, że zasłużył sobie na obsmarowanie? Czy 40-stopniowy upał przeszkodził w odbywaniu się wydarzenia? Czy fantasta mógł dobrze bawić się na mangowej imprezie? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.
Miłe skojarzenia
Siódma edycja Niuconu odbyła się w budynku Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Gmach ten wielu fantastom może kojarzyć się całkiem miło, przede wszystkim z Polconem 2012.
Najważniejszymi atutami lokalizacji były działająca klimatyzacja (w większej mierze), przestronne korytarze i duże sale wykładowe. Niestety, nie wszystkie sale mogły pochwalić się miłym chłodem, ale przy upałach tego poziomu ludzie powinni cieszyć się, że w ogóle był prąd na konwencie.
Drugim budynkiem, który został udostępniony uczestnikom, była szkoła sypialna, która mieściła się spory kawałek od gmachu UP. Dla ułatwienia transportu organizatorzy konwentu wynajęli autobus, którym można było dostawać się z miejsca na miejsce.
Ilość dram związanych z noclegami jest nie do opisania, wynikały one jednak nie do końca z winy organizatorów. Gdyby przeciętny Kowalski pokusił się o przeznaczenie chwili na przeczytanie informacji podanych na stronie imprezy, problemu by nie było.
Po prostu większość uczestników nie zdawała sobie sprawy, że gwarancję spania w szkole noclegowej miały jedynie osoby, które dokonały przedpłaty. Wielu ludzi spało na boisku szkolnym, nie zawsze z własnego wyboru.
Oczywiście, organizatorzy też popełnili tutaj mały błąd. Powinni po prostu osobno pobierać opłatę za nocleg – dzięki temu byliby w stanie łatwo kontrolować liczbę osób udających się do szkoły sypialnej. Uniknięto by w ten sposób wielu problemów.
Kolejkon 2015
Akredytacja wrocławskiego konwentu tradycyjnie została zakorkowana przez osoby, które zaczęły przychodzić na wiele godzin przed rozpoczęciem imprezy. Nie wiem, skąd taka moda, ale jeśli organizatorzy informują, że otworzą bramy o konkretnej godzinie, to nie zrobią tego wcześniej.
Dzięki „cudownej” pogodzie stanie w kolejce nie było doświadczeniem w żaden sposób przyjemnym. Organizatorzy, w celu uniknięcia tragedii, postanowili rozdawać wodę osobom oczekującym na wejście, za co należą się im wielkie brawa.
Po pierwszym ataku do końca konwentu nie pojawiły się już żadne większe kolejki. Wynikało to z bardzo sprawnie działającej sprzedaży wejściówek, która miała osobne stanowisko do sprzedaży biletów i osobne do rozdawania pakietów startowych dla uczestników.
W tych ostatnich znajdowały się oczywiście identyfikator i informator. Pierwszy z wymienionych z tyłu miał miejsce na numer ICE i inne mało ważne informacje z punktu widzenia zdrowego i dorosłego człowieka.
Sam informator był brzydki i nieprzejrzysty. Chociaż jego kieszonkowy format sprawiał, że można było go nosić ciągle przy sobie, sposób podania w nim informacji pozostawiał wiele do życzenia.
Najgorszym pomysłem było wypisanie atrakcji w porządku alfabetycznym – przy dużym rozmiarze imprezy nie ułatwiało to wyszukiwania interesujących punktów programu. Nie wiem, jaką wizję miał twórca informatora, ale nie wyszło mu to dobrze.
Fantastyczny program
Na starcie wspomniałem, że nie chciałbym tworzyć satyrycznej relacji z konwentu. Dlatego nie podejmę się oceny jakości mangowych atrakcji na Niuconie. Wydaje mi się, że pod tym kątem wrocławska impreza jest na tyle znana, by każdy siedzący w temacie potrafił ocenić ją sam.
To, co było dla mnie ważne, to raczkujący blok fantastyki, która wrócił na Niucon w zeszłym roku. Niestety, nie był on powalający. Oczywiście rozumiem, że nie jest to najważniejsza część konwentu mangowego, ale mam wrażenie, że fantastyka znalazła się tam trochę na siłę.
Wśród gości fantastycznych znaleźli się między innymi Jacek Inglot, Krzystof Piskorski, Andrzej Ziemiański i Eugeniusz Dębski. Należy pamiętać, że to wciąż konwent głównie mangowy.
Na prelekcje fantastyczne przeznaczono całe dwie sale, w których ciągle był tłum ludzi. Nie wynikało to jednak z wysokiego poziomu wystąpień, a z powodu sprawnej klimatyzacji. Sam odwiedziłem na Niuconie więcej prelekcji niż na jakimkolwiek innym konwencie.
Atrakcje mangowo-fantastyczne
Oczywiście, nie samymi prelekcjami człowiek żyje. Dla uczestników konwentu przygotowano również skromny games room, którego zaopatrzeniem zajął się sklep dyngs.pl. O ile asortyment tego sprzedawcy wystarcza zwykle na małe konwenty, to przy imprezach na ponad 3 tysiące uczestników wygląda niestety biednie.
Sama sala games roomu była zresztą malutka i pozbawiona klimatyzacji, co powodowało, że nie miałem najmniejszej ochoty w niej przebywać. Problem klimatyzacji dotknął też pogotowie RPG-owe, które domyślnie zostało umieszczone na najwyższym piętrze budynku.
O wiele więcej miejsca zajmowały różnego rodzaju konsolówki. Przeraża mnie fenomen konwentowej atrakcji, którą bez problemu można mieć w domu.
Odbył się też konkurs cosplay, który oczywiście został zdominowany przez mangę i anime. Bardzo fajnym pomysłem było streamowanie występów przez Internet, dzięki czemu mogło obejrzeć je więcej zainteresowanych.
W związku z problemami z miejscem w szkole noclegowej, podobno odwołano część atrakcji, które miały się w niej odbyć. Według mnie to bardzo dobry krok. Tylko przepływ informacji kuleje, bo do dzisiaj nie mam stuprocentowego potwierdzenia, czy to, o czym przed chwilą wspomniałem, faktycznie miało miejsce.
Podsumowanie
Niucon 7 jak na konwent mangowy nie był taki zły, chociaż miał błędy, których po prostu nie powinno być. Najgorsze, na co trafiłem, to organizator ochrzaniający grupę gżdaczy tuż przy stanowisku akredytacji.
Nie wiem, czy da się popełnić większą wtopę wizerunkową niż coś takiego, bo nie chodzi o to, kto miał słuszność w sporze, tylko o prostą zasadę niepokazywania na zewnątrz problemów wewnętrznych. Zwłaszcza że przygotowano specjalne sale, w których można było odbywać takie rozmowy.
Sam konwent według mnie przebiegał leniwie i spokojnie, na co niewątpliwy wpływ miała piekielna pogoda. Niejednokrotnie szukałem schronienia od upału w sali prelekcyjnej, w której akurat odbywał się program.
Większość pomyj wylewanych na organizatorów tego konwentu jest zwyczajnie niesłuszna. Najgłupszy chyba był jeden z fanów furry, który strasznie awanturował się na Facebooku, że nie wpuszczono go na konwent na wejściówkę wystawcy, którym zwyczajnie nie był. Niestety, tłum łatwo zmanipulować i wmówić mu, że jest inaczej niż w rzeczywistości.
Na Niucon w przyszłym roku nie pojadę, ale tylko dlatego, że go nie będzie. Jeśli natomiast mangowcy postanowią w 2017 wrócić, mam nadzieję, że wyciągną wnioski z tegorocznej edycji. Bo potencjał we wrocławskiej imprezie jest duży, nawet dla fantasty.