Gdy publikowałem ostatni felieton, parę osób zwróciło mi uwagę, że Pyrkon nie jest konwentem. Pyrkon to festiwal. Oczywiście, mają oni rację, poznańska impreza we wszystkich materiałach od lat unika słowa konwent.
Czy to jednak sprawia, że na terenie MTP nie odbywa się impreza kierowana od fanów dla fanów? Czy semantyka jest tu aż tak ważna, by wykreślać Pyrkon ze swoich planów?
Żeby odpowiedzieć na te pytania, musimy zdefiniować słowo konwent. Problem jest o tyle duży, że każdy sam określa czym według niego jest taka impreza.
Dla mnie konwent to spotkanie fanów danej rzeczy, skupione na dyskusjach w danym temacie. Nie ma znaczenia forma, czas trwania, liczba uczestników. Jeśli organizujemy prelekcję w Bibliotece o twórczości Sapkowskiego, według mnie to już malutki konwent. Łapie się nawet parogodzinny chamber larp.
Oczywiście, moje zdanie przechodzi weryfikację, gdy przychodzi do pracy przy Informatorze Konwentowym. W rozumieniu serwisu konwent jest wydarzeniem, trwającym przynajmniej jeden dzień, będącym spotkaniem kierowanym do fanów, posiadającym program i określoną lokalizację.
Informator Konwentowy celowo też zawęża tematykę do fantastyki, mangi i anime oraz larpów. Liczba wydarzeń, które można by wpleść w działalność naszego serwisu, jest ogromna: od komiksów, przez planszówki, kończąc na tatuażach.
Nazwanie imprezy festiwalem tłumaczono łatwiejszymi negocjacjami z miastem i właścicielami lokalów, w których mogła by się ona odbyć. Patrząc na poziom dotacji dla Polconu 2017 (250 tys złotych!), zabieg ten wcale nie jest konieczny.
Wbrew pozorom Pyrkon nie był pierwszą imprezą, która zrezygnowała ze słowa konwent. Były nią, wedle mojej wiedzy, wrocławskie Inne Sfery organizowane przez stowarzyszenie Wielosfer.
Zresztą, wszystkie “Dni Fantastyki”, “Spotkania z” i tym podobne imprezy to ciągle konwenty. Ich otwartość może się nie każdemu podobać, niektórzy lubią gnić w towarzystwie wzajemnej adoracji. Ale czy wyobrażacie sobie, żeby ktoś powiedział, że nie jedzie na WDF, bo to nie jest konwent?
Kiedyś pewnie było prościej. 90% naszych imprez odbywało się w szkołach. Było ich niewiele i praktycznie wszystkie robiono na jedno kopyto. Razem z modą na fantastykę zwiększyła nam się liczba konwentów, która odbywa się w kraju.
Nie wiem skąd u niektórych tyle niechęci do różnych form imprez kierowanych do fanów. Nie potrzebujemy wcale żadnego elitaryzmu by czuć się dobrze. Czasy nerda, wyrzutka społeczeństwa, są dawno za nami.
Forma konwentów w dzisiejszych czasach nie jest jednolita. Mikon odbywa się w środku lasu, Arkhamer w szkole, Motylkon w lokalnym MDK, Wrocławskie Dni Fantastyki na zamku, Polcon 2016 w Hali Stulecia, a Pyrkon na terenie MTP i wszystkie te imprezy są dla mnie w takim samym stopniu konwentami.
Słowa “konwent” i “festiwal” stały się dla nas synonimami określającymi różnego rodzaju wydarzenia. W większości środowisk to całkiem normalne. Tak naprawdę nazwa nie ma najmniejszego znaczenia, to tylko otoczka PRowa. Liczy się nasza dobra zabawa.