Za każdym razem, gdy ktoś mówi, że konwenty są za drogie, umiera dusza jednego z organizatorów. Po przyjrzeniu się fanpage’om naszych imprez, okazuje się, że sytuacja taka zdarza się wyjątkowo często.
Od lat konwenty miłośników fantastyki w Polsce to jedne z tańszych imprez na jakich dane mi bywać. Chociaż i nas dotknęła inflacja, nadal wydarzenia te są wyjątkowo tanie.
Obecnie cena wejściówki oscyluje w granicach 30-40 złotych na mniejszy konwent i 50-60 za dużą imprezę. Wliczona w to jest możliwość wzięcia udziału w większości programu imprezy (turnieje M:tG czy Warhammera mają zwykle osobne wpisowe) i darmowy nocleg w sali wspólnej.
Za 60 zł dostajemy co najmniej 48 godzin dobrej zabawy. Oczywiście, zdarza się, że konwent possał na całej linii, ale większość głosów o zbyt dużych cenach pojawia się jeszcze przed imprezą. Takie uprzedzanie faktów jest bezpodstawne.
Przyjmując powyższe założenia, godzina obecności na konwencie kosztuje nas 1,25 zł. Tymczasem wyjście na seans do kina IMAX to wydatek rzędu 32 zł (lub 28 jeśli posiada się okulary 3D). W wypadku trzy-czterogodzinnego koncertu bardziej znanych zespołów cena zwykle przekracza 50 zł, a wstęp na np. Open’era to ponad 600 zł.
Zwłaszcza to ostatnie jest zabawne, bo na fanpage’u Coperniconu osoba, która była na osławionym festiwalu w Gdyni (i najpewniej zapłaciła za wejściówkę) narzekała, że 60 zł za toruński konwent to za dużo. Widocznie po zakupie biletu na Open’era nie stać jej już na żadną inną imprezę.
Równie śmieszne wydały mi się zarzuty wobec Animatsuri, które w dniu konwentu będzie kosztować całe 80 zł. Jest to kwota, co prawda, większa niż za typowy konwent, ciągle jest to jednak malutka zapłata za 3 dni imprezy.
Zastanawia mnie, co jest nie tak z tymi ludźmi, którzy narzekają na koszty konwentów. Jestem w stanie zrozumieć, są młodzi, mają mało pieniędzy i na wszystko muszą brać od rodziców.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla chcącego nic trudnego. W momencie, gdy nie było mnie stać na wejściówki konwentów, zacząłem tworzyć program, gżdaczowałem i zabrałem się za udzielanie w serwisach robiących relacje z imprez.
Nie jest tak, że jak kogoś nie stać, nie ma wcale możliwości wejścia za darmo na imprezę. Konwenty nie od dziś oferują szeregi zniżek za poszczególne zasługi czy pomoc w organizacji. Nie jest tak na wszystkich eventach, ale przecież nie trzeba być na każdym konwencie w roku.
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale większość naszych imprez nie zarabia ogromnych pieniędzy. Nadwyżki zwykle przeznaczane są na organizację kolejnej edycji. Mało który konwent płaci organizatorom za włożony trud.
Właśnie dzięki zasadzie od fanów dla fanów nasze imprezy mogą być tak tanie. Zrobienie nawet małego konwentu to koszt kilku tysięcy złotych. Nie posiadając odpowiednich możliwości (np. własnej drukarni lub układów z władzami), naprawdę trudno zmniejszyć te wydatki.
Najważniejsza jednak jest wiedza, że konwenty nie są wcale powszechnym dobrem. Jeśli kogoś nie stać na wyjazd na imprezę, zamiast narzekać na cenę wejściówki (która zawsze jest najmniejszym kosztem w całym wyjeździe), powinno się po prostu myśleć o tym, jak doprowadzić swoje życie do sytuacji, w której będzie nas na niego stać.
Słowa byłego prezydenta Komorowskiego “zmień pracę i weź kredyt” nie są oderwane od rzeczywistości. Od rzeczywistości jest oderwany ten, kto uważa, że wszyscy naokoło powinni robić rzeczy tak tanio, żeby było go na nie stać.
Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie wydać 60 zł na wejściówkę raz na dwa-trzy miesiące, pozostaje mi powiedzieć tylko, że jest mi z tego powodu przykro. Może w przyszłości konwenty będą miały tak duże dofinansowania, żeby być darmowe (część z nich już taką formę przybrała). Narzekaniem na ceny nie zmienimy rzeczywistości.