Gdy codziennie przeglądam swój feed na Facebooku, dochodzę do wniosku, że przyszło nam żyć w naprawdę fajnych czasach. Netflix robi serial na podstawie sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, co roku otrzymujemy nowe Gwiezdne Wojny, Star Trek wraca do TV, większość gier porusza w ten lub inny sposób tematy fantastyczne, a komiksy o superbohaterach dostają co chwilę kolejną ekranizację.
Nie tak dawno, bo jeszcze na oko 20 lat temu fantastyka była uważana za getto, z którego trzeba było się wyrwać. Seriali fantastycznych i filmów było jak na lekarstwo. Fani cieszyli się z każdego obrazu, nawet jeśli jego jakość pozostawiała wiele do życzenia. Nierzadko musieliśmy chwytać za rzeczy starsze, byleby tylko złapać chociaż trochę fantastyki. Naszym królestwem była literatura, niszowa i ciężko dostępna.
Dzisiaj wchodząc do Empiku czy Matrasu, półki z fantastyką uginają się od ciężaru tomów. Większość książek można dostać bez większego problemu, klasyczne serie są wznawiane, nowości są tłumaczone dość szybko, a nasi rodzimi pisarze zalewają nas różnorodnymi tytułami.
Konwenty fantastyki w ciągu ostatniej dekady zmieniły się nie do poznania. Zamiast małych spotkań na kilkadziesiąt osób, coraz częściej otrzymujemy duże festiwale, które skierowane są nie tylko do fanatyków tematu, ale także do rodzin z dziećmi. Polcon w Bielsku Białej, uznany za kameralny, odwiedziło 1500 osób. W 2007 roku ten konwent zaliczany byłby do ogromnych. Arkhamer, który współorganizuję, przyciągnął 500 uczestników dwa razy z rzędu, mimo odbywania się w małym miasteczku pośrodku niczego.
Dawniej nasze wydarzenia były przedsięwzięciami fanowskimi, tworzonymi zgodnie z zasadą od fanów dla fanów. Dzisiaj konwenty robią także firmy (mangowe MiOhi, Comic-Con w Nadarzynie) czy instytucje publiczne (Wrocławskie Dni Fantastyki i wiele innych imprez organizowanych przez Domy Kultury). Nie każdemu jest to oczywiście w smak, ale dla mnie ważna jest bogactwo opcji. Dzięki tak wielkiemu zróżnicowaniu, o wiele łatwiej wybrać imprezę, która będzie mi pasować.
Prężnie działa też biznes obozów, kierowanych do młodych geeków. Poszukiwacze Przygód, BTA Orion czy BTA Kompas to tylko przykłady firm, które organizują wyjazdy w fantastycznych klimatach dla młodzieży. Ile bym dał, żeby sam móc w dzieciństwie uczestniczyć w takich wakacjach.
Niemały wpływ na rozwój naszego hobby miał internet, serwisy społecznościowe, czy po prostu Google, które w kilka chwil wypluje nam tytuły, które mogą nas zainteresować. Kiedy sam zaczynałem przygodę z fantastyką, miałem ogromną pomoc przyjaciela, który pożyczył pierwsze książki, gdy komputer odmówił posłuszeństwa. Dzisiaj informacje do rozpoczęcia przygody są na wyciągnięcie ręki.
Można oczywiście wspominać stare dobre czasy, kiedy bycie członkiem fandomu było czymś elitarnym. Osobiście nie mam problemu, że jest nas więcej i nasze hobby rozwija się lepiej niż kiedykolwiek w historii. Oczywiście, kiedyś boom na fantastykę ustanie, być może szybciej niż nam się wydaje. Cieszmy się jednak czasami, w których żyjemy. Bo dla nas, fanów fantastyki, są wyjątkowo dobre.