Gdy kończy się konwent, przychodzi moment na podliczenie budżetu, podsumowania, ewaluacje i masę drobnych rzeczy ważnych dla danej organizacji. Niemal zawsze w podsumowaniu imprezy na facebooku znajdują się podziękowania, w których szczególne miejsce znajdują gżdacze. I boli mnie to bardzo. Nie dlatego, że nie należy się im szacunek za pracę.
Bo widzicie, wolontariuszy na konwencie jest cała masa. Od organizatorów, przez gżdaczy, po twórców programu. Ostatnio wpadliśmy w modę, aby tych “środkowych” wynosić na piedestał. Prawdą jest, że są oni bardzo ważni na imprezie. Ale dokładnie tak samo istotne są pozostałe grupy wolontariuszy – bez nich event by się po prostu nie udał. Największy problem mam z brakiem szacunku, jaki okazuje się twórcom programu.
Przygotowanie atrakcji w dzisiejszych czasach to nie jest 15 minut pracy. Prelekcji praktycznie nie da się poprowadzić z marszu (są tu oczywiście wyjątki). Gdy chcę opowiedzieć o najgorszych filmach o superbohaterach, muszę odświeżyć sobie wiedzę i ją usystematyzować, a następnie przygotować małą prezentację. Aby zrobić porządny konkurs odpowiadający dzisiejszym standardom, muszę poświęcić kilkanaście godzin na zebranie materiałów.
Zdarzają się twórcy programu, którzy chcą swoją godzinę tylko dla zniżki, robią swoje punkty byle jak i w żaden sposób nie podchodzą poważnie do swojego zadania. Rolą organizatora jest wyłapanie takich cwaniaczków, którzy myślą, że to świetny pomysł na tańszą wejściówkę. Wśród gżdaczy też zdarzają się czarne owce, to nie jest tak, że ten kontrargument jest przypisany tylko do twórców programu.
Powtarzamy w kółko, że bez gżdaczy konwent by się nie odbył, że bez nich impreza upadnie. Oczywiście, jest to prawdą, ale spróbujcie zrobić wydarzenie bez fanowskich twórców programu. Bardzo szybko okaże się, że albo nie mamy programu, albo jest on kosmicznie drogi. W obu przypadkach najpewniej będzie to ostatnia edycja naszej imprezy. Bo chociaż masa ludzi przyjeżdża na konwenty, aby spotkać się ze znajomymi, to nie jest to zwykle ich jedyny cel (a przynajmniej staram się w to wierzyć, że fajnie na konwencie razem pograć w planszówkę, czy pójść wspólnie na prelekcję/konkurs).
Piszę te słowa jako organizator Pyrkonu, pełny świadomości, że akurat ten konwent ma spory problem z odpowiednią gratyfikacją dla twórców programu. Niestety, sprawa jest mocno skomplikowana i chociaż chciałbym, aby było inaczej, nie mam na to wpływu. Co jakiś czas podnoszę tę kwestię, ale nie każdy rozumie to jak ja, a i obiegowa opinia o pisaniu prelekcji na kolanie wcale nie pomaga.
Ale nie tylko poznańska impreza zapomina o tego typu wolontariuszach. Gdyby było inaczej, nie musiałbym pisać tego felietonu. Czasami zdarza się, że otrzymamy – my, twórcy programu – masowego maila od organizatora bloku, którym nam dziękuje, ale niektórzy nawet tego nie robią. Gżdacze otrzymują bardzo często osobne publiczne podziękowania, robimy im wspólne zdjęcia. Dlaczego nie traktować twórców programu tak samo? Powoli stają się oni cichymi bohaterami konwentów, o których mało kto pamięta.
Jeśli nie będziemy odpowiednio szanować twórców programu, mogą oni za rok stwierdzić, że nie przyjadą. Stworzenie programu konwentu nie jest proste. To nie jest tak, że otwieramy zgłoszenia i wszystko się zapełnia bez najmniejszego problemu. Jako organizator programowy bardzo dużo czasu poświęcam, aby zachęcić odpowiednich ludzi do tworzenia atrakcji. Im mniejszy konwent, tym trudniej skompletować wartościowy program. Co mi pozostaje więcej?
Pozostaje mi tylko ten tekst, aby udowodnić, że wszyscy wolontariusze są ważni. Bez znaczenia czy są to organizatorzy, czy gżdacze, czy twórcy programu. Oni wszyscy wspólnie pracują, aby impreza się odbyła i zwykli uczestnicy zapamiętali ją dobrze. Cały ruch fanowski opiera się na wolontariackiej pracy i dobrej woli. A jeśli nie stać nas, by zapłacić każdemu z osobna, to czy jest lepsza forma zapłaty niż zwykłe, proste “dziękuję”?