Raz na jakiś czas prelegenci konwentowi starają się podjąć tematy z założenia trudne. Ktoś chce porozmawiać o tym, jak jego hobby pomogło mu z depresją. Inna osoba opowie o tym, jak środowisko fanowskie pomogło mu wyjść z nałogu. Wszystko wygląda ładnie, ale ilość potencjalnych ryzyk, wynikających z trudności tematyki, jest ogromna.
Jak część z was zapewne wie, jestem alkoholikiem, trzeźwym obecnie od ponad 4 lat. Absolutnie nigdy nie poleciłbym swojej drogi walki z nałogiem nikomu. Bo widzicie, na terapię uczęszczałem przez około 4 miesiące. W wyniku zawirowań w życiu nie znalazłem czasu, aby ją skończyć. Posiadając swoją silną wolę i wsparcie znajomych oraz środowiska, udaje mi się walczyć z nałogiem. Nie każdy sobie poradzi w ten sposób, są różne stadia choroby i różnie ludzie sobie radzą z jej objawami.
Gdybym robił prelekcję o tym, jak fandom pomógł mi przy wyjściu z nałogu, zacząłbym od słów “pomaga przede wszystkim terapia, środowisko to dodatek, który może, ale nie musi pomóc”. A i tak bałbym się, że coś, co powiedziałem, sprawiłoby, że ktoś zrobiłby sobie krzywdę. Bo zamiast zwrócić się ze swoim problemem do odpowiedniego specjalisty, próbowałby tego, co pomogło mi. A ja nie jestem żadnym specjalistą od alkoholizmu. W końcu złamanie nogi nie sprawia, że stajemy się specjalistami w dziedzinie ortopedii.
Moja sytuacja jest o tyle trudna, że konwenty były integralną częścią mojego zalewania się w trupa. Najprostszym sposobem na wyjście z nałogu dla mnie byłoby odcięcie się od fandomu. Zresztą, gdybym nie umiał sobie poradzić, najpewniej nie wahałbym się ani chwili, żeby odciąć się od tego środowiska. W moim wypadku to wchodzenie do jaskini lwa, w końcu okołokonwentowe spożywanie alkoholu to niemalże tradycja. Nie mówię tu o nadużywaniu go, ale dla kogoś z moją chorobą nawet jedna osoba pijąca piwo może być przyczyną uruchomienia się głodu alkoholowego.
Prelekcje tego typu są bardzo trudne. Trzeba dobrze przygotować wszystko, od tytułu, przez opis, po samo wystąpienie. Nie podjąłbym się bez odpowiedniej wiedzy specjalistycznej, a najchętniej zaprosiłbym odpowiedniego psychologa lub psychiatrę, który mógłby rzeczowo wyjaśnić wszystkie niuanse problemu.
Oczywiście, nie oznacza to, że jestem przeciwny pojawianiu się takich prelekcji na konwentach. Wydaje mi się, że środowisko fanowskie dojrzało do rozmawiania o trudnych sprawach. Musimy tylko mieć świadomość, jakie efekty może mieć takie wystąpienie. Bez odpowiedniej wiedzy i przygotowania tematu, możemy wyrządzić komuś nieświadomie krzywdę. Bo zamiast zwrócić się do profesjonalisty ze swoim problemem, taka osoba może próbować rozwiązać go, korzystając z rzeczy, które pomogły nam.
Na osobie, która decyduje się na takie wystąpienie, spoczywa ogromna odpowiedzialność. Prelekcja na konwencie to nie jest wystąpienie dla kilku znajomych, bo ten etap mamy już za sobą. Na imprezach fanowskich w wielu przypadkach na wystąpienia przychodzą ludzie, których nie znamy, nie wiemy, co im dolega i jak mogą odebrać nasze słowa. Nie wiemy, czy na sali znajdzie się osoba z ciężkim nałogiem, czy też ktoś, kto ma depresję. Nie znamy wrażliwości tych osób i to, że nam pewne rzeczy nie przeszkadzają, nie oznacza, że nie sprawimy przykrości lub co gorsza, wskażemy złą drogę dla kogoś z poważnym problemem.
Bo osoba mająca problem tego typu, nie ważne jak byłaby inteligentna, może podświadomie bronić się przed profesjonalną pomocą lekarza. Psycholodzy i psychiatrzy najzwyczajniej w świecie nie mają zbyt dobrej opinii. Zwłaszcza ci drudzy uważani są za “lekarzy od czubków”. Ktoś nie będący w pełni świadomy swojego problemu może po takim wystąpieniu odkładać wizytę u lekarza, licząc, że pomoże mu coś alternatywnego. A prawda jest taka, że wizyty u specjalisty nie należy się bać. Wbrew mitom, osoby te mogą nam bardzo pomóc.
Fandom jest niesamowitym środowiskiem, w którym znajdują się przedstawiciele różnych profesji. Jestem pewny, że znajdą się psycholodzy i psychiatrzy, którzy będą w stanie poruszyć poważny temat w odpowiedni sposób i będą wiedzieli, jak zareagować na pytanie z publiczności od osoby, która boryka się ze sporym problemem. Nie wiem jak wy, ale ja chętnie posłuchałbym profesjonalisty, mówiącego o tym, jaki wpływ może mieć nasze hobby na nasze zdrowie psychiczne.
Mam nadzieję, że za każdym razem, gdy ktoś pomyśli o poprowadzeniu prelekcji na trudny temat, pomyśli dwa razy, czy ma odpowiednie kompetencje. Nie jest moją intencją gaszenie zapału kogokolwiek, jedynie zwrócenie uwagi na delikatność sytuacji. Lepiej nie zrobić takiego wystąpienia, niż żyć ze świadomością, że wyrządza się krzywdę osobie nieświadomej swojego problemu.