Gdybym miał wybrać jedną rzecz, która najbardziej mnie irytuje w prowadzeniu serwisu o konwentach, byłoby nią pisanie relacji z imprez. Nie dlatego, że to trudne, ale przez to, że po dłuższym czasie staje się to po prostu nudne.
Pierwszy tekst tego typu popełniłem siedem lat temu dla serwisu Bestiariusz. Od tamtego momentu z różną częstotliwością opisuję konwenty dla ludzi, którzy chcieli by wiedzieć, jak według mnie przebiegała impreza. Po tylu latach można się trochę wypalić. Rocznie odwiedzam kilkanaście konwentów. Na szczęście nie na każdy jadę jako osoba, która taką relację sporządza.
Oczywiście, mógłbym trzaskać sprawozdania masowo, ale w pewnym momencie przychodzi chwila zastanowienia. Przy każdym kolejnym zdaniu łapię się na powtarzaniu tych samych formułek. Mógłbym na to nie zwracać uwagi, jednak doszedłbym przez to do najgorszej możliwej sytuacji. Reportaż byłby suchy i nijaki, napisany tak, jakby mnie na samej imprezie nie było.
Wiecie, stworzenie tekstu o konwencie mającego pewną strukturę i formę nie jest trudne. Nauczyć może się tego każdy, kto ma odrobinę dobrych chęci. Cały problem w tym, żeby tekst miał jakąś wartość. Mając pewne doświadczenie, można sporządzić tekst, korzystając tylko z materiałów, które dostarczyli organizatorzy. Ja zaś staram się robić wszystko, by materiał był jak najbardziej świeży.
Kiedy korektor odpisuje mi, że napisałem kolejną “modelową relację” z imprezy, nie jestem pewny, czy ma na myśli: “dobry tekst”, czy może “kolejne nudne wypociny”. W końcu przeczytał już tyle moich relacji. Jego zresztą też mogło dopaść zniechęcenie.
W większości przypadków nasze fandomowe imprezy są mocno do siebie podobne. Mają program podzielony na te same bloki, sztandarowe atrakcje typu cosplay czy pokazy fireshow. Odwiedzając rocznie naście tego typu eventów, trudno wyłapać to, co sprawia, że dana impreza była wyjątkowa.
Można oczywiście rzucać gromami za każdą możliwą wpadkę. Ja staram się ograniczyć wytykanie błędów do rzeczy, które faktycznie mogły wpłynąć na odbiór konwentu przez uczestnika.
Nie oszukujmy się, ile osób obchodzi, jak potraktowano media na imprezie? W końcu to mała garstka ludzi, którzy zajmują się tym co ja. Przeciętny czytelnik chce wiedzieć czy dotknęłyby go kolejki, a nie o sposobie wpuszczania przedstawicieli prasy czy warunkach hotelowych dla gości honorowych.
Kiedyś, gdy internet był młody, pisanie relacji w serwisach fandomowych było przede wszystkim feedbackiem dla organizatorów. Dziś dostęp do sieci mamy wszyscy i o wiele więcej osób jest odbiorcami tego typu tekstów.
Gdy sam czytam relację z konwentu, którą przygotowuje ktoś z redakcji, staram się dzięki niej zrozumieć, czy naprawdę warto było jechać na tę imprezę. Nie obchodzą mnie oceny w skali szkolnej (które, jak pewnie zauważyliście, już dawno znikły z naszej strony), tylko to, co sprawiło, że konwent był naprawdę dobry (lub zły).
Oczywiście, każdy zwróci uwagę na inne rzeczy. Im większa impreza, tym bardziej niewdzięczne pisanie tekstu o nim. W końcu wypadało by ująć jak najwięcej, a przy takim Pyrkonie czy nawet Polconie jest to fizycznie niemożliwe.
Z mojego znudzenia pisaniem reportaży z konwentów powstał ten cykl felietonów. To odskocznia od powtarzania tych samych słów o tych samych imprezach.
W ostateczności, zapewne nie zrezygnuję całkowicie z relacjonowania konwentów. Chociaż coraz częściej oddaję pole do popisu innym redaktorom, niektóre imprezy sprawiają, że chcę się podzielić, jak fajnie na niej było. Kwestią otwartą pozostaje, jaką formę przyjmą kolejne moje teksty tego rodzaju.