W poniedziałek zakończył się XXXI Polcon, który tym razem odbywał się we Wrocławiu, jednak ten tekst nie będzie o nim. Nie zwykłem inaczej niż w żartach pisać o imprezach, na których nie byłem, a tak wyszło, że w tym roku nie było mi po drodze.
Chciałem natomiast poruszyć kwestię przyszłości Polconów, które z roku na rok tracą na swojej wadze w naszym małym światku. Gdy zaczynałem jeździć na konwenty, nasza najstarsza impreza była najbardziej prestiżową i to na nią każdy chciał jechać.
Czasy się jednak mocno zmieniły. Pyrkon i Falkon dawno prześcignęły Polcon, a tuż za rogiem jest Copernicon czy Wrocławskie Dni Fantastyki. Z prestiżu pozostała głównie nagroda Zajdla, a chętnych do organizacji jest coraz mniej. Jeszcze kilka lat temu normą było wybieranie między paroma kandydatami, a teraz godzimy się po cichu na każdego szaleńca, który chce spróbować.
Nie dziwię się takiej sytuacji. Zrobienie konwentu na odpowiednim poziomie to bardzo duży wysiłek. Mało kto chce poświęcać swoje siły na markę, do której nie ma prawa. W efekcie z roku na rok coraz trudniej o organizatora, który ma odpowiednią strukturę, żeby samemu stworzyć to wydarzenie.
Nie raz zdarzało się zresztą, że lokalna społeczność zwyczajnie nie była samodzielnie doprowadzić imprezy do finału. Niech przykładem będzie Polcon w Łodzi w 2009 roku, w Bielsku w 2014 czy ten miniony, we Wrocławiu, gdzie bardzo duża część organizatorów była spoza miasta organizującego.
Obecnie w kraju są w zasadzie tylko trzy kluby, które mogłyby się rzucić na to przedsięwzięcie samodzielnie (Druga Era, Cytadela Syriusza i Thorn). Dwa ostatnie mają na głowie organizację dwóch nadchodzących Polconów, a pierwszy niekoniecznie pali się do robienia innej imprezy niż Pyrkon (który mocno drenuje zasoby klubu).
Ciśnienie na duże konwenty w naszym kraju jest niemałe. Wszyscy chcą, żeby Polcon był jak największy. Nie jestem tylko pewny, czy w obecnych czasach jest to zasadne. Na horyzoncie mamy kolejne imprezy, które mogą namieszać w naszym małym światku, być może wkrótce na mapie konwentowej na stałe zagoszczą komercyjne wydarzenia skierowane do fanów fantastyki.
Urok organizacji Polconu co roku przez inną ekipę jest coraz mniej urokiem, a coraz bardziej przekleństwem. Brakuje spójnego budowania marki, zaś za pomyłki organizatorów sprzed lat płacą kolejni. Słaby PRowo zespół może mieć negatywny wpływ na pracę ludzi, którzy przyjdą po nich.
Wiem, że jestem marzycielem, ale dobre dla Polconu byłoby, aby istniała wspólna wizja, w którą stronę ta impreza ma podążać. Obecnie nie ma tak naprawdę żadnej możliwości, żeby zaprotestować przeciwko pewnym posunięciom organizatorów. Możemy co najwyżej zagłosować portfelem, ale chyba nie o to chodzi we wspólnym dobru.
Może być tak, że z czasem chętnych do organizacji Polconu zabraknie. Jeśli chcemy, aby ta impreza przeżyła, musimy podjąć wcześniej kroki zaradcze. A może w trakcie przekształceń dojdziemy do modelu, w którym ZSFP będzie sam organizował tę imprezę, poszukując co roku kilku osób, które przygotowałyby na miejscu grunt pod imprezę? Polcon w Poznaniu udowodnił wielu niedowiarkom, że większość imprezy da się zrobić zdalnie. Dla mnie sprawa jest jasna – pora na zmiany.