Po dyskusjach z wieloma organizatorami konwentów odnoszę wrażenie, że mamy pewien kompleks promowania fantastyki każdym możliwym sposobem. Nieważne, jak małe wydarzenie robimy, musimy je skierować do jak najszerszego grona odbiorców.Takie myślenie oczywiście jest zasadne, ale nie zawsze słuszne.
Promowanie fantastyki (lub innych aspektów naszego hobby) nie jest zadaniem łatwym. Trzeba poświęcić wiele energii, a efekty będą najpewniej mało zadowalające. W końcu ilu z was trafiło na konwenty, nie wiedząc czym w ogóle jest fantastyka? Ściągnięcie kompletnie zielonej osoby jest bardzo trudne.
Robiąc konwent, trzeba mierzyć siły na zamiary. Mając bardzo ograniczony czas i środki, nie zrobi się wszystkiego. Chociaż nasze głowy pękają od pomysłów, ich realizacja jest często poza naszym zasięgiem. Należy o tym pamiętać, inaczej te wszystkie świetne innowacje mogą zostać zmarnowane.
Same konwenty mają ciekawą rolę w promocji naszego hobby. Z jednej strony w jakiś sposób zawsze będziemy tę fantastykę szerzyć i pokazywać ją ludziom. Z drugiej natomiast według mnie głównym celem zlotów jest integracja środowiska fanowskiego.
Dzisiejsze konwenty są w większości imprezami otwartymi. Wiele atrakcji może dać radość zarówno starym wyjadaczom, jak i totalnie zielonym w danym temacie. Trzeba jednak pamiętać, że to co może zrobić impreza na kilka tysięcy osób, nie zawsze jest równie sensowne w mniejszej skali.
Organizatorzy często próbują zrobić więcej niż są w stanie, aby szerzyć “dobre słowo”. Efekty takich działań są odwrotne do zamierzonych. Jeśli coś wyjdzie źle, ludzie nie zapamiętają tego dobrze, w ich głowach może utrwalić się negatywny stereotyp. Tego akurat nikt z nas by nie chciał, prawda?
Żeby aktywnie promować, trzeba zastanowić się, co w zasadzie oznacza “promowanie fantastyki”. Wydaje mi się, że istnieje dziś naprawdę niewiele osób, które nie miały z nią styczności. Samo określenie też obiło się im gdzieś o uszy. Problemem jest to, że ludzie rzadko łączą np. filmy Marvela czy ukochane gry z fantastyką.
Skoro już wiemy, gdzie istnieje problem, musimy zastanowić się, jak dotrzeć do takiej osoby. Jeśli ściągniemy uczestników atrakcjami typu fireshow czy koncert, musimy przemyśleć co dalej. Co zrobić, by dana osoba faktycznie polubiła fantastykę? Czy istnieje jakiś sposób, aby magicznie przekazać informację “obcujesz właśnie z fantastyką”? Nie da się tego zrobić w pełni. Zawsze znajdą się osoby, które przyjdą, zobaczą co je interesuje i wyjdą.
Powstaje więc pytanie, czy w ogóle warto przeznaczać siły do takich działań? W czasach, w których większość konwentów ma ogromne braki kadrowe w organizacji, nie jest to najlepsze rozwiązanie. Trzeba skupić się na tym, co możemy zrobić dobrze. Czy chcemy dotrzeć do osób zielonych, czy może jednak zapewnić dobrą zabawę smokom fandomu?
Na konwentowej mapie jest ogromna liczba imprez. W większości wypadków mam jednak wrażenie, że organizatorzy nie do końca wiedzą, co chcą swoim wydarzeniem zrealizować. Stoją w rozkroku między promowaniem a integracją środowiska.
Niestety, jak mawia stara reklama, jeśli coś jest do wszystkiego, jest do niczego. Mała impreza powinna zawsze wybrać, na czym chce się skupić. Wyjdzie jej to zdecydowanie na dobre.