Wiecie, dlaczego trafiłem na konwenty? Wszystko przez narzędzie szatana, jakim są gry fabularne, czyli tak zwane RPG. Wiecie, to taka zabawa, w której grupa nerdów wspólnie opowiada historię, odgrywając różne postacie.
Gdy zaczynałem zabawę z fandomem, szukałem przede wszystkim ludzi ze swoich okolic, z którymi po konwencie mógłbym zagrać. Koniec końców, niewiele z tego wyszło (głównie przez to, że oddalona o 300 km od domu impreza nie jest dobrym miejscem do szukania znajomych ze swojego miasta), ale rolepleje zostały najważniejszą częścią mojej fascynacji fantastyką.
Dlatego ze smutkiem oglądam, jak maleje zainteresowanie grami fabularnymi na konwentach. Szczyt zainteresowania RPG w Polsce przypadł na końcówkę lat 90 i początek nowego milenium. Rynek pękał w szwach od wydanych systemów, wychodziły czasopisma dostępne w kioskach, a na konwentach grano niezliczoną liczbę sesji.
Z czasem moda się skończyła, kolejne wydawnictwa rezygnowały z wydawania nowych podręczników i ludzie zamknęli się w swoich domach. Z roku na rok malało zainteresowanie blokami RPG na konwentach.
Dzisiaj sytuacja jest wyjątkowo zła. Po małej odwilży i wysypie konwentów skierowanych do rpgraczy, na placu boju pozostała w zasadzie tylko zjAva i Lajconik. Inne inicjatywy tego typu co jakiś czas próbują wrócić, ale raczej z mizernym skutkiem.
Pyrkon z roku na rok poświęca coraz mniej miejsca dla fanów gier fabularnych. Na wielu innych konwentach nikt nawet nie wspomina o tym hobby. A najgorsze jest to, że prawie w ogóle nie gra się w RPG.
W Polsce wyrósł mit, że RPG to intymne hobby. Prawdziwa sesja musi odbywać się w klimatycznej miejscówce, należy zapalić świeczki i zgasić normalne światło. A co najważniejsze, sesja nie może odbyć się z obcymi osobami, lepiej zagrać przez internet ze znajomymi. Patrząc na to wszystko, obawiam się, że to są główne powody zanikania RPG na konwentach.
Widzieliście kiedyś salę do sesji na choćby GenConie? To wielkie pomieszczenie, w którym ustawiono dziesiątki stołów, przy których ludzie grają. Bez intymności, bez problemu, że obok odbywa się kilkanaście innych sesji. W Polsce ludzie mieliby spory problem z graniem w takich warunkach.
Oczywiście rozumiem, że nie każdemu by pasowało tak grać. Trzeba wziąć poprawkę na ludzi obok, zachować się trochę ciszej, zrezygnować z paru narzędzi narracyjnych (takich jak trzaskanie w stół w celu podkreślenia głośności). Ale czy to naprawdę takie trudne?
Osobna sprawa to sesje pokazowe, których w naszym pięknym kraju w zasadzie nie ma. Mówiąc pokazowe, mam na myśli takie, które są otwarte dla oglądających. Możliwość zobaczenia w akcji dobrego mistrza gry zdarza się w zasadzie raz do roku. W trakcie Pucharu Mistrza Mistrzów sesje finałowe może oglądać każdy. Niestety, bardzo często PMM odbywa się na uboczu. Dzięki temu nie trafia tam nikt poza tymi, którzy faktycznie są tematem zainteresowani.
Jutrzenką nadziei był paradoksalnie zeszłoroczny Pyrkon. Na stoisku Q-Workshop zorganizowano uniwersytet fabularny, gdzie w ciągu trzech dni zorganizowano kilkadziesiąt godzinnych sesji RPG. Niestety, na obecną chwilę brak informacji, czy eksperyment zostanie powtórzony.
Co przyniesie nam przyszłość, nie wiadomo. Daleki jestem od stwierdzenia, że RPG umarło. Ludzie po prostu pochowali się w mieszkaniach, wstydząc się swojego hobby. Zamknęli się w systemach, które znają i więcej im do szczęścia nie potrzeba.
Granie na konwencie dla wielu jest po prostu marnowaniem czasu. Z drugiej strony, dla dużej liczby osób sesja RPG na konwencie to jedyna możliwość zagrania twarzą w twarz. Obecna tendencja nie napawa optymizmem, ale do całkowitego zejścia do podziemia jeszcze nam daleko. Chociaż może część osób celowo chce zejść do podziemia, żeby ich sesje był bardziej klimatyczne?
Jak to lubi mawiać mój dobry znajomy, “RPG umiera nieprzerwanie od ponad 20 lat”. Chciałbym bardzo, aby na konwentach nie zapomniano o tej wspaniałej części fantastyki. Żeby to się stało, najpierw trzeba wyjść z podziemia i przestać się ukrywać. Jest nas przynajmniej kilka tysięcy. Pytanie tylko gdzie?