Jak pewnie część z was wie, jestem etatowym organizatorem konwentów. Dałem światu niesławny Porytkon (impreza, która zaczęła w Raciborzu, potem przeniosła się do mojego rodzinnego Sosnowca). Robiłem imprezy małe, robiłem imprezy duże. Co najważniejsze, od ponad roku organizuję Pyrkon – największy festiwal fantastyki w kraju. Przygoda póki co trwa i nie mogę narzekać na nudę. Robienie tej imprezy jest naprawdę wyjątkowe.
Do organizacji trafiłem trochę przez przypadek. Zgłaszałem się bez przekonania, że ktokolwiek w organizacji Pyrkonu weźmie na poważnie Diabła, który przez większość swojej bytności w fandomie zasłynął piciem na umór. Po drugie, spodziewałem się, że nikt nie zaakceptuje tego, iż dalej będę pisał felietony i pracował dla IK. Jednak czasy się zmieniają, zmieniłem się ja, zmieniły się też zasady panujące w organizacji Pyrkonu (dzięki czemu nie mam najmniejszych problemów z pisaniem kolejnych felietonów). Koniec końców, zostałem organizatorem Strefy Fabularnej (zwanej też pawilonem 14).
Co tak naprawdę sprawia, że robienie poznańskiego festiwalu miłośników pyr jest tak niezwykłe? W końcu konwent jak konwent, tylko większy. W mojej opinii w zasadzie wszystko. Trudno mi wybrać, od czego powinienem zacząć opisywanie różnic w robieniu małego konwentu i Pyrkonu. Ktoś pewnie zapyta – a co z imprezami średnimi? Cóż, w porównaniu z Pyrą każda inna impreza fantastyczna jest po prostu mała. Celowo pomijam tu Warsaw Comic Con, który nawet nie ukrywa, że nie jest konwentem fantastyki (chociaż próbuje fantastów do siebie wciągnąć).
Zacznę więc chronologicznie. Pierwsze, co mnie uderzyło, przechodząc na drugą stronę Pyrkonu, to naprawdę dobrze ogarnięta struktura organizacyjna. Jasne, każdy z nas ją kiedyś widział, przez wiele lat na stronie znajdowała się lista organizatorów. Ale widzieliśmy tam tylko funkcje i nazwiska, co mówi tyle, że wiemy, kto się mniej więcej czym zajmował. Dopiero po drugiej stronie widać, kto za co naprawdę odpowiada. Ta struktura sprawia, że komunikacja wewnątrz Pyrkonu jest sprawna, co ułatwia wiele rzeczy. Jasne, zawsze jest pole do poprawy, ale w porównaniu z innymi imprezami które robiłem, Poznań ogarnia bardzo.
Współpraca z innymi organizatorami nie ogranicza się do wysyłania maili i wykonywania telefonów. Parę razy w trakcie trwania projektu mamy spotkania robocze, na których obgadujemy i dopinamy ogromną ilość szczegółów, szkolimy się z aplikacji wykorzystywanych przez organizację i dzielimy się ze sobą wiedzą. I co najważniejsze, przejazdy na te spotkania są wliczone w koszty imprezy. W ogłoszeniu dumnie mówi się o nich jako o integracji, ale w rzeczywistości to nie jest wypoczynkowy weekend na słynnych jachtach organizatorów, a po prostu kolejne godziny ciężkiej pracy. O ile większość rzeczy da się zorganizować zdalnie, w pewnym momencie dobrze jest siąść razem i sprawdzić co jeszcze jest do zrobienia.
Następną sprawą jest budżet imprezy. Nie, nie siedzę w całym i nie, nie powiem wam jakimi kwotami ja zarządzam przy Pyrkonie. Natomiast mogę powiedzieć tyle, że za pieniądze przeznaczone na Strefę Fabularną zrobiłbym dwa małe konwenty i najpewniej jeszcze by mi zostało. Co najbardziej zabawne, mimo ogromnego budżetu, nadal nie stać nas na zrealizowanie wszystkich pomysłów. Nadal muszę wybierać, na co powinny iść środki i co jest priorytetem programowym.
Co najważniejsze, Pyrkon nie knebluje nam ust. Istniała swego czasu polityka wewnętrzna, zakazująca organizatorom wypowiadania się publicznie, ale została zniesiona. Obecnie oczekuje się od nas wyważonych opinii, zwracania uwagi i pomagania uczestnikom, kiedy tylko możemy. A że mamy łeb na karku (inaczej nikt przy zdrowych zmysłach nie powierzyłby nam takiej odpowiedzialności, prawda?), nie stanowi to najmniejszego problemu.
Robienie Pyrkonu nie kończy się na samym Pyrkonie. Przez dwa miesiące po zakończeniu konwentu przychodzi czas na podsumowania i ewaluacje. Chociaż nie wszystko udaje się nam przeanalizować, wyciągamy wnioski i staramy się zmienić rzeczy, które nie działają. Jednak ocena, czy nam się to udaje, czy nie, należy już do uczestników Pyrkonu.
Nie zawsze jest tak różowo. Robienie tego konwentu to dupogodziny spędzone na ustaleniach, które nie zawsze są owocne. Chociaż komunikacja wewnętrzna Pyrkonu jest jedną z lepszych z jakimi się spotkałem przy robieniu imprez fanowskich, daleko jej do ideału. Czasami trzeba codziennie komuś przypominać, że potrzebujesz od niego rzeczy. Wolontariat sprawia, że nie zawsze mamy czas aby wszystko dopiąć tak, jak chcemy. Na szczęście jest nas na tyle dużo, że gdyby jedna osoba się potknęła, jest obok niej cała masa ludzi, która dociągnie temat do końca.
Kiedyś znajomy powiedział, że nie robi Pyrkonu, bo szanuje siebie. Ja robię już drugą edycję i ciągle mi się podoba. Jasne, jestem trochę zafiksowany na punkcie robienia rzeczy fandomowych, więc jest mi łatwiej. Ale wiem, że nieważne, co się stanie w moim życiu, będę chciał dalej robić Pyrkon. W żaden sposób nie uważam, że robienie Pajrkonu oznacza brak szacunku do siebie. Oczywiście, jestem też frajerem, ale o tym pisałem już dawno temu. Jeśli lubisz robić konwenty, pokochasz robienie Pyrkonu.