O tegorocznym Polconie mówiło się od dawna. Dyskutowano o nim na praktycznie wszystkich forach o tematyce około fantastycznej. W telewizji pojawił się profesjonalny spot reklamowy przygotowany przez Staszka Mąderka. Organizatorzy dodatkowo podgrzewali atmosferę zapowiadając wspaniałą imprezę, która miała stworzyć nową jakość wśród polskich konwentów. Nie brakowało również kilku kontrowersji, ale wszystkie te czynniki złożyły się na jedną rzecz – o imprezie było głośno, a napięcie rosło z każdym dniem przybliżającym początek imprezy.
Konwent odbył się w Hotelu Gromada przy ul. 17 Stycznia 32 w Warszawie. Dojazd do tego miejsca – oddalonego spory kawał od centrum miasta – był jednak dość dobry. Aby tam dotrzeć można było skorzystać z warszawskiej komunikacji miejskiej lub konwentowych ogórków – zabytkowych autobusów które wynajęto dla potrzeb imprezy.
Sam budynek hotelu robił na każdym konwentowiczu spore wrażenie. Po wejściu przez rozsuwane elektronicznie drzwi oczom ukazywał się hol główny budynku – wypolerowane podłogi, błysk lamp, nowoczesne kształty i windy. Na potrzeby konwentu zarezerwowano trzy poziomy centrum konferencyjnego, dwa poziomy szkoły hotelarstwa oraz teren na świeżym powietrzu.
Lecz nim nadszedł czas na dokładne zapoznanie się z całym budynkiem trzeba było przejść rutynowy proces akredytacyjny. Niestety już tutaj można było zauważyć pierwsze niedociągnięcia. Mimo sporej kolejki, ludzi przyjmowano osobno na jednym stanowisku. Zresztą trudno byłoby znaleźć kogoś kompetentnego na drugie stanowisko – ponieważ wyraźnie było widać, że tylko jedna osoba wie co jest grane i jak trzeba cały proces przeprowadzić. Pozostałe osoby były od podawania siatek czy też wypisywania kart noclegowych…
Nie wiem czy sytuacja w późniejszym czasie się poprawiła, ale przerażał widok długiej kolejki ludzi oczekujących na akredytację dnia drugiego. Z tego co wiem trzeba było wówczas czekać na swoją kolej nawet 70 minut. Dla tych którzy wytrzymali czekał identyfikator, program i informator.
Każdy uczestnik dostawał również smycz konwentową na końcu której znajdowała się plastikowa oprawka w której umieszczony był kolorowy identyfikator oraz specjalną siatkę konwentową (ekologiczną) z niespodziankami. Książeczka programu konwentowego wykonana została w małym poręcznym formacie i naprawdę dobrze się sprawdzała. Znaleźć w niej można było mapkę sytuacyjną, opisy atrakcji oraz szczegółowe rozplanowanie programu. Szkoda tylko, że po tabelce z programem można było znaleźć opis punktu, ale w drugą stronę już to nie działało.
Pierwszego dnia, wieczorem, pojawił się również informator Polconu. Początkowo brakowało go z powodu opóźnienia drukarni (jak poinformowali Organizatorzy). Wydany był w większym formacie niż program i zawierał takie rzeczy jak regulamin, reklamy, fragmenty powieści, reklamy, sylwetki gości, reklamy, kilka informacji i jeszcze trochę reklam.
W szkole hotelarstwa – która była de facto w tym samym budynku co centrum konferencyjne znajdowały się sale zbiorowe. Za każdą tam spędzoną noc trzeba było zapłacić dodatkowo 5 złotych. Organizatorzy obiecali łóżka polowe i faktycznie były. Sześć sztuk – bo tyle ich naliczyłem – cieszyły się zainteresowaniem podobnym jak eksponaty w muzeum. Na szczęście w zastępstwie każdy noclegowicz otrzymał materac wojskowy, który prawdę mówiąc był chyba wygodniejszy.
Aby mieć jednak dostęp do tej części budynku trzeba było posiadać wspomniane wcześniej karty noclegowe – przynajmniej w teorii. W praktyce okazało się to zupełnie niepotrzebne ponieważ nikt tego nie sprawdzał, a co za tym idzie z sali mógł skorzystać każdy – niekoniecznie konwentowicz.
Zaplecze sanitarne w całym hotelu nie budziło nikogo zastrzeżeń. Toalety znajdowały się na każdym piętrze i były w bardzo dobrym stanie. Nie brakowało papieru toaletowego, a ubikacje były co jakiś czas czyszczone. Jedynym dość sporym minusem były prysznice. Ich stan techniczny oczywiście nie budził zastrzeżeń, jednak ich ilość – 2 – na cały konwent wydawał się żartem. Warto jednak wspomnieć, że organizatorzy ze swoją akcją 'Poznajmy się na Polconie’ poszli tak daleko, że prysznice były oczywiście koedukacyjne.
W centrum konferencyjnym zlokalizowana była cała programowa cześć konwentu. Na najniższym poziomie (-1) znajdowało się najwięcej atrakcji. Duża sala filmowa na około 300 miejsc prezentowała się bardzo dobrze. Odbywały się tutaj nie tylko pokazy filmów, ale również spotkania z twórcami gry komputerowej „Wiedźmin” czy Jeżem Jerzym. Znajdująca się tuż obok sala komputerowa z około 30 stanowiskami działała na pełnych obrotach. Można tam było zarówno zagrać w nowe tytuły na naszym rynku jak i wziąć udział w turniejach znanych gier.
Tuż za nią znajdowały się sale prelekcyjne bloków: RPG, nauka, komiks/manga, StarWars/SF i konkursów. Każda wyposażona w około setkę siedzeń, rzutnik komputerowy oraz zestaw głośników wraz z podłączonym radiowo mikrofonem. Szkoda tylko, że urządzenia te były podłączane na ostatnią chwilę podczas odbywających się już pierwszych prelekcji. Nieco przeszkadzała również akustyka sal, która sprawiała, że osoby rozmawiające w progu drzwi było lepiej słychać niż prelegenta – pomagało ich zamknięcie; oraz co głośniejsze dźwięki z sal obok – co w przypadku sąsiedztwa z salą komputerową czasem było wnerwiające.
Trochę wyżej (poziom 0) znajdowała się wspomniana już akredytacja, GamesRoom, sala bitewniaków oraz pomieszczenie LARPowe. Te ostatnie było dość spore i pozwalało na rozegranie rozgrywki tylko w jego obszarze, ale w razie potrzeby można było skorzystać dodatkowo z otwartego terenu do którego prowadziły schody rozpoczynające się w tej sali. Jeszcze większą przestrzeń przeznaczono na gry bitewne – można było więc podziwiać liczne figurki i rozgrywki które toczyły się przez większą część imprezy. Sala przeznaczono na GamesRoom również do małych nie należała. Wyposażono ją w bardzo wygodne w przypadku gier planszowych okrągłe stoły. Tytułów było sporo i na pewno każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W razie potrzeby pomocy udzielała obsługa.
Na najwyższym poziomie udostępnionym dla konwentowiczów (+1), mimo że znajdowały się tylko trzy sale, działo się dużo. W jednej z nich odbywały się targi popkultury, które robiły na prawdę fajne wrażenie. Aż szkoda, że tak mało firm (~15) zdecydowało się wziąć w nich udział. Mimo to wybór był dość spory zaczynając od koszulek idąc przez książki kończąc na grach komputerowych. Obok znajdowało się pomieszczenie dla dzieci, w którym można było pozostawić swoje pociechy.
Onyx, czyli główna sala konwentu z około 800 siedzeniami, dwoma projektorami, systemem nagłaśniającym i sceną prezentowała się imponująco – zwłaszcza podczas oficjalnego zakończenia imprezy. Tutaj głównie odbywały się spotkania z pisarzami i gośćmi konwentu. Dodatkowo na tym piętrze znajdował się taras wraz z zapleczem gastronomicznym (o czym później) oraz skrzydło zamknięte na potrzeby rozgrywek Pucharu Mistrza Mistrzów.
Sam program prezentował się więc imponująco. Ponad 500 godzin atrakcji mówi chyba samo za siebie – na konwencie ciężko było się nudzić. Uczestnicy imprezy mieli do dziesięciu różnych atrakcji do wyboru co godzinę! A mieli w czym wybierać, ponieważ program ułożony był blokami tematycznymi. Sama ich jakość była jednak różna – zaczynając od żenująco słabych kończąc na perfekcyjnych. Ogólnie jednak wydaje mi się że poziom prelekcji był ponad średnią.
Brawa należą się również osobom odpowiedzialnym za kontakt ze sponsorami. Pula nagród na konwencie sięgnęła bowiem zawrotnej sumy 70 tysięcy złotych. Ciekawie również rozwiązano problem ich podziału. Utworzono specjalną konwentową walutę którą można było później zamienić w sklepiku konwentowym na konkretne nagrody rzeczowe – które co ważne wybierało się samemu. Każdy mógł więc zdobyć to na co miał ochotę. Choć fakt faktem, na początku imprezy wybór był znacznie większy niż pod jej koniec. Pomysł należy jednak zaliczyć do udanych.
Kolejną rzeczą jaką obiecali organizatorzy miał być barek na każdym piętrze z przystępnymi cenami. Niestety jak się okazało był to kolejny niewypał. Jedyny tego typu punkt znajdował się przy wspomnianym już przeze mnie tarasie. Swoją drogą nie była by to taka katastrofa gdyby trzeba było się tam przejść od czasu do czasu, jednak ceny jakie tam panowały wydawały się kolejnym żartem – niestety taka była rzeczywistość. Aby zjeść tam obiad trzeba było wydać około pięćdziesięciu złotych. Jak łatwo się domyśleć – mało kto mógł sobie na takie coś pozwolić…
W regulaminie znajdował się jednak zapis który zabraniał spożywania jedzenia z zewnątrz na ternie konwentu. Trudno się jednak było dziwić uczestnikom którzy zaczęli masowo zamawiać pizzę. Na szczęście nie spotkałem się z sytuacją gdy takie osoby zostały by poproszone o opuszczenie terenu imprezy – wszak trzeba by było wówczas wyrzucić z tysiąc osób.
A skoro już o liczbach mowa – tegoroczny Polcon odwiedziło 2177 uczestników! Aż 1418 z nich zdecydowało się na zakup wejściówki czterodniowej. Dane te stawiają Polcon na czele tabeli polskich konwentów pod względem ilości osób.
Niestety przy tak dużym konwencie nie zawsze można było wszystkiego dopilnować. Co tu dużo mówić – alkohol na konwencie było widać na każdym kroku, zwłaszcza wieczorami. Zresztą sam zapis mówiący o tym, że można go spożywać w wyznaczonych miejscach wydawał się nieco śmieszny. Nie trzeba było długo czekać, aż ktoś z puszką przeniósł się z tarasu do sypialni, czy z sypialni nawet na salę prelekcyjną! Faktycznie ochrona gdy tylko zauważała podobne sytuacja natychmiast reagowała, jednak nie mogła zbyt wiele wskórać przy takiej ilości uczestników.
Jeśli już jesteśmy przy ochronie. Osoby należące do jej grona byli podobnie jak organizatorzy i gżdacze oznaczeni koszulkami. Było ich dobrze widać, a widok niektórych budził respekt. Dodatkowo komunikowali się oni ze sobą za pomocą krótkofalówek i chyba urządzenia te dobrze się spisywały.
Kolejną rzeczą na którą warto zwrócić uwagę jest „cicha noc”. Całe centrum konferencyjne było o godzinie 23:00 po prostu głuche. Próżno było szukać jakichkolwiek atrakcji – nawet GamesRoom był nieczynny. Jedyną alternatywą było spędzenie nocy w jednym z warszawskich klubów zaprzyjaźnionym z konwentem. Szkoda, naprawdę szkoda.
Impreza miała być organizowana z rozmachem, na dużą ilość osób i tak faktycznie było – trudno jednak było się pozbyć wrażena iż straciła na tym przyjazność dla uczestnika. Po licznych już opisanych przeze mnie wpadkach rankiem ostatniego dnia imprezy poranna wiadomość rozzłościła już chyba wszystkich. Około godziny 9:30 po sypialniach przeszedł się jeden z organizatorów imprezy informując wszystkich, że o godzinie 10:00 kończy się doba hotelowa i do tej pory wszyscy muszą zniknąć z sal…
Duża część osób jeszcze spała, niektórzy nie byli obecni w salach ponieważ zdecydowali się na poranne zakupy lub przechadzali się po terenie konwentu – jednak wszyscy mieli 30 minut na spakowanie się. Ludzie nie szczędzili słów oburzenia, budzeni lub wzywani telefonicznie przez znajomych. Większości jednak udało się i przed wskazaną godziną opuścili sale. Do końca imprezy pozostało jednak jeszcze kilka godzin i pojawił się kolejny problem – co zrobić z torbami?
Ogólny chaos, tłumy ludzi z plecakami i torbami oraz sami nie wiedzący co z tym zrobić organizatorzy – tak wyglądał ostatni dzień imprezy. W szatni szybko zabrakło miejsca, a zanim znalazło się miejsce zastępcze cześć osób już zdecydowała się opuścić teren konwentu. Myślę, że nie tylko ja nie wyobrażałem sobie takiego zakończenia imprezy, ale cóż poradzić?
Plusy.
+ budynek (naprawdę imponujący)
+ poręczna książeczka programu
+ bogaty program
+ dobry sponsoring imprezy
+ duża liczba uczestników
+ konwentowe ogórki (autobusy)
Minusy.
– konwent mało przyjazny dla uczestnika
– koszty: 50zł akredytacja, 15zł nocleg + podróż i wyżywienie
– alkohol
– prysznice
– „cicha noc”
– żenujące zakończenie imprezy
Podsumowując Polcon trzeba zwrócić uwagę na to, iż o tym konwencie dużo się mówiło jeszcze przed jego rozpoczęciem. Głównie wspominano wówczas o tym, że impreza może okazać się rewolucyjną i wzorcową dla przyszłych organizatorów. Może więc duża cześć uczestników spodziewała się imprezy bliskiej ideału i to nastawienie przesłania nam prawdziwy jej kształt? Trzeba zauważyć, że kilka ciekawych innowacji udało się wprowadzić, lecz nie zabrakło również kilku solidnych wpadek. Ostatecznie dwudziestą drugą edycję konwentu oceniam na 4 z małym plusem za przetarcie szlaków dla innych konwentów.