Zawsze, gdy obiecuję sobie, że odpocznę trochę od konwentowania, pojawia się jakaś impreza na tyle blisko, że grzechem było by nie pojechać na nią. Tak w zasadzie było z Polconem, który w tym roku odbywał się w Bielsku- Białej. Rzut beretem od mojej siedziby wypadowej.
Tak po prawdzie, byłem bardzo ciekawy jak ekipa organizująca dotychczas Grojkony poradzi sobie z najstarszym konwentem w Polsce. W końcu ta impreza to nie rurki z kremem, a ostatnie trzy edycje odbywające się w dużych miastach przyciągnęły pokaźne ilości uczestników.
Przedsmak imprezy
Jeszcze zanim Polcon się zaczął, organizatorzy starali się zrobić wszystko, aby na imprezie pojawiło się jak najmniej uczestników. Polityka informacyjna najwyraźniej zakładała, że wszyscy wszystko wiedzą, a jak nie wiedzą, to nie dowiedzą się tego ze strony.
WWW Polconu to zresztą mały koszmarek, który przypomina mi bardziej lata 90 niż nowoczesne witryny, jak niektórzy chcieli o niej myśleć. Niech mi ktoś na bogów wyjaśni, jak można zrobić w roku 2014 stronę imprezy bez miejsca na newsy? Skąd założenie, że wszyscy zainteresowani śledzą fanpage imprezy (o ile w ogóle mają konto na twarzoksiążce)?
Do tych cudownych wyczynów dochodzi system przedpłat, który może nie działał jakoś specjalnie źle, ale posiadał tak oderwany od rzeczywistości regulamin, że po prostu ręce opadają. O ile rozumiem, że po 31 lipca nie można było ubiegać się o zwrot pieniędzy, tak za nic w świecie nie rozumiem, skąd taki termin możliwości przekazania wejściówki drugiej osobie. Tym bardziej nie rozumiem też, dlaczego jedna wejściówka mogła być przekazana tylko raz.
Całość po prostu brzmi jak jakiś absurdalny żart, w którym organizatorzy imprezy od fanów dla fanów, mieli ich w największym poważaniu. Wyglądało to tak, jakby organizatorom tegorocznego Polconu bardziej zależało na samozadowoleniu, niż na tym, żeby na konwencie pojawił się uczestnik. Te dwie rzeczy miały moim zdaniem ogromny wpływ na frekwencję.
Niepewna lokalizacja
Tegoroczny Polcon zajął teren trzech budynków Wyższej Szkoły Administracji w Bielsku-Białej, w samym centrum miasta. I zdecydowanie, był to strzał w dziesiątkę, choć niektórzy tęsknili za Grojkonową Akademią Techniczno-Humanistyczną. Zdecydowanie jednak odległość kilkuset kroków od Starówki sprawiła, że nowa lokalizacja szybko zaskarbiła sobie moją przychylność.
Przy pierwszym budynku znalazły się stanowiska akredytacyjne dla osób z przedpłatami, mediów i gości, małe targowisko i dwunamiotowa wioska rycerska. Tej ostatniej zasadniczo mogłoby nie być i nikt by tego nie zauważył. Stanowiska akredytacyjne dla osób, które chciały zakupić wejściówki na miejscu, znajdowały się wewnątrz budynku.
Wszyscy, którzy oczekiwali kolejki, zostali mile zaskoczeni jej brakiem. Co prawda nie obyło się bez małego bałaganu czy problemu z noclegami w szkole, ale dość szybko się z tym uporano i wątpię aby komukolwiek te małe niedogodności zakłóciły odbiór imprezy.
Budynki konwentowe były od siebie oddalone o przysłowiowy rzut beretem i jedynie upał mógł przeszkadzać w przemieszczaniu się między nimi. Dla uczestników udostępniono także mały budynek z salą gimnastyczną, na której odbywała się Olimpiada Fantastyczna oraz prysznice, które sprawdzały wytrzymałość uczestników na niskie temperatury.
Program w odwrocie
Tegoroczny Polcon programem mocno odstawał od edycji w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Z wielu stron było słychać jedno słowo – bieda. W zasadzie każdy przed imprezą miał okazje się z nim zapoznać i wyrobić o nim zdanie.
Nie jestem zwolennikiem programów nadętych do granic możliwości, więc zasadniczo fakt, że w tabelce znalazłem tylko 10 nitek programowych specjalnie mnie nie zasmucił. Bardziej to, że w interesujących mnie blokach nie znalazłem zbyt wiele dla siebie, ale zawszę mogę to zrzucić na fakt, że niejedno już widziałem.
Mimo wszystko, trzeba przyznać, że to, co najważniejsze na Polconie, czyli blok literacki, wyszedł bardzo przyzwoicie. Nie jest to może skala Pyrkonu, ale jak na konwent odbywający się w małym miasteczku, program tych 3 sal był bardziej niż solidny.
Resztę oceniam bardzo średnio, ale to oczywiście kwestia gustu. Zdecydowanym plusem był brak bloku mangowego. Nie dlatego że nie lubię mangi, tylko zwyczajnie, nie uważam żeby wciskanie atrakcji na siłę miało w jakikolwiek sposób poprawić poziom programu.
Goście?
Oczywiście, nie było by tak, gdyby nie osoby zaproszone na konwent. Nie było może ich szalenie dużo, ale reprezentowali naprawdę różne środowiska. Choć według mnie, przy niektórych nazwiskach ucierpiała instytucja gościa.
Bo tak całkiem na poważnie, czy status VIP należy się osobie, która pisze opowiadania do szuflady i jest dziennikarzem? Czy należy się ten status komuś, kto w zasadzie w tym roku osiągnął swoje pierwsze sukcesy jako cosplayer?
Oczywiście, ktoś może się ze mną nie zgadzać, ale jednak jestem zwolennikiem, aby gość konwentu był zdecydowanie kimś, kogo naprawdę spora ilość uczestników chciałaby zobaczyć. A nie dlatego, że jest jurorem w jakimś konkursie, albo, że skończył kulturoznawstwo na UŚ.
Gry z prądem i bez
Na szczęście, im dalej wgryzał się człowiek z Polcon, tym było lepiej. Dla wszystkich spragnionych planszowych wrażeń Bielska Strefa Gry przygotowała naprawdę solidny Games Room, którego nie powstydziłby się chyba żaden konwent w Polsce. Poza tradycyjnym wolnym graniem, odbywała się w nim masa prezentacji gier i turniejów.
Jeśli ktoś jednak wolał gry komputerowe, w drugim budynku przygotowano dwie sale z sprzętem elektronicznym. Jedna z nich to nowe produkcje wymieszane z paroma retro, natomiast w drugiej można było sprawdzić Oculus Rifta na aż czterech stanowiskach.
O stanowiskach retro może lepiej zapomnieć, bo nie posiadały nawet obsługi, więc jak jakiś sprzęt się zawiesił, to nie miał kto go ponownie uruchomić. Natomiast sala z Oculusem była świetnie zorganizowana i bardzo miło pokazywała możliwości tej zabawki.
Oczywiście Bielska impreza nie odbyłaby się bez symulatora mostka statku kosmicznego Artemis, który powinien na zawsze wejść w program wszystkich konwentów fantastycznych w Polsce. Dla wszystkich chętnych przygotowano 2 stanowiska, które dostarczyły mocnych wrażeń konwentowiczom.
RPGami Polcon stał
Choć nie jest to typowe i nie wskazywał na to program w tabeli, bielska impreza bardzo mocno trafiła w gusta RPGowców. Choć granie bez zobowiązań nie było zorganizowane wzorowo, to ilość miejsca przeznaczonego pod sesje RPG robiło wrażenie.
Oczywiście było to związane z odbywającym się Pucharem Mistrza Mistrzów, najstarszego konkursu na Mistrza Gry w Polsce. Sam PMM trwał od czwartku do soboty i pokazał naprawdę niesamowity poziom prowadzących w tym kraju. Jeśli macie możliwość zagrania sesji, chociaż w półfinale, to gorąco polecam.
Jak wspomniałem, trochę gorzej było z sesjami odbywającymi się bez żadnych zobowiązań. Niestety, w informatorze brakło informacji odnośnie rozgrywania sesji poza pucharem, dostępem do sal i tym podobnych.
Na szczęście uczestnicy poradzili sobie, mając do dyspozycji tablicę i ewentualną pomoc sędziów PMMa. Ale następnym razem lepiej, żeby wszystko ładnie zapisać i oznaczyć w informatorze. Bo niestety całość pozostawiała pewne wątpliwości, które mogły zniechęcić ludzi do grania.
Gale nie do końca profesjonalne
Osobnym tematem przy całym Polconie jest cosplay i gala zakończenia konwentu, które odbywały się w auli pierwszego budynku. Obie niestety borykały się z problemami technicznymi, których można było uniknąć w różne sposoby. Problemy te wpłynęły niestety negatywnie na ich odbiór, ale na szczęście to tylko dwie atrakcje imprezy.
Sama gala zakończenia konwentu składała się z koncertu, przyznania Pucharu Mistrza Mistrzów, nagród Quentina i Zajdla oraz podziękowań od organizatorów konwentu. Nie obyło się bez przekręcenia nazwiska patrona nagrody na najpopularniejsze opowiadanie i powieść, ale mogło być o wiele gorzej.
Nagrodę imienia Janusza Zajdla za najlepsze opowiadanie otrzymała Anna Kańtoch za „Człowiek nieciągły”, natomiast za najlepszą powieść Krzysztof Piskorski za „Cienioryt”. Najlepszym mistrzem gry wyłonionym w trakcie PMMa został Władysław „Włodi” Kasicki, a nagroda Quentina za najlepszy scenariusz trafiła do Michała Laskowskiego i Dawida Szymańskiego za „1879”.
Na Polconie odbyła się także masa innych mniej ważnych atrakcji, takich jak Olimpiada Fantastyczna, fireshow czy przedstawienie teatralne w klimatach Cthulhu. Nie przekonały mnie one jednak do siebie w żaden sposób, bo nie oszukujmy się, ale fireshow widziałem w życiu wiele razy, a miłość z Cthulhu w tle trzeba jednak lubić.
(Nie) gorzkie podsumowanie
Tegoroczny Polcon był w wielu wypadkach krokiem wstecz, w porównaniu z kursem, który wyznaczyły poprzednie edycje, choć w zasadzie, nie wyszło to nikomu na złe. Choć do Bielska przyjechało prawie 2 tysiące uczestników, na całej imprezie była odczuwalna kameralna atmosfera.
Wielkie brawa należą się organizatorom za dogadanie się z tyloma lokalami w Bielsku i zorganizowanie wielu zniżek dla uczestników. Nie było może jednego lokalu konwentowego, ale też żaden z nich nie był na tyle duży, aby pomieścić wszystkich chętnych konwentowiczów.
Polcon w Bielsku można zdecydowanie zaliczyć do udanych. Nie był to może konwent idealny, ale daleko mu do słabych, a zdecydowanie był według mnie lepszy, niż zeszłoroczny Grojkon.
Wiem po tej imprezie, że nigdy nie zaufam swoim portfelem z przedpłatami ekipie z Bielska. Wiem też, że mimo wszystko na kolejny ich konwent (czyli najpewniej Grojkon 2015) przyjadę, bo jest jakiś progres i pewne rzeczy robią coraz lepiej. I mam nadzieje, że nie będę wymagał od nich zbyt wiele, żeby kolejna ich impreza był równie dobra jak ten Polcon.
Ocena: 4+/6