Zaznaczę może od razu na początku – w tym roku na Pyrkon udało mi się dotrzeć po raz pierwszy. I z pewnością jest to fakt, który w mniejszy lub większy sposób wpłynął zarówno na mój odbiór całej imprezy, jak i na tę relację.
Do tej pory moje konwentowe doświadczenie ograniczało się raczej do kameralnych wydarzeń (swoją drogą ich kameralność dostrzegłam, dopiero mając pyrkonowe porównanie). Czym więc różnił się Pyrkon od innych konwentów, w których brałam udział?
Fantastyczna wieża Babel
Tegoroczna, szesnasta już edycja festiwalu po raz kolejny organizowana była na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, w dniach 8-10 kwietnia. Zaskakuje intensywność rozwoju tej imprezy. Z roku na rok statystyki pokazują systematyczny, naprawdę znaczący wzrost.
Tym razem organizatorzy mówią o przybliżonej liczbie aż 38 tysięcy uczestników. Taki wynik robi wrażenie. Faktycznie konwentowiczów widać było w zasadzie wszędzie – nie tylko na terenie hal targowych, ale również na ulicach Poznania.
Warto wspomnieć tu o dużym zróżnicowaniu uczestników – i to zarówno jeśli chodzi o przekrój wiekowy, jak i zainteresowania. Młodsi, starsi. Niektórzy przychodzili całymi rodzinami. Przyglądając się wszechobecnym tłumom, zauważałam licznych entuzjastów fantastyki, mangi i anime, zapalonych graczy, fanów RPG, cosplayerów. I tak dalej, i tak dalej. Mogłabym jeszcze długo wyliczać.
Wydawać by się mogło, że zjechało się tu sporo różnych, często odległych od siebie środowisk. Mimo tego pozornego chaosu całość pozostawała zadziwiająco spójna. Wszystko to jakoś do siebie pasowało i składało się idealnie na niezwykłą atmosferę Pyrkonu – określenie „magiczną” aż samo się nasuwa. Popularność bloku dla początkujących wskazuje na dużą otwartość konwentu również na osoby spoza fandomu, niemające do tej pory doświadczenia ze środowiskiem fantastów.
Wracając do zróżnicowania – ogrom atrakcji mógł trafić naprawdę w przeróżne gusta. Tematyka prowadzonych prelekcji obejmowała między innymi literaturę, seriale, filmy, komiksy, gry. Nie zabrakło nawet specjalnego bloku dziecięcego czy też anglojęzycznego. Towarzyszyły temu różnego rodzaju konkursy, występy, warsztaty i pokazy. Myślę, że każdy zainteresowany szeroko pojętą fantastyką mógł znaleźć tu coś dla siebie przez cały czas trwania konwentu. Dla mnie problemem nie było trafienie na interesującą mnie atrakcję, tylko wybór pomiędzy kilkoma miejscami, w których najchętniej znalazłabym się równocześnie.
Jak to było z tymi kolejkami?
Zdecydowanie najwięcej kontrowersji od samego początku wzbudzał problem kolejek. Jak to w końcu było? Ile osób, tyle opinii. Dużo zależało tu od wyboru atrakcji. Faktycznie nastałam się sporo i kilkakrotnie z powodu zbyt dużej liczby chętnych nie mogłam wejść na wybraną prelekcję.
Jeśli chodzi o strefę gastronomiczną i halę wystawców, tu sytuacja okazała się mniej problematyczna. Jasne – ludzi było dużo. Wciąż jednak tłumy nie okazywały się aż tak straszne, żeby psuło to ogólny odbiór imprezy. Natomiast głównym utrudnieniem często były zbyt małe sale prelekcyjne w stosunku do liczby chętnych i początkowe problemy przy wejściu (przy takiej masie uczestników te ostatnie były jednak chyba nieuniknione).
Kwestie organizacyjne
Międzynarodowe Targi Poznańskie to naprawdę duży obiekt, a liczba uczestników, jak już wspomniałam, również była imponująca. Jak radzili sobie z tym organizatorzy? No cóż – raz lepiej, raz gorzej. Nasłuchałam się sporo narzekań na chaos przy akredytacji, ale ja akurat nie miałam tu większych problemów. W miarę szybko dotarłam do bramek, odebrałam informator i ruszyłam w stronę hali.
I tutaj muszę trochę pomarudzić właśnie na informator. Wszystkie wydarzenia rozpisane były na sale i godziny w miarę jasno i czytelnie. Bardzo brakowało mi jednak jakichkolwiek opisów do nich – niekoniecznie w samej tabelce, ale chociażby w osobnym spisie na końcu. Często sama nazwa mało mówiła o temacie prelekcji, przydałaby się też informacja o osobach prowadzących dane punkty programu. Te brakujące dane można było odnaleźć w aplikacji na telefon, jednak jej problemem okazało się ciągłe zacinanie. W efekcie raczej mało kto z niej korzystał. Moim kolejnym zarzutem wobec informatora jest jego wielkość – zdecydowanie preferuję wydania kieszonkowe, a tutaj otrzymaliśmy wersję w formacie A4.
Organizatorzy dobrze poradzili sobie natomiast z wyzwaniem opisania poszczególnych budynków i sal. Zarówno mapka w informatorze, jak i oznaczenia na terenie targów były czytelne i umożliwiały szybkie i bezproblemowe trafienie w interesujące nas miejsce. Trochę chaotyczne okazały się jedynie hale wystawców. Brakowało mi wyraźniejszego rozgraniczenia na kategorie. W efekcie całość stanowiła dla mnie wybuchową mieszankę wszystkiego. Tu książki, tam reklamy innych festiwali, obok stoisko z mangą, dalej biżuteria.
Stoisk wystawiono naprawdę bardzo dużo i spokojnie można było się gubić i gubić. Co też radośnie robiłam przez całe trzy dni. Mimo że przesiedziałam w hali wystawców sporo czasu, jestem pewna, iż nie zdołałam odwiedzić wszystkich stoisk i do samego końca nie ogarnęłam logiki rozkładu poszczególnych jej części. Szczerze mówiąc, ostatecznie nie stanowiło to jednak jakiegoś większego problemu.
Do istotnych kwestii organizacyjnych przy tak dużych imprezach należą też oczywiście propozycje związane z noclegami i konwentowa gastronomia. Organizatorzy na darmową noclegownię przeznaczyli wstępnie całą jedną halę targową. Duże zainteresowanie opcją spania na terenie konwentu poskutkowało decyzją o udostępnieniu również drugiej hali. Przyznam, że elastyczność w tej kwestii naprawdę mnie zaskoczyła. Jednak nie korzystałam z owej opcji, więc ciężko mi się wypowiadać na temat tego, jak sprawdziła się ona w praktyce. Z rozmów z osobami, które spały na hali, wnioskuję, że większych zażaleń nie było, bo i tak nikt za wiele nie spał.
Wieczorami teren konwentu płynnie przechodził w miejsce radosnej zabawy, zresztą nie musiał nawet za bardzo w nic przechodzić, wesoła atmosfera wypełniała poznańskie targi już od samego rana. Potem dochodziły jedynie bardziej imprezowe elementy. W porównaniu z konwentami odbywającymi się w budynkach szkolnych, mocno wypada właśnie strona wieczornej integracji. Podobało mi się to, że nie trzeba było wychodzić z przestrzeni konwentowej, żeby posiedzieć wieczorem ze znajomymi. Okazało się, że zezwalając na sprzedaż alkoholu na terenie konwentu, nawet przy tak dużej liczbie uczestników można liczyć na to, że ludzie będą umieli się zachować. A przynajmniej tak wynika z moich obserwacji.
Strefa gastronomiczna obejmowała zarówno całą jedną halę, jak i teren na zewnątrz, pomiędzy budynkami. Oprócz tego również w innych halach pojawiały się punkty barowo-kawiarniane, w których można było na szybko coś zjeść czy napić się kawy. Moim zdaniem pod tym względem wszystko działało bardzo sprawnie.
Subiektywnie o punktach programu
A jak było z samą jakością punktów programu? Tutaj ocenianie okazuje się szczególnie trudne. Zapewne każdy ma swoje własne odczucia, w zależności od oczekiwań i zainteresowań. Ilościowo program był naprawdę bardzo bogaty. Przeglądając go jeszcze przed przyjazdem, natknęłam się na wiele szczególnie interesujących punktów i jedynym elementem, który pod tym względem mnie rozczarował, był fakt, że nie na wszystkie prelekcje udało mi się dostać. Oprócz kwestii ograniczonej liczby osób, które mogły wejść na daną salę, dochodził jeszcze dylemat, jaki punkt programu wybrać. Najchętniej korzystałabym naraz przynajmniej z dwóch z proponowanych opcji.
Organizatorzy nie zawiedli też pod względem zaproszonych gości. W bloku literackim pojawiło się sporo pisarzy zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Ze szczególnym entuzjazmem spotkała się obecność Davida Webera. Jeśli chodzi o polskich twórców, największym zainteresowaniem cieszyły się spotkania autorskie i prelekcje prowadzone przez Andrzeja Pilipiuka i Jakuba Ćwieka.
Co ciekawe, pojawiło się też kilku nieoczekiwanych gości. Bardzo interesująco wypadł panel prowadzony przez trzy pisarki zza naszych wschodnich granic – Olgę Gromyko z Białorusi oraz Aleksandrę Rudą i Oksanę Pankiejewą z Ukrainy. Dwie pierwsze autorki nie zostały wcześniej wymienione jako zaproszeni goście.
Ciekawy i bogaty był również grafik różnego rodzaju pokazów i warsztatów. Przechodząc między halami, często zatrzymywałam się, żeby zobaczyć kolejny pokaz walki bronią białą, strzelanie z łuku, warsztaty tańca i inne tego typu atrakcje. Organizatorzy naprawdę zadbali o różnorodność proponowanych punktów programu.
Podsumowanie
Na wyjazd do Poznania zdecydowałam się późno i dość spontanicznie. Zdecydowanie nie żałuję tej decyzji. Było to wydarzenie o zupełnie innej skali w porównaniu do konwentów, które odwiedzałam do tej pory. Nadal doceniam urok kameralnych imprez, jednak Pyrkon 2016 miał naprawdę wyjątkową atmosferę i interesujący, różnorodny program.
Uczestników faktycznie było bardzo dużo, stąd też największe problemy powodowały wspomniane już kolejki. Myślę, że przy tak wyraźnych wzrostach pyrkonowej frekwencji przy kolejnych edycjach organizatorzy powinni pomyśleć o wykorzystaniu dodatkowej przestrzeni – choć wiem, że co roku wraz ze wzrostem liczby uczestników powiększany jest również obszar, na którym odbywa się całe wydarzenie. Wyjazd uważam za bardzo udany, zdecydowanie warto było się na Pyrkon wybrać.