Dawno nie pisałem relacji z larpa, ale tak prawdę rzekłszy brakowało mi weny. Jeśli chodzi o bycie graczem, zaczynałem odczuwać pewien kryzys. I to mimo tego, że rok 2017 larpowo zaczął się dla mnie bardzo dobrze. Najpierw była świetnie przygotowana Warszawska Ferajna, zaś w marcu Panowie i Damy, w których odgrywanie postaci dało mi naprawdę wiele satysfakcji.
Przyznam, że latem zeszłego roku mignęła mi informacja o larpach w Kopańcu: Osadzie, czyli wspólnym wystawieniu Wyprawy, Kręgów i Sioła. Poczytałem i nie zwróciłem uwagi. Niby było ciekawe, niby kusiło… ale było daleko, nikt ze znajomych się nie jechał. Nie wybrałem się. Ale pojawiły się opinie, pojawiły się opowieści i zacząłem sądzić, że popełniłem błąd. Naprawiłem go przy pierwszej okazji. Ale od początku.
PS: autor zastrzega, że w międzyczasie wypełnił orgom Sioła wnioski grantowe na dotację, tak więc posiada z nimi minimalne związki, itd., bla, bla, bla.
Design Doc, czyli czytanie ze zrozumieniem.
http://fantazjada.pl/images/Osada/SIOLO_DD_2017.pdf
Nie lubię design doców. Parę razy zrobiłem je, głównie pod naciskiem, ale szczerze i zdecydowanie za nimi nie przepadam. Ten jest ładny. Zawiera precyzyjne informacje, bez zbędnych upiększeń. Pozwala dowiedzieć się wszystkiego, co tylko potrzeba, by wiedzieć, czy to larp dla nas. Sioło jest larpem symulacyjnym z niewielkimi tylko domieszkami narratywizmu. Symuluje świąteczny dzień z życia wsi osadzonej w Znanym Świecie, a opartej w dużej mierze na pozytywistycznych wizjach dziewiętnastowiecznej wsi. Nie ma tu miejsca na groteskę. Ludyzm jest poruszony poważnie. Czasem wzruszająco, czasem wesoło – ale nigdy śmiesznie. Piętnaście stron – czyli nie za dużo – akurat przekazuje wszystkie potrzebne dane. Być może w jednym czy drugim miejscu układ tekstu uległ małym rozjazdom, ale to drobiazg.
Skoro o tym, warto podać informacje podstawowe. Organizatorem larpa jest, jak wielu z was już wie lub domyśla się z dotychczasowych słów, Stowarzyszenie Fantazjada w osobach: Katarzyny Chmielewskiej, Justyny Czabanowskiej, Jakuba Jankiewicza, Małgorzaty Kiki, Macieja Kośnika, Krystiana Krasuskiego oraz Katarzyny Nowaczyńskiej. Odbył się 7-9 kwietnia 2017 roku. Wzięło w nim udział do 46 graczy – kilku nie dotarło w ostatniej chwili. Gra odbyła się w zrekonstruowanej osadzie Kopaniec, koło agroturystyki Farma69 w Kopańcu. Gdzie tak dokładnie jest ten cały Kopaniec, odkryłem na mapie w czwartek. Z jakiegoś powodu sądziłem, że bliżej. Naiwny ja. O ile nie jesteś z Wrocławia lub nie mieszkasz na południe od niego, sugeruję podróż samochodem.
Dola, rola i swawola, czyli przybywamy.
Ja miałem to szczęście, że udało mi się załapać na podwózkę u Delanowa. Wyjazd nie był bardzo wczesny, potem sympatyczny obiad (zajazd Piast, w którym po larpie skończyła niemal cała larpowa brać) i akurat dotarliśmy na miejsce jako jedni z pierwszych, aby rozpakować się w spokoju i dostarczyć MG obiecane pożyczajki. Trzeba powiedzieć, że sama osada robi naprawdę bardzo dobre wrażenie. Po zimie widać było pewne uszkodzenia czy zaniedbania – ale nie poważne. To dobrze zbudowane zaplecze, przygotowane do elastycznego prowadzenia gry. W sezonie umożliwia zresztą komfortowe noclegi ongame i grę non stop.
Ale przejdźmy do gry. Przede wszystkim warsztaty. Zaczęły się w piątek i były pomyślane tak, by w razie spóźnień niektórych graczy ponieśli oni jak najmniejsze straty. Zaczęliśmy od warsztatów śpiewu – pełnych entuzjazmu, acz z deficytem talentu. Ale w muzyce, zwłaszcza wiejskiej czy tej dotyczącej grup inkluzywnych, liczy się wspólny udział. I to pięknie nam wyszło. Utwory były śpiewane często i z entuzjazmem. Sam również śpiewałem, choć nie ukrywam, że u wielu powodowało to ostry ból. Następnie płynnie przeszliśmy do najkłopotliwszej części spotkania, czyli rozmowy o problemach i triggerach, jakie okazały się niespodziewanie wystąpić. Po rozwiązaniu tych kwestii już trochę zmęczeni przeszliśmy do warsztatów tańca. Wybrano trzy, wpasowane w klimat, proste a przy tym jednocześnie ciekawe i różnorodne. Skończyliśmy blisko północy. Część poszła spać, inni usiedli przy winie i przekąskach do nocnych rozmów larpowców. Poznawaliśmy się i integrowaliśmy. Kolejny dzień zaczął się wcześnie. Szybkie śniadanko i już od 9 rano MG rozpoczęli wydawanie strojów. Dla każdego przygotowano na jego wymiary podstawowe elementy stroju dla jego postaci. Samo wydawanie, mimo spóźnialskich (a tacy są niestety zawsze), poszło sprawnie. Następnie solidne warsztaty BHP, znów wspólne śpiewanie, a na koniec koło plotek – mające stworzyć jak największą realność życia zamkniętej wspólnoty. Bardzo dobrze wyszły warsztaty relacyjne, którymi przetykano co chwila wszystkie pozostałe zajęcia i wystąpienia, by jak najskuteczniej wpoić graczom ich wzajemne relacje. Dodajmy, że na larpie mechanika była w zasadzie oparta w 100% na zasadzie: umiesz to, co umiesz.
Czas nam w drogę…
Czas powiedzieć słów kilka o samej grze. Zaczęła się spokojnie, tak zresztą i być miało. Usiedliśmy do stołów w rodzinnych gronach, aby porozmawiać, poznać swoje postaci i z wolna wejść do gry. Mnie przypadła rola plebana – niemłodego i pozbawionego już silnie wiary w ludzi. W wiosce napotkał wiernych wychowanych przez poprzedniego proboszcza, nie znających kanonów własnej wiary i w zasadzie bałwochwalczo czczących leśne duszki. Zapowiadało się wesoło. I było, choć wiele z powodów skutecznie mnie zaskoczyło.
Larp wystartował powoli i swobodnie, płynnym przejściem od zapoznawczego śniadania do porannej gry. Rodziny wietrzyły i czyściły chaty, starsi wzięli się za naprawę furtki i płotu.
Nie będę opisywał fabuły, bo nie temu ten tekst służy. Nadmienię tylko, że była ciekawa i dostosowana do propozycji i chęci graczy. Mocno rozdzielono ją (bardzo realistycznie) na tematy dzieci, “młodych” i starszyzny. Role były według mnie dobrze napisane. Otrzymaliśmy je wcześnie i choć sam mam inne podejście do pisania tak kart, jak i materiałów, trzeba przyznać, że były czytelne i treściwe. Dostępna była opcja gry do ostatniego przytomnego gracza. NPC byli solidnie przygotowani i dobrze dobrani, taktowanie gry minimalne i delikatne. Co jeszcze by dodać z istotnych rzeczy? Wyżywienie. Klimatyczne i doskonałe. W konkury z tym poziomem ze znanych mi twórców mogliby iść chyba tylko Kulek i Krassus. A mówi to człowiek stojący zwykle po trzecią dolewkę.
Tak więc.
Noc już późna, czas więc i tekst ten z wolna kończyć. Zajął mi więcej czasu niż planowałem, ale z uczciwości badawczej szukałem długo słabych punktów. Prawda jest taka, że nie mam o co się przyczepić. Larp był równy, ciekawy i dobrze zrobiony. Nie każdy element był idealny, ale złych nie spotkałem. Sioło to solidna pozycja, acz nie dla każdego. Ma bowiem niski pułap wejścia w świat, ale nie uważam larpów symulacyjnych za dobry wybór dla nowych graczy. Fakt, że tym razem tak wielu się udało, traktuję raczej jako dowód ogromu pracy zespołu organizatorów niż zaprzeczenie tezy. Larp bez wahania trafia do mojego życiowo-larpowego TOP 3. Dobry przykład jak należy tworzyć larpy.
Na koniec słów kilka bardziej osobistych. Dwie już noce od larpa nie potrafię zasnąć, snując się myślami. Gdy odpływam, widzę i czuję te bagna, ten księżyc, ciarki przechodzą mi po kręgosłupie. Nie potrafię opuścić tak szybko Gęślic. Znów czuję to, o czym niemal już zapomniałem. Znów wraca mi chęć, by grać. By przeżywać. W ostatnich słowach pozostaje mi podziękować ponownie MG za stworzenie tego larpa. A także Kasi Kehl oraz Siwemu. Za wątki. Wiedzą które.
13 kwietnia nocą. Ciałem pod Warszawą, duszą pośród antalijskich bagien.