Większości ludzi w naszym kraju Częstochowa kojarzy się z pielgrzymkami, kultem maryjnym i obroną Jasnej Góry. Na pewno nie jest to miasto, które dobrze łączy się ze słowami „konwenty”, „fantastyka” i „fandom”. Ostatnią imprezą fantastyczną, która odbyła się w największym punkcie zbiorczym chrześcijan w Polsce, był Bunkier, który zniknął z mapy konwentowej w 2006 roku.
Dlatego właśnie informację o odrodzeniu się fandomu fantastycznego w Częstochowie przyjąłem ze sporym zaciekawieniem. Za organizację imprezy odpowiadało Stowarzyszenie Miłośników Kultury, Literatury i Fantastyki – „Salt Lake City”, którego członków znałem z przeprowadzania punktów programu na konwentach w całej Polsce. Niestety, im bliżej było Medalikonu, tym bardziej bałem się o to, jak on wyjdzie.
Spokojnie, bez paniki
Wszystko przez to, że organizatorzy imprezy przez bardzo długi czas bronili się przed powstaniem strony internetowej konwentu. Jedynym sposobem, aby śledzić informacje o konwencie, było przeglądanie fanpage’a na Facebooku.
Gdy strona już pojawiła się w sieci, okazało się, że poza adresem konwentu, informacjami o gościach, jednym newsie i spisem patronów oraz sponsorów nie znalazło się nic. Mimo publikacji programu na Facebooku, nie trafił on na stronę, nie trafiła tam też mapka „jak dotrzeć z dworca”, którą również na twarzoksiążce opublikowano.
Sama impreza miała także spory problem z reklamowaniem się. W mediach fandomowych wydarzenie przeszło zasadniczo bez echa. Organizatorzy zwyczajnie nie przyłożyli się do tego aspektu imprezy, co mocno odbiło się na frekwencji.
Z Jasną Górą w tle
Pierwsza edycja Medalikonu odbyła się w Częstochowskim Zespole Szkół Technicznych przy alei Jana Pawła II – czyli niemal w samym centrum miasta, tuż obok Jasnej Góry. Jeśli tylko ktoś zapragnął pójść do kościoła, nie musiał odbywać nie wiadomo jak wielkiej pielgrzymki.
Sam budynek był o wiele za duży jak na imprezę tych rozmiarów. Oczywiście nie było to w żaden sposób minusem, tylko w niektórych momentach korytarze wyglądały trochę zbyt smutno.
Po zaakredytowaniu się, każdy użytkownik tradycyjnie otrzymał informator i identyfikator. Plakietki, choć nie były szczytem marzeń poligrafa, były wykonane poprawnie. Niestety, sam folder informacyjny zasługiwał na miano dezinformatora.
Deziformacja gwarantowana
Książeczka, zrobiona w domowych warunkach, zawierała ogromną ilość błędów. Od braku opisów pojedynczych punktów programu, poprzez brak mapek szkoły, do złej tabeli programowej na sobotę.
Ten ostatni problem próbowano naprawić używając dodatkowej kartki włożonej do informatora, jednak poprzez nieopisanie jej jako errata, w niczym ona nie pomagała, a wprowadzała tylko dodatkowy chaos. Widać z daleka, że całość była robiona na szybko. Na przyszłość organizatorzy powinni dać sobie więcej czasu na przygotowanie informatora i sprawdzić wszystko, zanim go wydrukują.
O takich cudach jak mapa okolicy nawet nie wspominam, bo patrząc na to, co mam w ręce, obawiam się, że zaprowadzono by mnie do niedziałającej Biedronki. Na szczęście w okolicy była stacja benzynowa i jakiś market, a organizatorzy karmili uczestników kiełbasą z grilla.
Nadchodzi Apokalipsa
Pierwsza edycja Medalikonu odbywała się w konwencji postapokalipsy, co było dość naturalnym wyborem, znając organizatorów tego konwentu. Wybór ten, w połączeniu z datą, był jednak dość niefortunny, ponieważ w tym samym terminie odbywały się Ziemie Jałowe w Będzinie, które chyba ściągnęły wszystkich fanów postapo z okolic.
Zresztą sam koniec świata w programie imprezy był widoczny głównie w postaci wypadających prelekcji i przesuwających się konkursów. Na przyszłość organizatorzy powinni się zastanowić, czy nie lepiej by było – zamiast tworzyć na jeden dzień dodatkową salę prelekcyjną – nadmiarowe punkty programu zostawić sobie w rezerwie.
Poza konkursami i prelekcjami w programie znalazły się także larpy, które miały problemy z frekwencją. Wynikały one najpewniej (pomijając oczywiście szczątkową ilość istot ludzkich na konwencie) z braku widocznego i jasnego systemu zapisów. Widziałem za to twórców gier robiących łapankę graczy, co nie zawsze kończy się dobrze.
Dodatkowymi atrakcjami miały być koncerty i karaoke w barze konwentowym, ale po pięciu minutach karaoke, w którym mógł wziąć udział każdy człowiek z ulicy, odpuściłem sobie wizytowanie tego lokalu. Może gdyby to była atrakcja czysto dla uczestników Medalikonu, miałbym większy zapał do integracji z ludźmi.
Za garść gambli
Medalikon, idąc za modą konwentową, zamiast rozdawać nagrody na konkursach, zorganizował sklepik z nagrodami. Nie jestem zbyt dużym zwolennikiem tego rozwiązania, zwłaszcza, że bardzo ciężko zorganizować taki przybytek bez większych pomyłek. A tu brakło chociażby informacji, kiedy wystawiane są nowe nagrody.
Cieszyło, że poziom tych ostatnich jest o wiele lepszy niż frekwencja na samym konwencie, ale obsługa sklepiku bardzo chętnie przetrzymywała je dla swoich znajomych. Gdy poinformowałem o tym koordynatorkę konwentu, była zdziwiona, że trzeba mówić obsłudze, że takich rzeczy się nie robi. Na przyszłość chyba będzie już wiedziała, że trzeba.
Na Medalikonie, jak na każdym szanującym się konwencie fantastycznym, nie mogło zabraknąć games roomu. Niestety, sala zorganizowana przez sklep dyngs.pl nie powaliła swoimi zasobami. Co prawda na warunki konwentu wystarczyła najpewniej w zupełności, ale ktoś zorientowany bardziej w temacie miałby niezbyt duży wybór.
Przyczyniło się to do niepodzielnego królowania “Kart Przeciwko Ludzkości”, w które grano każdego dnia do późnych godzin nocnych. Coraz bardziej mam ochotę zagrać w dodatek “Karty Przeciwko Fandomowi”, który – mam nadzieję – kiedyś powstanie w pewnym zwichrowanym umyśle.
Apokalipsa, która odeszła
Medalikon ciężko zaliczyć do konwentów udanych, a jednocześnie ciężko uznać, żeby był porażką. Brakło mu reklamy, porządnego informatora i planów awaryjnych. Przy pierwszym konwencie takie rzeczy zdarzają się, niestety, często.
Z drugiej strony, mała ilość ludzi stworzyła przyjemną atmosferę i jakoś nikt specjalnie nie przejmował się tym, że jakaś prelekcja wypadła. Małe konwenty zawsze tworzą niepowtarzalną atmosferę, co można było mocno odczuć siedząc przy grillu.
Dla mnie jednak na Medalikonie było zbyt kameralnie. W zasadzie w wielu momentach czułem się jak na spotkaniu ze znajomymi, a nie na konwencie, który ma w ogóle jakiś program. Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizatorzy naprawią swoje podstawowe błędy i poświęcą więcej czasu na rozreklamowanie imprezy. Bo, jak wiadomo; im nas więcej, tym jedzenia więcej.
Ocena: 3+/6