Wakacje, czas urlopów, odpoczynku od góry podręczników i oczywiście… czas, w którym odbywa się największa ilość konwentów. I nic w tym dziwnego. W miarę pewna pogoda, połączona z okresem wolnym od szkoły sprzyja frekwencji na takich wydarzeniach. Jednym z nich był krakowski Ryucon, odbywający się w dniach 17-19 sierpnia, na który pomimo wielu innych planów postanowiłam się wybrać.
Miejsce i akredytacja
W tym miejscu mogłabym zrobić „kopiuj, wklej” z innych relacji, dotyczących konwentów organizowanych przez Fun Cube i nie byłby to z mojej strony przejaw lenistwa! Wszystkie swoje imprezy organizują bowiem w sprawdzonym już od lat miejscu, a dokładniej w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 7 w Krakowie. Dzięki temu organizatorzy wiedzą czego się spodziewać po budynku, ile tak naprawdę mają przestrzeni do wykorzystania, a my, uczestnicy nie musimy spędzać kolejnych godzin na szukaniu dojazdów i myśli czy aby przypadkiem nie pobłądzimy. Co prawda, szkoła ta znajduje się na uboczu Krakowa, schowana pomiędzy blokami, aczkolwiek na stronie wydarzenia istnieje dokładny opis jak dotrzeć na miejsce.
Niestety z powodu swojej pracy, na samym konwencie nie zabawiłam zbyt długo, a przynajmniej nie pierwszego dnia. W piątek przyjechałam tak naprawdę tylko na dosłownie dwie godziny, aby odebrać bilet i chwilę posiedzieć ze znajomymi, ale o tym za chwilę. Skupmy się na razie na akredytacji.
Dzień przed konwentem organizatorzy udostępnili na stronie wydarzenia rozpiskę kolejek i wejść dla poszczególnych grup. Miało to ułatwić i przyspieszyć cały proces, ale bądźmy szczerzy, zawsze znajdą się perełki które coś pomylą. Sama kolejka w tym roku była chyba najdłuższą jaką do tej pory widziałam na Ryuconach, gdyż sięgała jeszcze za jeden z parkingów, co uwierzcie mi, było dużym wyczynem. Dodatkowo, z tego co mi wiadomo, szkolne drzwi dla zwykłych uczestników zostały otwarte z opóźnieniem, ale to chyba już nikogo nie dziwi. Gdy udało już nam się dotrzeć do upragnionego stoiska weryfikacji biletów, otrzymywaliśmy opaskę na rękę (której kolor zależał od rodzaju biletu), smycz z identyfikatorem oraz książeczkę z opisem atrakcji i mapką szkoły.
W tym miejscu warto też wspomnieć o komunikacie jaki we wspomnianym już poście zamieścili organizatorzy. Z powodu fali upałów jaka od jakiegoś czasu trwa w naszym kraju, apelowali, aby zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych, między innymi przez picie dużej ilości wody i chowanie się w cieniu. W razie gdyby temperatura dawała się wyjątkowo we znaki przygotowano kilka zgrzewek wody mineralnej, która miała byś rozdawana oczekującym w kolejce.
Atrakcje
Pomijając social, to właśnie dla atrakcji najczęściej jeździ się na konwenty. Jednakże do kilkunastu, kilkudziesięciu takich wydarzeniach ciężko jest już znaleźć coś nowego, godnego uwagi.
W tym roku postawiłam na wspólne spędzanie czasu z przyjaciółmi. Zaczęło się od pierwszego panelu Talona dotyczącego cosplayu, na który przyszła „porywająca” ilość osób. Licząc mnie i prowadzących była nas cała trójka. Jednym z powodów takiej frekwencji mogły być opóźnienia w akredytacji uczestników, oraz fakt, że panel odbywał się jako jeden z pierwszych. Jednakże, w moim mniemaniu wyszło mi to nawet na dobre, gdyż spędziliśmy ten czas na żartach, a przed pracą było to czymś zbawiennym.
Praktycznie cały swój pobyt następnego dnia spędziłam na ultrastarze, biorąc udział w konkursie Glee. Niestety w tym roku organizatorom nie udało się znaleźć ekipy, która poprowadziłaby moje ukochane planszówki. Dlatego też pomimo kolejek zdecydowaliśmy się właśnie na karaoke.
Z tego co mi wiadomo brakowało także grupy prowadzącej zazwyczaj LARPy. W komentarzach na wydarzeniu widziałam jak kilka osób narzekało na brak obu atrakcji. I nic dziwnego, były to idealne propozycje dla tych, którzy aktualnie nie mieli za bardzo co ze sobą zrobić. No dobrze, ale zawsze przecież można iść na właśnie ultrastar, osu, czy gry na konsole? Niby tak, jednakże nie dla każdego wyda się to zwyczajnie interesujące, a przeważnie aby dobrać się do mikrofonu, czy padów trzeba trochę poczekać.
Ale żeby nie było, że uczestniczę tylko w „zapychaczach czasu”. Razem ze znajomymi wybraliśmy się na pokazy walki prezentowane przez III Najemny Oddział Piechoty Japońskiej (którzy od dłuższego czasu są moimi ulubieńcami wśród prelegentów). Po samym wystąpieniu można było podejść do prowadzących i zadawać pytania, a nawet, samemu próbować swoich sił w podstawach walk. Jednocześnie mieliśmy nadzieję na szybkie dołączenie do panelu dotyczącego mitów japońskich (pokazy odbywały się w tym samym czasie, jednak zakończyły się po około 20 minutach). Niestety sala była wypełniona dosłownie po brzegi i wejście dodatkowych 4 osób było wręcz niemożliwe.
Na duży ukłon w stronę organizatorów zasługuje zorganizowanie strefy chill out. Z powodu panujących upałów, każdy kto chciał chociaż odrobinę się schłodzić mógł w niej skorzystać z ścianki z mgiełką wodną. Dla nieco odważniejszych przygotowano także dmuchany basen wypełniony chłodną wodą, w którym niektórzy przesiadywali godzinami.
Oczywiście wymieniłam tylko kilka z całej masy propozycji, jaką znajdziemy w książeczkach. Zmęczenie nie pozwoliło mi jednakże na wytrwanie dłużej, chociaż miałam nadzieję zobaczyć konkurs cosplay, oraz jeszcze raz spędzić noc na rozmowach dotyczących One Piece, podczas pogadanki prowadzonej przez Duo. Na swoje nieszczęście dodatkowo wiele z interesujących mnie paneli odbywało się w godzinach, kiedy byłam poza konwentem, ale cóż począć, może następnym razem.
Wystawcy
Przechadzając się szkolnymi korytarzami mieliśmy okazję podziwiać najróżniejsze rzeczy związane z fandomem mangowym. Lista wystawców została udostępniona jeszcze przed samym konwentem, dlatego ci, dla których takie wydarzenie jest dobrą okazją do zakupów, mogli już wcześniej zaplanować rozpiskę potencjalnych wydatków. A i było w czym wybierać. Od mang, przez wszelkiego rodzaju breloczki, figurki czy poduszki po rękodzieła (np. rysunki, torby czy zeszyty). Sama chociaż zazwyczaj nic nie kupuję, skusiłam się na wylosowanie za 5 złotych dwóch niespodzianek, którymi okazały się: opaska z kocimi uszkami oraz breloczek z Luffym z One Piece.
Strefa gastro
Jak już wspominałam we wcześniejszych relacjach dotyczących konwentów Fun Cube, dużym plusem szkoły jest posiadanie stołówki. I to tam właśnie mieściła się praktycznie cała strefa gastronomiczna. Mogliśmy tam zakupić robione przez helperów tosty czy zapiekanki. Do tego swoje stoiska miały –uwielbiane przez mnie – YUME Onigiri, Matcha Ya z japońskimi słodkościami, Hidamari Sushi z kilkoma zestawami tego japońskiego specjału oraz nieśmiertelnym już makaronem z mięsem i warzywami.
W tym roku brakło jednakże stoiska z burgerami z imbirem i innymi japońskimi dodatkami. A szkoda, gdyż przed samym konwentem miałam nadzieję na zakup obiadu właśnie u nich.
Oprócz strefy znajdującej się na stołówce, zaraz przy wejściu głównym do szkoły znajdował się sklep Bubble Tea, którego pracownicy z powodu panujących upałów mieli pełne ręce roboty. Dodatkowo, jak portfel nie pozwalał na zbytnie wydatki to można było zaopatrzyć się jeszcze w pobliskim sklepie, do którego szło się może 3 minuty. Łatwo jednakże było złapać się na pewną pułapkę bowiem ostatni dzień konwentu był niehandlową niedzielą, więc sklep był zamknięty.
Podsumowanie
Chociaż na samym konwencie nie zabawiłam może jakoś wyjątkowo długo, spokojnie mogę zaliczyć go do udanych. Była to dobra okazja do spędzenia czasu ze znajomymi i jakiegoś psychicznego oderwania się od codzienności w pracy i stresu związanego z wrześniowymi poprawkami. Oczywiście, było kilka rzeczy, których mi brakowało, np. wspomniane planszówki, aczkolwiek nie wpływa to zbytnio na moją ocenę całości wydarzenia. Z wielką chęcią mogłabym polecić Ryucon wszystkim, a w szczególności młodszej części fandomu, która dopiero chce zacząć swoją przygodę z konwentami. Jako nieco mniejsze wydarzenie (w porównaniu do np. Magnificonu) wydaje mi się, że jest idealna propozycją zwłaszcza na swój „pierwszy raz” na konwencie.