„Coraz bliżej święta…” – mówi jedna z popularnych świątecznych piosenek. Już od końca listopada jesteśmy powoli zasypywani świątecznymi reklamami, na rynkach pojawiają się jarmarki i ogromne choinki, przyozdobione światełkami i bombkami. Nic więc dziwnego, że ten wyjątkowy nastrój udzielił się także i organizatorom konwentów, którzy postawili na gwiazdkowe stylizacje swoich wydarzeń. Jednym z takich konwentów jest Krakowski Xmascon 2017 organizowany przez Fun Cube, na który po prawie trzyletniej przerwie, postanowiłam się wybrać.
Czas i miejsce
Są rzeczy, które zwyczajnie się nie zmieniają. I tak jest w kwestii umiejscowienia tegoż wydarzenia. Odkąd tylko jeżdżę na konwenty, Fun Cube, a wcześniej B-team swoje eventy organizowali w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 7 w Krakowie. Jest to muszę przyznać bardzo dobra lokalizacja, ponieważ szkoła znajduje się na osiedlu mieszkaniowym, około 25 minut jazdy tramwajem od centrum miasta. Jest więc tam względnie spokojnie, a i dojazd nienajgorszy. Obok szkoły, oprócz kilku pomniejszych pizzerii jest także jeden większy sklep, w którym konwentowicze mogą się zaopatrzyć.
Czas w którym odbywał się konwent, także pozostaje dość stały, gdyż najczęściej jest to najbliższy weekend po lub przed mikołajkami. Taka data ma zapewne wzmocnić świąteczny nastrój. Dlatego też w tym roku, zgodnie z tą zasadą, padło na 9-10 grudnia.
Na miejsce konwentu dotarłam dość późno, bo około godziny 11. Muszę przyznać, że pomimo, iż byłam już tu wcześniej, musiałam skorzystać z mapki i instrukcji zamieszczonych na stronie, aby dotrzeć do szkoły. Pomimo ponad dwóch godzin od rozpoczęcia akredytacji, kolejka przed budynkiem była całkiem spora, jednakże w największej mierze obejmowała ona osoby bez zakupionego biletu. Tak jak było napisane na stronie, oraz w naszych newsach weszłam oddzielnym wejściem dla mediów. Tam, tak jak reszta uczestników dostałam swój identyfikator (z przeuroczym zimowym króliczkiem), opaskę na rękę oraz książeczkę z rozpiską i opisem atrakcji, ważnymi numerami oraz mapą szkoły i poszczególnych sal.
Atrakcje
Tych jak zawsze było całkiem sporo, aczkolwiek po tylu latach ciężko jest mnie czymś zaskoczyć i zainteresować. W tym roku moją największą uwagę przykuł III Najemny Oddział Piechoty Japońskiej, który oprócz pokazów walki, miał także swoją salę prelekcyjną. Zaciekawiona poszłam na wykłady dotyczące miecza japońskiego oraz struktury społecznej feudalnej Japonii. Muszę przyznać, że dowiedziałam się z nich wiele ciekawostek, szkoda tylko, że ten drugi panel trwał krócej, gdyż twórcy musieli przenieść się na Maina, na którym miały być pokazy mody Japońskiej.
Oprócz przesiadywania wśród fanatyków feudalnej Japonii skusiłam się także wstąpić na panel dotyczący „teorii spiskowych” w One Piece. Co było w nim najlepszego, prócz tego, że prowadził go Duo? Fakt, że trwał on 6 godzin! Tak, dobrze czytacie. 6cio godzinny panel poświęcony tylko i wyłącznie jednej serii. Żeby było ciekawiej, organizatorzy zakupili dla wszystkich jego uczestników przeróżne przekąski typu chrupki i paluszki oraz napoje z dużą zawartością cukru i kofeiny. Ale żeby nie było, że tylko One Piece tak zdominował ten konwent. Fani Gintamy także nie mieli na co narzekać, gdyż w tym samym czasie – co już wspomniany panel – trwał cały cykl poświęcony tej serii. Szkoda tylko, że osoby będące fanami obu tytułów musiały wybierać, ale cóż poradzić.
Niemniej najwięcej swojego czasu spędziłam na wszelkiego rodzaju konsolach, Ultrastarze i planszówkach. Szkoda tylko, że karaoke było dość oblegane i ciężko było dostać się do mikrofonu, przez co z tego typu atrakcji mogłam ze znajomymi skorzystać dopiero koło północy, gdy skończył się turniej w którym przypadkowo wzięliśmy udział. Co do gier planszowych, muszę przyznać, że ze smutkiem opuszczałam tę salę, udając się na prelekcje. Jak dla mnie, jest to świetny sposób na zapchanie sobie czasu na konwencie i spędzenie go ze znajomymi. Osoby kierujące tą atrakcją z chęcią i dokładnie tłumaczyły reguły nawet najdziwniejszych gier, więc łatwo było się połapać, o co w tym chodzi. Jedynym mankamentem tej sali było to, że zwyczajnie była mała. Mieściło się w niej raptem kilka stolików i przyjście w okolicach godzin 13-18 graniczyło z cudem. Może za rok uda się organizatorom przeznaczyć na to większą salę?
Cosplay
Cóż to byłby za konwent bez cosplayerów, którzy w dużej mierze tworzyli właśnie świąteczny klimat. Co chwilę można było spotkać osoby przebrane w stroje nawiązujące jakoś do Bożego Narodzenia, czy to przez kolorystykę, czy przez czapeczki Mikołaja, w której sama chodziłam.
Jeżeli chodzi o konkurs, to pomagałam swoim znajomym przy ubraniu stroju, oraz także można powiedzieć, że występowałam na scenie… Moim zadaniem było wysunięcie zza papierowego murku miecza-pułapki, tak więc, rola życia. Po tym występie postanowiłam zostać na Mainie i oglądać dalsze scenki. Jednakże przykro mi jest przyznawać, ale tylko kilka z nich było naprawdę ciekawych, a reszta zwyczajnie mnie zanudziła. W szczególności jak widziało się kolejną scenkę taneczną…
Bardzo ciekawą koncepcją była na konkursie kategoria „świątecznego cosplayu”. Dodając taką opcję zachęciło to na pewno wielu cosplayerów do tworzenia właśnie tego typu strojów, które wpływały na klimat wydarzenia.
Wystawcy
O nich nie będę się zbyt wiele rozpisywać z jednego prostego powodu – najczęściej na konwentach nic nie kupuję. Jednakże pozytywnie zaskoczyła mnie ilość stoisk z rękodziełami. Dzięki temu było w czym wybierać i bez problemu można było znaleźć prezent dla znajomego. Jednakże zdziwił mnie fakt, że w tym roku nie było stoiska Yatty, a jego miejsce zajmował inny sklep. Cóż, nie wiem z czego to wynikało (albo byli gdzieś indziej, tylko bez swojego namiotu?), aczkolwiek szkoda, bo tam najczęściej zaopatrywali się konwentowicze. Nie oznacza to oczywiście, że stoiska nie miały przez to silnej konkurencji.
Strefa gastro
Szkoła, w której odbywa się konwent ma jeden duży plus, a jest nim stołówka. I to właśnie w niej znajdowała się prawie cała strefa gastronomiczna (w sumie cała, wyłączając buble tea, będąca niedaleko głównego wejścia). Mogliśmy tam zakupić sushi, zapiekanki, japońskie słodycze, makaron z mięsem i warzywami, onigiri, oraz tradycyjne dla tego konwentu, tworzone przez helperów tosty.
Ceny jedzenia były mniej więcej takie, jak na wszystkich konwentach. Najtaniej wychodziły chyba tosty, które kosztowały około 5 zł za dwa. Jednakże kilka firm przygotowały na Xmascon specjalne promocje. Na przykład matcha.ya przed konwentem zorganizowała konkurs, w którym można było wygrać jeden z dwóch zestawów herbaty i słodyczy. Dla wszystkich jego uczestników przewidziano rabat na wybrany przez siebie zestaw. Także stoisko z onigiri oferowało promocję – przy dwóch zakupionych onigiri, trzecie gratis. Jednym z minusów tej strefy, było to, że nie wszędzie dało się zapłacić kartą, co mocno ograniczało mój wybór obiadu i kolacji.
Podsumowanie
Strasznie cieszę się, że przełamałam swoje zimowe lenistwo i zdecydowałam wybrać się na ten konwent. Był to dla mnie czas, który w świątecznej atmosferze mogłam dobrze spędzić z przyjaciółmi, a także wyrwać się z domu. Czy pojadę na kolejny? Czas pokaże, jednakże lubię wracać na Xmascony głównie ze względu na ten świąteczny klimat.