W pierwszej połowie kwietnia wystartowała kolejna edycja Śląskich Dni Fantastyki, którą mieliśmy okazję odwiedzić i którą to po raz kolejny objęliśmy naszym patronatem medialnym.
Od lat jestem zwolenniczką tych mniejszych imprez, organizowanych zazwyczaj w szkołach czy domach kultury lub nawet bibliotekach. Fakt, czasem ciężko się przecisnąć korytarzem albo preferowana prelekcja ma tylu entuzjastów, że drzwi się już nawet nie otwierają… ale z drugiej strony, jest coś naprawdę uroczego w tych małych wydarzeniach, co pozwala na prawdziwą fandomową integrację, która jakoś tak, rozpływa się przy dużych konwentach.
ŚDFy jak zwykle ujęły mnie niemal domową atmosferą, świetnymi prelegentami i chyba kilkoma absolutnie najlepszymi prelekcjami na jakich zdarzyło mi się być od naprawdę dawna.
Po pierwsze „Medycyna postapokaliptyczna – czyli czemu lepszy będzie weterynarz niż lekarz”. Niektóre rzeczy okazały się zaskakująco fascynujące, o innych wcale nie chciałam wiedzieć, jednak w ogólnym rozrachunku, były to rewelacyjne 2 godziny. PS. pamiętajcie, przy zbieraniu drużyny, o zgarnięciu ze sobą weterynarza, serio! Po drugie, „Czemu nigdy nie skolonizujemy Marsa” – po wysłuchaniu tej prelekcji naprawdę czuję, że mamy na tej planecie przechlapane… i to nawet nie jest ten „najmniejszy” problem.
Poza częścią teoretyczną nie brakowało też warsztatów ani możliwości posiedzenia nad planszówką czy grą komputerową. Tradycyjnie również można było sobie pośpiewać – i potańczyć. A jeśli ktoś miał ochotę na drobne (i większe) zakupy, to wybór na stoiskach okazał się naprawdę zadowalający.
ŚDFy niezmiennie polecamy, zwłaszcza jeśli lubicie kameralne wydarzenia!