Program tegorocznego Flambergu obfitował w kilka ciekawych larpów, spośród których należy wspomnieć o „Tajemnicy poliszynela”, grze przygotowanej przez grupę larpową zwaną MOCą. Opisują siebie następująco: „Grupa twórcza znana głownie z Przytrafiania się. Ludziom, Miastom, Imprezom. Mamy na koncie kilka fajnych LARPów, oraz kilka jeszcze fajniejszych, organizowanych razem, osobno, albo wcale”.
W skład grupy wchodzą: Murray The Demonic Talking Skull, Jego Książęca Małość Mały, Olga „Duch” Stepkiewicz i Sebastian „Curtis” Kejres.
Zamieszczamy tutaj relację jednej z uczestniczek gry, Agnieszki „Cykuty” Kisiel, oraz kilka zdjęć – abyście mieli okazję poczuć chociaż odrobinę klimatu tego larpa. Klimatu, który sprawił, że nawet fotograf musiał oddalać się od czasu do czasu by się po prostu wyśmiać :)
A oto i relacja:
„Tajemnica Poliszynela” to larp na 15-20 osób, napisany przez trio larpotwórców znanych jako M.O.C., oparty o konwencję commedia dell’arte, czyli schematycznej farsy teatralnej, wywodzącej się jeszcze ze średniowiecza. Gracze wcielają się w członków amatorskiej trupy teatralnej działającej przy Domu Kultury, która postanawia właśnie takie przedstawienie wystawią. W czasie larpa odgrywane są próby i wszystkie wydarzenia towarzyszące, takie jak (bardzo niewprawne) wieszanie dekoracji czy (bardzo ogniste) kłótnie w zespole.
Zapisując się na tę grę spodziewałam się przede wszystkim komedii. Nie tylko ze względu na słowo „commedia” (takie skojarzenia potrafią być mylące) ale przede wszystkim ze względu na materiały dostarczone przez samych twórców. W końcu jeśli gra każe nam zostać mieszkańcami Mogielników Górnych, gdzie najbardziej emocjonującym wydarzeniem miesiąca jest fakt, że w damskiej toalecie napisano „kaowiec to świnia,” gdzie za nieruchomościami rozgląda się firma Contrabandi Inc. i gdzie fabryka łyżew działa, mimo że nikt w niej nie pracuje…
„Tajemnica Poliszynela” osadzona jest w świecie, który najlepiej można opisać jako równoległy do naszego, gdzie wszystko jest podobne, ale realizm magiczny raz po raz przesiąka przez podłogę i czeka, by ktoś w niego wdepnął. Zdrowy rozsądek natomiast jest w dużym deficycie. O tych dwóch faktach warto pamiętać, przygotowując się do gry, warto także pobieżnie zaznajomić się z ideą commedia dell’arte – ot tyle tylko, by wiedzieć, że przedstawienia te nie miały fabuły jako takiej, że każdą postać rozpoznawano po masce, że każda z nich była archetypem postępującym w określony sposób i grającym pewien typ scen. Voila, to już w sumie wszystko, co musicie wiedzieć.
„No dobrze,” zapytacie, „ale jak to działa? Idę na larpa grać postać, która będzie grała postać?” Tak, dokładnie tak. Zgłaszając się na TP wybieracie sobie postać z miasteczka – osobę mieszkającą w Mogielnikach Górnych, których listę dostarczają twórcy – a następnie wybieracie postać ze sztuki – jeden z archetypów występujących w commedia dell’arte, których listę dostarczają twórcy. Dla najlepszej zabawy warto pomyśleć jak te dwie rzeczy mają się do siebie nawzajem. Czy księgowa z fabryki łyżew chciałaby grać egzaltowaną wdowę, czy może rozhulanego młodzieńca?
Dysponując tymi dwiema postaciami, uzbrojeni w scenariusz, ruszacie więc na larpa. Jak na próbę teatralną przystało, polega na powtarzaniu scen z przedstawienia, przyglądaniu się cudzym występom, czekaniu na własne, i gorączkowym szukaniu nożyczek. Nie tych scenicznych, tych prawdziwych. Tak jak się spodziewałam, jest to larp z ogromną dawką komizmu, jednak – czego się nie spodziewałam – w niektórych momentach może nagle zrobią się bardzo dramatycznie. Ale w końcu to przecież teatr.
Gorąco polecam „Tajemnicę Poliszynela” każdemu, kto lubi teatr, albo noszenie maski, albo pisanie obelżywych uwag na ścianach, albo wszystkie te rzeczy. Polecam ją też każdemu, kto szuka ciekawej i nietypowej rozrywki. W ogóle każdemu ją polecam.