W dniach 26 do 29 sierpnia bieżącego roku, w Cieszynie (głownie polskim, częściowo czeskim), odbywał się kolejny – coroczny – Ogólnopolski Konwent Miłośników Fantastyki „Polcon”. Impreza ta była wyjątkową – bo łączyła w sobie również czesko-słowacki Parcon oraz europejski Eurocon. Te trzy wydarzenia razem – stworzyły unikatowy twór – cieszyński Tricon.
Na takiej imprezie powinien być każdy – choćby dla samej jej niepowtarzalności. Niestety (lub „stety” – w zależności, jak się na to patrzy) organizatorzy przygotowali dla gości jedynie 1500 miejsc i nakreślili politykę informacyjną, która jasno wskazywała na to, że w dniu otwarcia o nocleg i akredytację będzie trudno. Poskutkowało to astronomiczną liczbą wcześniejszych akredytacji wynoszącą rekordowe 1360. Na miejscu pojawiło się jeszcze trochę osób i ostatecznie Tricon zamknął się w liczbie 1570 uczestników. Organizatorom udało się więc przygotować konwent dokładnie na wyznaczoną sobie miarę.
Do leżącego nad granicą Cieszyna można dostać się pociągiem (niestety bardzo rzadko kursującym), PKS-em i prywatnymi liniami autobusowymi oraz (rzecz jasna) własnymi środkami transportu. Organizatorzy dla ułatwienia podróży umówili się z jedną z firm busowych w sprawie podwózki gości bezpośrednio od dworca katowickiego pod same drzwi konwentu (co stanowiło przedłużenie standardowej wersji tej linii). Informacja o tym pojawiła się między innymi na stronie Triconu. Niestety w czwartek w południe niewielkie busy nie wyrabiały się i sporo konwentowiczów musiało pocałować klamkę zapchanego auta (podobnie, jak osoby postronne, chcące skorzystać z transportu po drodze). Na szczęście firma szybko zorientowała się w czym rzecz i dostawiła drugiego busa – co rozładowało tworzące się napięcie. Należy wspomnieć, że również powrót z konwentu do Katowic możliwy był w pewnych godzinach spod samego gmachu Polconu – co było również miłym ułatwieniem. Osoby, które podróżowały w innych godzinach lub innymi środkami publicznego transportu musiały podejść z dworca na teren kampusu uniwersyteckiego, w którym odbywał się Tricon. Przebycie tej drogi zajmowało około 15 minut.
Tricon do najtańszych konwentów z pewnością nie należał. Na wejściówkę w przedpłatach wydać było trzeba od 50 do 90 złotych, a na miejscu cena ta wzrastała aż do złotych 100. Kolejną stówkę przeznaczało się na noclegi w akademikach. Zdecydowanie mniej kosztował wybór wspólnej sali gimnastycznej (nie zrobiło tego zbyt wielu ludzi). Ta znajdowała się po czeskiej stronie konwentu – odległej o jakieś 25 minut dziarskiego marszu. Na szczęście można było się do niej (i z powrotem) dostać również kursującym co godzinę autobusem konwentowym (wieczorem do około 22) – za ten pomysł należą się organizatorom duże brawa. Mimo wszystko jednak położona za granicą szkoła był dosyć odciętą i opustoszałą enklawą Triconu.
Akademiki natomiast okazały się być budynkami o zaskakująco wysokim standardzie. Pokoje wyposażone w lodówki, kuchenkę, prawie prywatne prysznice i toalety – wszystko – szczególnie w cichym budynku – lśniące nowością. Panie sprzątaczki same codziennie rano wynosiły śmieci… Jednym słowem – pełen luksus.
Każda zaakredytowana osoba otrzymywała pokaźny komplet materiałów. W konwentowej torbie znaleźć można było dwa informatory (większy z regulaminem, ogólnymi informacjami, przedstawieniem gości i mniejszy kieszonkowy z planem prelekcji), trzy komiksy zawarte w jednej gazecie, antologię „Smok Urojony” i demo gry Machinarium.
Na terenie kampusu znajdowała się pełna baza żywieniowo-rozrywkowa. Na parterze jednego z akademików znaleźć można było czynny do późnych godzin klub studencki – miejsce, do którego udawała się znaczna część konwentowiczów po zakończeniu się programu. Tuż obok stołówka serwowała pełne dwudaniowe obiady w cenie zaledwie 10 zł. W głównym budynku dodatkowo znajdowało się niewielkie bistro. Oczywiście nie było też problemów z zamówieniem czegoś na wynos na teren Triconu. I szkoda tylko, że pogoda trochę nie dopisała – przez co nie wykorzystano do końca możliwości kolejnego punktu gastronomicznego – zewnętrznego grilla.
Główna część programu Triconu odbywała się w budynku dydaktycznym Uniwersytetu Śląskiego. Do dyspozycji konwentowiczów oddano 12 sal różnej wielkości – od średnich, poprzez całkiem spore, na dużym audytorium kończąc. Podział ten wyznaczał również bloki programowe. Na „niskim parterze” znaleźć można było głównie prelekcje erpegowe i LARP-owe, na parterze kinowo-serialowe, na piętrze literackie i naukowe, a w głównej sali – spotkania ze znanymi autorami. Podział ten nie był jednak aż tak wyraźny, a czasami wynikał bardziej ze względów technicznych – niż tematycznych. Należy tu zaznaczyć, że większość (jeśli nie wszystkie) z sal wyposażone były w rzutniki i inny sprzęt audiowizualny, z którego mniej lub bardziej chętnie korzystali prelegenci.
Moim zdaniem (potwierdzonym przez opinie znajomych) ze strony programowej wypadł bardzo dobrze. Prelekcje były dobrze przygotowane, a co najważniejsze pokrywały bardzo duży obszar tematów – o co często na Polconach trudno. Nic dziwnego, że ludzie chętnie korzystali z tego dobrodziejstwa – na tyle, że często nie mieścili się w salach. Jako, że Tricon był konwentem europejskim, pewna część programu odbywała się w języku angielskim, sporo było również tłumaczeń między polskim, czeskim i angielskim. Zdarzyło się również kilka punktów programu tylko po czesku (lub słowacku).
Nie można narzekać na gości, którzy licznie zjawili się na imprezie. Wśród nich byli między innymi Andrzej Sapkowski, Steven Erikson i Alan Campbell.
Jedynie LARP-ownie i Games Room – ten ostatni ku ewidentnej rozpaczy konwentowiczów – umiejscowione były po czeskiej stronie granicy. Po zakończeniu się głównego programu o godzinie 20:00 niewielu osobom chciało się wyruszać w pieszą wycieczkę ku planszówkom (zresztą również w środku dnia mało kto to robił). Podobnież miał się tam odbywać również jakiś blok programowy – ale generalnie nie udało się znaleźć nikogo, kto by nań trafił.
Pozostawieni sami sobie konwentowicze dziarsko wykorzystywali więc klub i akademiki do samo-integracji i zawiązywania nowych znajomości. Z tej strony Tricon można zaliczyć do imprez bardzo udanych.
Od strony logistyczno-organizacyjnej trudno Triconowi coś zarzucić. Świadkowie co prawda mówią o drobnych wpadkach na głównej gali konwentu, a w kuchni konwentu panował (jak to zawsze na konwentach bywa) twórczy chaos i rozwiązywanie pojawiających się (również – jak to zawsze bywa) niezależnych od organizatorów problemów. Od strony uczestników i prelegentów wszystko było jednak w porządku. Przed każdą prelekcją obsługa przynosiła wodę, pomagała podłączyć sprzęt, pytała czy czegoś jeszcze nie trzeba, a po 50 minutach bezlitośnie (czyli tak jak powinna) informowała, że trzeba już kończyć przedstawienie. Dla prelegentów również miłym dodatkiem były punkty (konwentowa waluta) do wydania w sklepiku z nagrodami, czy też możliwość napicia się przed/po prelekcji darmowej herbatki i zjedzenia ciasteczka w specjalnej salce. Szkoda tylko, że na Polconach utarło się, że prelegenci również (jak zresztą praktycznie wszyscy) płacić muszą pełną wejściówkę.
Z ciekawostek konwentowych należy wspomnieć o uroczystym otwarciu imprezy, które odbyło się na granicznym Moście Przyjaźni. Swoje przemówienia wygłosi zarówno przedstawiciele fandomów polskiego, czechosłowackiego i europejskiego, a także władz samorządowych. Uformowany tam orszak powędrował, ze smokiem na czele, do centrum miasta.
Innym faktem, dość ciekawym, było częste kursowanie karetek pogotowia po kampusie uniwersyteckim. A to ktoś nieszczęśliwie złamał sobie nogę, a to się zaciął. Pech widocznie prześladował konwentowiczów (oczywiście, pisząc często, mam na myśli faktycznie kilka razy).
Reasumując – Tricon był konwentem zdecydowanie udanym. Świadczy o tym przede wszystkim to, że podczas jego trwania jego uczestnicy nie nudzili się, raczej nie narzekali (tylko z powodu niedostępnej i odległej czeskiej enklawy), a co najważniejsze wyglądali na zadowolonych z przyjazdu.
Ocena konwentu: 5-
Pełną galerię zdjęć z konwentu znaleźć można tutaj, a dwa dodatkowe filmy wideo z otwarcia tutaj.