Niechętnie pojawiam się na małych imprezach. Zdecydowanie jestem fanką dużych konwentów, których liczba uczestników przekracza co najmniej 2 tysiące. Wolę imprezy fantastyczne od mangowych. O Wonderful Wonder Festiwal (często nazywany zdrobniale Wonderkiem) słyszałam jednak bardzo wiele pochlebnych opinii od cosplayerów. Kiedy zostałam poproszona przez Maga o pomoc przy akredytacji, pomyślałam przez chwilę i zgodziłam się przyjechać do Wrocławia.
Czas, miejsce, akcja!
Wonderful Wonder Festiwal odbył się w ubiegły weekend (25 – 26 czerwca) we Wrocławiu, zorganizowany przez Wrocławskich Mangowców. Pomimo swojej nazwy, jak mogłoby na to wskazywać określenie „festiwal”, Wondercon jest małą imprezą. W tym roku odwiedziło ją około 450 osób. Wbrew mojemu przekonaniu (i wielu innych osób), Wonderek wcale nie jest konwentem stricte mangowym – o czym można było się przekonać, przeglądając program.
Na konwentowiczów czekały dwa miejsca – Hala IASE, w której można było pograć w przeróżne gry, oraz Gimnazjum Numer 19, gdzie odbywały się punkty programu i były wyznaczone miejsca na sleeproomy. Wstęp do Hali był darmowy. Chcąc wejść do szkoły, należało kupić wejściówkę. Oba budynki były oddalone od siebie o dwa przystanki. Autobusy miejskie kursowały co kilka minut, dlatego można było łatwo się tam przedostać, jednak informacje o dojeździe zawarto jedynie na stronie konwentu. Nie pojawiły się w żadnym innym miejscu, nie było ich nawet w informatorach ani w tabeli programowej. Wiele osób przebywających na Hali, nie wiedziało, jak ma się dostać do szkoły i gdzie dokładnie się ona znajduje.
Każda osoba, która przeszła akredytację, otrzymywała opaskę w odpowiednim kolorze (kolor symbolizował funkcję oraz prawo do noclegu), identyfikator utrzymany w konwencji Alicji w Krainie Czarów (niestety smycze nie przybyły na czas, dlatego nie było obowiązku ich noszenia), mały informator, w którym znajdowały się posortowane alfabetycznie opisy prelekcji oraz tabelę programową.
Złe miłego początki
Opóźnienia to chyba problem, jaki dotyka każdy konwent, niezależnie od jego wielkości. Zawsze na coś musimy czekać, choć oficjalne godziny mówią inaczej. Tak było w przypadku Wonderka. Akredytacja otworzyła się dopiero o 11, a nie jak wcześniej zapowiadano – o 9. Wiadomość o zmianie godziny akredytacji podano na Facebooku oraz przekazano „pocztą pantoflową”, jednak nigdzie nie pojawiła się kartka z tą informacją, dlatego osoby, które przyszły wcześniej, nie wiedziały, co się dzieje. Cosplayerzy musieli czekać 3 godziny na rozpoczęcie swojej próby. Helperzy nie byli w stanie udzielić im wystarczających informacji, ale na szczęście pomagali wytrzymać w gorących strojach. Niektóre atrakcje zupełnie się nie odbyły – na przykład nikt nie zatańczył Belgijki, z powodu braku odpowiedniego nagłośnienia. Zabrakło tablicy informacyjnej, na której można byłoby znaleźć wszelkie zmiany programowe.
Jak dowiedziałam się od organizatorów, były plany, aby taką rozstawić, niestety na pomysłach się skończyło. Zabrakło profesjonalizmu przy oznaczeniach sal – nazwy nie zostały wydrukowane, a napisane ręcznie. Niestety, czasami bardzo krzywo. W centrum zamieszania byli również helperzy, a właściwie ich koszulki. Wylądowały nie w tych miejscach, co potrzeba. Ich kolory również nie zawsze się zgadzały z zamówieniami koordynatorów (na przykład akredytacja miała mieć zielone koszulki z czarnymi napisami, a otrzymała czarne z zielonymi literami).
Powyższe sprawy to tylko kilka nieudogodnień, z którymi musieli zmagać się uczestnicy Wonderconu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zostanie to poprawione.
Atrakcje w szkole
Wondercon oferował aż sześć sal tematycznych (jedna znajdowała się na Hali, aby wejść na prelekcję, należało pokazać opaskę). Były to: Sala Warsztatowa, Sala Konkursowa, Sala Wielotematyczna, Sala Azjatycka, Sala Animelogii i Sala Nowych Technologii. Na warsztatach można było nauczyć się wszystkiego. Zaczynając od grania w LARP-ach i RPG-ach, robienia dobrych zdjęć, a kończąc na nauce alfabetu migowego. Konkursy były wielotematyczne – nie ograniczały się jedynie do mangi i anime. Znalazło się miejsce dla wiedzówek o Star Wars (jednak nie wiem, czy Największy Nerd uznałby ją za dobry konkurs), Harrym Potterze czy Steven Universe. Były prelekcje o cosplayu, serialach fantasty takich jak Stargate i Supernatural. Wondercon podtrzymał tradycję konwentowych ślubów i takowe również zorganizował. Choć ich pora była zabójcza (od godziny 23), to wszystkie młode pary świetnie się bawiły. Oczywiście nie mogło zabraknąć prelekcji o kulturze azjatyckiej oraz ulubionych seriach. Była pogadanka o One Piece, D.Gray-man, czy Drifters. Jak tradycja głosi – na każdym konwencie powinno poruszyć się sprawę openingów i endingów oraz zorganizować konkurs – tak zwaną „screenówkę”. Na Wonderku też tego nie zabrakło! Przez całą noc można było pogłębiać swoją wiedzę, ponieważ program w szkole był właśnie całonocny.
Osoby, które chciały odpocząć chwilkę od paneli, mogły udać się na zakupy. Na stoiskach wystawców do nabycia było multum rzeczy – puchate ogony, wianki, naklejki, plakaty, podkładki pod myszki czy kubki. Można było zjeść bardzo dobre sushi oraz wypić bubble tea.
Jeśli Wasz portfel świecił pustkami lub niekoniecznie chcieliście coś kupować, czas można było miło spędzić na graniu w planszówki. Wybór był naprawdę wielki, wystarczyło przejrzeć tytuły leżące na dwóch ławkach. Można było wziąć udział w sesjach RPG oraz LARPach. Te ostatnie odbywały się nawet w nocy, choć nie były wpisane do programu. Jeden z Mistrzów Gry okazał się takim natrętem, że nie sposób było mu odmówić i nie zagrać w „LARPie o polskiej sarmacji z odrobiną magii”. Jedna z konwentowych plotek mówi, że LARPowicze wygonili innych ze sleeproomu, aby móc zagrać.
W szkole działo się naprawdę wiele rzeczy, a program był bardzo atrakcyjny. Nie spodziewałam się, że mały konwent może zaoferować tak wiele ciekawych atrakcji. Jak widać, powinnam dać szansę wykazać się Wonderkowi.
Atrakcje w Hali
Hala IASE należąca do kompleksu Hali Stulecia była przede wszystkim poświęcona grom różnego typu. Już od przekroczenia progu nie można było wyzbyć się wrażenia, że weszło się na kolorowy jarmark. Chińskie jedzenie w charakterystycznych pudełkach to jedno, a popcorn i wata cukrowa to drugie. Jednak idąc w głąb hali, powoli klimat się zmieniał. IASE (szczególnie na górze) przypominało mi małą imprezę e-gamingową. W przeciwieństwie do szkoły, halę zamykano na noc. Co jakiś czas po jej korytarzach przechodzili się helperzy i rozdawali pamiątkowe przypinki z logo Wonderconu.
Na dole znajdowała się konsolówka. Konwentowicze mogli zagrać na Nintendo, Play Station oraz Xboxach. Jeśli któraś z gier bardzo im się spodobała – mogli ją od razu kupić w sklepiku nieopodal. Był bardzo dobrze zaopatrzony, a ceny atrakcyjne. Gdybym tylko miała parę złotych w kieszeni, kupiłabym kilka tytułów na swojego Xboxa. Niestety, tym razem musiałam obejść się smakiem. W konsolówce również rozgrywały się turnieje – w Super Smash Mario Bros, Mortal Kombat, Guilty Gear oraz Street Figthera. Nagrody z konkursów rozdano dopiero w niedzielę, pod koniec trwania imprezy.
Na górze hali ustawiono wielką scenę, na której odbywał się konkurs cosplay oraz różne pokazy, między innymi Kiry – psa, który trenuje parkour. Zaśpiewali również: Zespół Bez Ambicji (wcześniej nie miałam pojęcia, że taki zespół istnieje) oraz Martin Lechowicz. Na niedzielę zaplanowano pokaz kendo oraz Wielki Finał Doty 2.
Strefa handlowa była o wiele większa niż w szkole. Wystawcy próbowali przyciągnąć do siebie konwentowiczów różnymi gadżetami. Jedną z nowości były spódniczki uszyte ze specjalnie nadrukowanych tkanin – która z dziewczyn nie chciałaby nosić na co dzień Szczerbatka albo Pikachu?
Naprzeciwko strefy handlowej można było pograć w OSU, czyli grę rytmiczną, która polega na klikaniu w odpowiednim momencie, czy potańczyć na DDR-ach. Śmiechów nie było końca, szczególnie wtedy, gdy muzyka przyśpieszała. Obok znajdowała się retrostrefa (przygotowana przez DKiG), gdzie można było zapoznać się ze starymi komputerami oraz starszymi tytułami. Moje serce skradł Super Frog na Amigę.
Hala była nie tylko miejscem dla gier elektronicznych. Dużo przestrzeni poświęcono planszówkom. Helperzy, którzy zajmowali się tą strefą, byli bardzo chętni, aby pokazać innym, jak powinno się grać w wybrany przez siebie tytuł.
Podsumowanie
Program Wonderconu był naprawdę świetny i nie miał większego problemu w obronieniu się. Choć początki konwentu nie zapowiadały się dobrze, to całość wypaliła. Tutaj od razu należą się podziękowania dla organizatorów, którzy nie tracili zimnej krwi i potrafili zaradzić podczas każdej nieprzewidzianej sytuacji. Pogoda dopisywała, w szkole nie było aż tak duszno, jak można by się było spodziewać. Klimatyzacja w hali nie zawiodła. Mnie czasami było nawet za zimno (szczególnie w niedzielę, kiedy nieco się ochłodziło) i musiałam chodzić w bluzie.
Choć nieczęsto pojawiam się na małych imprezach i wolę duże festiwale, to Wondercon zdołał pokazać mi, że jest konwentem godnym uwagi. Jeśli Wrocławscy Mangowcy zorganizują czwartą edycję, na pewno się na nią wybiorę. Nie będę się wzbraniać ani narzekać, że tak mało osób odwiedza Wonderek. A Wy? Jakie były Wasze reakcje? Jak wspominacie Wonderful Wonder Festiwal?